Carragher: Nadchodzi czas próby
Podczas gdy gracze Liverpoolu rozpoczną ostatnie 90 minut sezonu w tę niedzielę, są duże szanse na to, że marzenia, których spełnienia byli tak blisko, trzeba będzie przesunąć na następną kampanię.
Nie można jednak zapominać o ich osiągnięciach w ostatnich dziesięciu miesiącach. Liverpool miał niebywale udany sezon i często można go było określać jako najlepiej grający klub w kraju. Zresztą kto wie, może uda się nawet zdobyć trofeum, kiedy nieoczekiwanie poślizgnie się Manchester City.
Jednakże najprawdopodobniej sezon zakończy się bez ligowego sukcesu, podobnie jak w 2002 i 2009 roku, kiedy również byliśmy pierwszymi przegranymi. To były najlepsze składy Liverpoolu, w jakich grałem, ale czy ktokolwiek to pamięta? Nie. Dlaczego? Ponieważ niczego nie zdobyliśmy.
Każdy pamięta zespół, który wygrał Ligę Mistrzów w Stambule dziewięć lat temu, jednak tamta drużyna była porównywalna do tegorocznego składu, który ułożył Brendan Rodgers. Składu, który strzelał gole jak na zawołanie i wygrał 11 meczów z rzędu w Premier League.
Doceńmy to, jak wielki udział w formie Liverpoolu zawdzięczamy Rodgersowi. W przeciwieństwie do menedżerów Chelsea czy Manchesteru City, on nie skupiał się nadto na wielkich inwestycjach, przepłacaniu czy przekonywaniu piłkarzy rozpustnymi pensjami. Sukces Rodgersa wywodzi się z godzin ciężkiej pracy na boisku treningowym.
Spójrzmy tylko, jak wielu piłkarzy zanotowało zauważalny progres w swojej indywidualnej grze. Jordan Henderson, Raheem Sterling, Daniel Sturridge podnieśli swój poziom na tyle, że spodziewamy się ich w wyjściowej jedenastce reprezentacji Anglii w meczu z Włochami na mundialu. Jon Flanagan również może załapać się do samolotu do Brazylii, jeżeli pojawią się jakieś kontuzje w ten weekend.
Nawet Steven Gerrard i Luis Suárez zdołali zyskać na jakości. Steven rozwinął się na nowej, bardziej cofniętej pozycji w linii pomocy, podczas gdy niewyobrażalna forma Suáreza w dużym stopniu zależała od taktycznych ustaleń menedżera.
Liverpool rozbłysnął dzięki Rodgersowi, a nie dlatego, że Fenway Sports Group konkurowało na rynku transferowym z szejkiem Mansourem czy Romanem Abramowiczem.
W obydwu kampaniach, w których byłem blisko tytułu, potrzebowaliśmy dwóch lub trzech dużych transferów, aby zrobić krok naprzód, jednak decydujące, kolejne okienka transferowe były przepełnione beznadziejnymi nabytkami, kiedy Gérard Houllier i Rafa Benítez oraz ich skauci powstrzymali nas przed przejściem na wyższy poziom.
Na przykład Houllier nie skorzystał z szansy wykupienia Nicolasa Anelki po udanym wypożyczeniu w 2002 roku. Nicolas pomógł nam w znacznym stopniu w zdobyciu tych 80 punktów, ale Houllier zamiast niego wolał kupić senegalski duet złożony z Salifa Diao i El Hadjiego Dioufa oraz francuskiego pomocnika Bruno Cheyrou, którzy kosztowali razem ponad 20 milionów.
Diouf strzelił dwa gole w debiucie przeciwko Southampton na Anfield, ale to jedno z jego rzadkich osiągnięć. Po pierwszych sesjach treningowych mieliśmy nadzieję, że to przez nerwy nie mogą rozwinąć skrzydeł, ale po kilku miesiącach jasnym był fakt, że lepiej już nie będzie. Skończyliśmy na piątym miejscu z 64 oczkami.
Podobnie było w 2009 roku. Benitez sprzedał Xabiego Alonso i kupił w zastępstwo kontuzjowanego Alberta Aquilaniego; Sami Hyypiä odszedł i został zastąpiony Sotiriosem Kyriakosem; sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, ponieważ transfery z lata 2008 również nie były najlepsze.
Piłkarze tacy jak Philipp Degen, Andrij Woronin, Andrea Dossena i David N’Gog rzadko pojawiali się w składzie, kiedy walczyliśmy z Manchesterem United, ale w sezonie 2009/2010, kiedy uderzyła fala kontuzji, byli potrzebni w wyjściowej jedenastce.
Wracając do 2009 roku, Liverpool myślał nad powrotnym transferem Michaela Owena na Anfield; Everton również był zainteresowany, ale Manchester United nieoczekiwanie wszedł do gry i Michael powiedział mi o rozmowie, jaką odbył z sir Aleksem Fergusonem.
Mogliście wtedy myśleć, że Ferguson bał się nas, oddalonych od United o cztery punkty w tabeli, jednak powiedział Michaelowi, że nie widzi Liverpoolu jako największego rywala w walce o tytuł, ale uważa Chelsea za najtrudniejszą przeszkodę do przebycia. Miał rację. Chelsea zgarnęła tytuł, a my skończyliśmy na siódmym miejscu z 63 punktami.
Więc to właśnie teraz nadchodzi czas próby dla współczesnego Liverpoolu i wielu może się zastanawiać – ja również – czy mają w sobie to coś, aby przeciągnąć dobrą formę na następny sezon. To niezwykle ważne, aby ruchy, jakie wykonają w tym okienku transferowym, były przemyślane.
Spójrzmy tylko na nabytki ostatniego lata. Większe transfery, Simon Mignolet i Mamadou Sakho, dali sobie radę, ale wciąż mają wiele do poprawy, podczas gdy reszta – Iago Aspas, Luis Alberto, Victor Moses i Aly Cissokho – nic nie wniosła. Jaką różnicę mogli zrobić, gdyby okazali się udanymi zakupami?
Moses i Cissokho, którzy przyszli na zasadzie wypożyczenia, powrócą do macierzystych klubów, ale jeżeli Aspas i Luis Alberto zostaną, będą musieli zacząć robić różnicę, kiedy the Reds będą walczyli również w Lidze Mistrzów.
Liverpool nie potrzebuje kolejnego lata, opartego na wypełnianiu pokątnych luk w składzie, ale porządnych, jakościowych wzmocnień. Potrzeba im trzech piłkarzy, którzy wejdą do podstawowego składu – dwóch obrońców i pomocnika, następnie kolejnego napastnika oraz skrzydłowego, aby pogłębić skład i dodać jakości.
Dużo słyszymy na temat komitetu transferowego, który pracuje za kulisami na Anfield, jednak jakkolwiek on działa, właściciele muszą dać Rodgersowi finansową swobodę i zaufać jego wyborom na rynku transferowym, które powstrzymają klub od tego, co stało się po 2002 i 2009 roku.
Brendan, jego zespół skautów oraz właściciele muszą wyciągnąć wnioski z błędów z przeszłości i zapewnić to, że ta kampania była raczej odskocznią do przyszłych sukcesów, niż jedynie wierzchołkiem ambicji.
Cztery sezony zajęło Houllierowi i Benítezowi wejście do wyścigu o tytuł, a Rodgers doszedł do tego w dwa lata, w bardziej widowiskowym stylu, aczkolwiek z tą pomocą, iż nie walczył na froncie europejskim.
Podsumowując, cokolwiek nie zdarzy się w ten weekend, Liverpool musi teraz skupić się na tym, aby walka o tytuł nie skończyła się na tej kolejce, ale trwała na lata.
Jamie Carragher
Komentarze (5)
Co do samej wypowiedzi - nic dodać nic ująć... GENIUSZ