Torres: Nie jestem zdrajcą
Fernando Torres nie może się pogodzić z tym, że został w mediach przedstawiony jako „zdrajca”, po swoim kontrowersyjnym i głośnym transferze do Chelsea pięć lat temu.
Hiszpan dodał, że czuł się zdradzony przez ówczesnych członku zarządu Liverpoolu, stąd „żądanie transferowe”, które zgłosił Torres, wymuszając na klubie swoje przenosiny do Londynu.
Napastnik w książce Ring of Fire: Liverpool FC into the 21st Century – the players’ stories napisanej przez Simona Hughesa mówi otwarcie o swoim rekordowym transferze na Stamford Bridge, przechodząc do the Blues za 50 milionów funtów.
Torres powiedział o swojej rozmowie z dyrektorem wykonawczym Christianem Purslowem latem 2010 roku i jego późniejszym następcą – Damienem Comollim, który trafił do klubu w listopadzie.
El Nino zapytał wprost, czy może być sprzedany, wobec ciągłych problemów finansowych klubu. Otrzymał wówczas odpowiedź od Purslowa, że kluczowi zawodnicy muszą pozostać na Anfield, gdyż wartość klubu zostanie zachowana na odpowiednim poziomie przy procesie sprzedaży potencjalnym nowym właścicielom.
Jego frustracja sięgnęła zenitu, gdy kilka dni po rozmowie z Purslowem, Javier Mascherano został sprzedany do Barcelony.
Fenway Sports Group po przejęciu klubu zaczęło tworzyć nową strukturę działania w Liverpoolu. Zatrudniony został Comolli, a niedługo później Kenny Dalglish zastąpił zwolnionego Roya Hodgsona.
– Comolli powiedział mi, że nowi właściciele mają swój pomysł na budowę zespołu.
– Zamierzali ściągnąć młodych zawodników i w oparciu o nich tworzyć klub. Pomyślałem sobie, że będzie to wymagać dużo czasu. To mogło trwać dwa, trzy, pięć, a nawet dziesięć lat.
– Nie chciałem na to czekać. Miałem wtedy 27 lat i potrzebowałem czegoś innego. Chciałem wygrywać. Pięć lat po tamtym okresie Liverpool dalej jest w budowie. Są na tej samej pozycji w lidze, na której byli, gdy opuszczałem Anfield.
– Zostałem przedstawiony w mediach jako zdrajca. To kompletny nonsens, gdyż sami nie wiedzieli, co chcą zrobić z zespołem. Musieli znaleźć winnego swych niepowodzeń – podsumował.
Komentarze (31)
Pamiętacie casus Lewandowskiego kilka lat temu? Chciał odejść z Borussii do Bayernu, które między sobą mają podobne stosunki, co LFC i Chelsea. Mimo wcześniejszej zgody zarządu, został zatrzymany siłą w klubie, wbrew własnej woli, czego nigdy nie krył. I co? Grał dalej dla Borussii, został nawet królem strzelców, do ostatniego meczu dawał z siebie wszystko, nie stękał, nie kwękał i się na nikogo nie obrażał. Koniec końców odszedł do Bayernu, do tego za darmo, więc klub nie zgarnął za niego nawet eurocenta. I co? I dalej grał dla klubu, do momentu zakończenia obowiązywania kontraktu. Odszedł w blasku reflektorów, nie zostawił po sobie smrodu i w obu klubach jest szanowany. Czyli jednak można to zrobić z klasą.
Panie Torres. Nikt nie ma pretensji o to, że odszedłeś. Wszyscy mają pretensje o sposób, w jaki się to odbyło. Mówienie chwilę temu w mediach, że się zostaje w klubie, nie zagra się nigdy w innej angielskiej drużynie, po czym kilka dni później transfer request i transfer do Chelsea, godziny przed zamknięciem okienka transferowego. Został ogromny smród i żal i to kibice mogą się czuć oszukani. Przez Ciebie.
Teoretycznie dwa takie same przypadki, przejście kluczowego zawodnika do wielkiego rywala, ale jednak zupełnie inne.
przechodzi do jednego z głównych rywali wymuszając transfer.
Torres chce, żeby Liverpool był winny jego niepowodzeń. nie na odwrót :) A sami zawodnicy mieli go za śmiecia (nigdy nie znudzi mi się łokieć Aggera i piątka z Carragherem :) )
Niektórzy mają klasę, a niektórzy nie.
Zdrada to odejście do największego rywala, niezależnie od okoliczności.
Im mniej rozgrzebuje się to gówno tym lepiej dla niego. Kibice mu powiedzmy, że wybaczyli bo swoje w Chelsea wycierpiał. Może i powygrywał sporo, ale przeżył tam istny czyściec.
I rzeczywiście Torres jest w tym samym miejscu, czyli w dupie. Zdobył LM, regularnie występuje w jej decydującej fazie, ale ominęły go wielkie wzloty LFC - wicemistrzostwo i Puchar dla niepełnosprawnych. Ma czego facet żałować.
Sytuacja jest prosta - my dostaliśmy 50 mln, on możliwość wygrywania. Dla obu stron dobry interes. Wszyscy się jarają jak to Suarez z klasą odszedł, tymczasem była to jeszcze większa żenada niż transfer request. Zejdźcie na ziemie, bo parę lat już od sytuacji minęło, a wy dalej palicie koszulki hehe.
A już porównywanie do Lewandowskiego (bardziej może do sytuacji BVB, niż samego piłkarza) to już jakaś kpina.
Oczywiście, że rywalizacja między klubami w związku z tym co piszesz z relacji raczej obojętnych weszła w stan wrogości, ale zarówno Chelsea prawdziwe "kosy" posiada na własnym londyńskim podwórku tak i my w pólnocno - zachodniej części Anglii i tyle.
Zwykły konflikt to co innego, a to z Chelsea mamy gdyż narodziła się nowa historia. Nikt nie jest na tyle ograniczony by tego nie dostrzec, że bardziej nie lubimy się z Chelsea niż z Toffikami obecnie.
Biorąc pod uwagę jak mi "dojebałeś" pierwszym zdaniem, można odnieść wrażenie, że faktycznie tak jest - wszak poziom na chelsealive.pl zbliżony do twojego, więc naturalnym następstwem jest wzajemna internetowa napinka.
Jasne, że największy patos dotyczy derby Liverpoolu i z Manchesterem, ale nasze derby z Mułami czy z Evertonem wynikają z położenia geograficznego.
Ale na prawdę przykro słuchać, że mecze z Chelsea to zwykłe mecze :) Polecam obejrzeć półfinały LM z 2005 i 2007 roku, nasze półfinały w Pucharze Anglii z tamtych czasów. Historia pisze się cały czas, a walki Mourinho z Benitezem to główne wydarzenia futbolowe tamtych czasów praktycznie.
Może teraz to znowu zwykłe mecze, ale wtedy Torres odszedł do Chelsea tak samo jakby odszedł do ManU. Tyle.
Fajnie, ze jestes i wszystkim polecasz mecze. Podrzucisz linka, skad sciagnac badz obejrzec?
Jezeli uwazasz, ze "roznice" pomiedzy LFC a Evertonem czy United wynikaja z geografii, to jeszcze sporo odkrywania historii przed Toba.
Widzisz, ruchy kibicowskie na swiecie sie roznia, ale podstawy wszelkich animozji swoje korzenie maja raczej w czyms innym, niz pare spotkan w jakiejs tam fazie jakichkolwiek rozgrywek. Jak czytam, ze w gronie najwiekszych rywali LFC sa druzyny z TOP 7, to w pewnym sensie jestem w stanie to rozumiec. Ale sport swoja droga, a ruchy kibicowskie (czyt. spoleczne w pelnym tego slowa sensie) swoja.
Ja wiem, ze tonacy brzytwy sie chwyta, ale juz masz tak pociete dlonie, ze jestem pelen szacunku dla twojej osoby, ze takie bzdury potrafia Ci przejsc przez klawiature.
Heh, zacznijmy od tego, że mimo całkiem literackiej pozy to troszkę nie na poziomie zaczynasz dyskusję.
Ciężko z Tobą dyskutować, jeśli nadinterpretowywujesz każdą tezę, a później ją gasisz ;)
No jasne, że podstawą jest położenie geograficzne. Spina z Evertonem z dupy się wzięła? :D Czy cała kwestia ze stadionem, jednak wynikała z tego, że oba kluby pochodzą z jednego miasta. No z Manchesterem może trochę poleciałem faktycznie, ale też bym tu szukał początków.
Nie mówię o całej historii piłki nożnej, tylko scenografii transferu Torresa do Chelsea, bo jednak tego dotyczy temat, prawda? Z resztą Twoje podejście świadczy o Twoim ograniczeniu. Znasz zapewne elegancko historię do pewnego momentu, ale nic do tego nie dopisujesz :) Z resztą od tamtego czasu los tak śmiesznie połączył te 2 zespoły, że dzisiaj faktycznie mówimy o bitwach. Skoro Twoim zdaniem na relacje między klubami nie miały wpływu bramka widmo Garcii, wojny Mourinho z Benitezem, transfer Torresa czy nawet poślizgnięcie się Gerrarda to rzeczywiście mam strasznie krzywy obraz na to wszystko.
Z resztą tak jak i zapewne Ty jestem tylko kibicem Liverpoolu mieszkającym w Polsce i dla mnie na przykład główne znaczenie mają względy sportowe. Zaskoczony?
No pewnie, że położenie geograficzne. Na takiej zasadzie wszystko można wytłumaczyć - bo leżą w jednym mieście, regionie czy kraju (vide Barcelona - Real). Pewna logika w tym jest, ale samo położenie o niczym nie świadczy. Od czegoś zacząć się musi.
Ja do samego zachowania Torresa się nie odnosiłem - odniosłem się do trzech rzeczy, w tym jednej którą m.in. Ty poruszasz, mianowicie stosunków na linii LFC - Chelsea.
Otóż jestem pewny i daję sobie głowę uciąć (serio, nie literacko), że w przypadku stoczenia się sportowego czy to LFC czy Chelsea wszystko wróciłoby do normy. Już w zeszłym sezonie było to widać, że atmosfera ze względu na wyniki Chelsea nie jest specjalnie napięta. Oczywiście - to jest Chelsea, zepną się na mecz z nami, mają dalej świetnych piłkarzy - ok, to dodawało trochę "uroku". Ale hipotetycznie sam przyznaj - idzie, załóżmy ze względu na sympatię, Chelsea na dno, czyt. spada z ligi. Ot, Rosjanin sprzedał ich w pizdu i wszystko się rozjebało (mało prawdopodobny scenariusz, gdyż nawet w przypadku jego braku Chelsea to już marka). Kto się jara meczami z Chelsea? Oprócz drobnych utarczek w stylu "i gdzie teraz jesteście?". A teraz wyobraź sobie to samo z United - każdy mecz, im rzadziej tym szczególniej, czy to w FA Cup czy innych rozgrywkach to byłaby wojna. Podoba się komuś czy nie (i nie ma się co tu specjalnie upierać), waga tych spotkań jest całkiem inna.
Do tego się doczepiłem i tego się trzymam - odejście Torresa do Chelsea nie ma takiej "mocy" jakby się to miało odbyć w stronę United. Chelsea nigdy nie była dla nas nawet jednym z największych rywali, a w momencie transferu sportowo była dużo przed nami. Dlatego napisałem później, że w kontekście sportowym jestem w stanie złość zrozumieć, ale nie porównujmy tych dwóch klubów jako wrogów. Napisałbym klasykiem, że nie nazywajmy szamba perfumerią, ale tak jak Manchesterowi daleko do perfumerii, to Chelsea w kontekście LFC tak samo daleko do szamba (choć może nie, bo wtedy musiałyby zamienić się miejscami, a to też nieprawda ;-)).
Jak tam wzloty LFC w kontekście dalszej kariery Torresa? Masz coś do dodania czy tylko chciałeś coś napisać?
O moje życie się nie martw.