100 ważnych wspomnień
Pozycja w rankingu
17
Opis
Powoli zbliżamy się do pierwszej 10. Ważnych wspomnień Liverpoolu. Tym razem numer 17, czyli najwspanialszy finał Pucharu UEFA w historii, w którym Liverpool pokonał Deportivo Alaves 5:4. Miało to miejsce 16 maja 2001 roku.
Mecz: Liverpool 5:4 Alaves, finał pucharu UEFA
Data: 16.05.2001
Stadion: Westfalenstadion, Dortmund
Widownia: 65 000
Ten wspaniały wieczór przypomni nam jeden z pracowników This Is Anfield, Steve Speed:
- Był to pierwszy finał Liverpoolu w europejskich rozgrywkach od 16 lat i atmosfera oczekiwania była namacalna wszędzie. Poczyniono także wielkie przygotowania do świętowania ewentualnego triumfu. Nie wydaje mi się, żebym był bardziej podekscytowany przed jakimkolwiek innym meczem. Około miesiąca przed finałem rozpocząłem trwającą około 2 tygodnie pracę, w której pomagałem innym przygotować się do wyjazdu, czyli rezerwowałem hotele, załatwiałem bilety na mecz i tym podobne. Strasznie zazdrościłem każdemu z tysięcy innych kibiców, którym pomogłem w dostaniu się na Westfalenstadion, ale to tylko zwiększyło moje przedmeczowe podniecenie.
- Dla mnie, miejscem do oglądania spotkania stał się pub ‘The Sefton Arms’ w Liverpoolu. Niestety, w trakcie finału 4 lata później, w Stambule, byłem akurat w Vancouver, ale mogę sobie wyobrazić, że atmosfera była podobna, albo nawet lepsza niż w 2001 roku. Kiedy dotarliśmy na miejsce, pub był już oczywiście niesamowicie zatłoczony, ale na szczęście mój tata i znajomi, z którymi miałem oglądać finał zarezerwowali stolik w idealnym miejscu, niedaleko wielkiego ekranu. Usiedliśmy więc zadowoleni z kuflami w dłoniach i oczekiwaliśmy na pierwszy gwizdek. Przed meczem żaden z nas nie niepokoił się za bardzo o rezultat, w końcu Alaves było zupełnie nieznanym klubem i na pewno nie spodziewaliśmy się takiego finału, jaki zafundowali nam zawodnicy. Po tym, co przeszliśmy w drodze do dwóch pozostałych finałów w tamtym sezonie, liczyliśmy na spokojną wygraną.
- Nie musieliśmy długo czekać na przełamanie defensywy Hiszpanów, a zrobił to strzałem głową Babbel, a po chwili podwyższył wspaniałym strzałem Gerrard. Prowadziliśmy dwoma bramkami i kontrolowaliśmy grę, więc nikt się zbytnie nie przejął, kiedy Alaves strzeliło kontaktowego gola. Zazwyczaj, kiedy Owen wychodził sam na sam z bramkarzem, rezultat był z góry wiadomy. Tym razem jednak, przy stanie 2:1 dla Liverpoolu, bramkarz Alaves wyszedł z bramki i wpadł w rozpędzonego Owena, który był na tyle mądry, że przewrócił się już za linią pola karnego. Wszyscy spodziewaliśmy się karnego i wyrzucenia golkipera z boiska, ale oczekiwanie na decyzję sędziego ciągnęło się w nieskończoność. W końcu wyjął żółtą kartkę, na co rozległo się głośne buczenie kibiców The Reds, a potem wskazał na wapno, co z kolei przyjęto oklaskami. Kiedy kilka lat później zobaczyłem Gattuso faulującego Gerrarda w Stambule, od razu przypomniała mi się tamta sytuacja. Do piłki podszedł Gary Mac i spokojnie odzyskał dwubramkowe prowadzenie.
- Nadeszła przerwa i w różnych częściach pubu ludzie zaczęli zamawiać szampana. Wtedy, nie mogłem sobie przypomnieć żadnego równie jednostronnego europejskiego finału. Byliśmy tak pewni siebie, że zaczęliśmy się zakładać, ile jeszcze bramek zdołają wbić nasi zawodnicy Alaves. Obstawialiśmy, że The Reds zakończą to spotkanie z pięcioma, sześcioma lub siedmioma golami, co było całkiem prawdopodobne, bo gdyby Liverpool strzelił na początku drugiej połowy, przeciwnik mógł się całkowicie załamać. Zamówiliśmy więc kolejne piwa i usiedliśmy popatrzeć, jak nasi idole zmiatają Alaves z boiska. Świętowanie szybko zmieniło się w niedowierzanie, kiedy Javi Moreno strzelił dwa szybkie gole, doprowadzając do remisu 3:3. Błyskawicznie przeszliśmy drogę od pełnej kontroli do walki o przetrwanie, bo Aleves wyczuło swoją szansę i falowe ataki Hiszpanów udawało się odpierać tylko dzięki niesamowitemu McAllisterowi, który rozgrywał najlepszy mecz swojego życia.
- Do końca meczu zostało 20 minut i wtedy za bezproduktywnego Heskeya wszedł Robbie Fowler. Śpiewy wokół nas wychwalające Robbiego mieszały się z przekleństwami rzucanymi pod adresem Heskeya. Wejście Fowlera nastąpiło w tej samej chwili co zejście najgroźniejszego zawodnika Alaves, Javiego Moreno i po tym Liverpool znów złapał wiatr w żagle, zaczął sobie stwarzać coraz więcej okazji. Piłka trafiła do McAllistera, który wspaniale podał ją prostopadle przez całą środkową strefę boiska do ustawionego w narożniku pola karnego Fowlera. Wszyscy w pubie krzyczeli, aby podał do niepilnowanego Owena, ale Bóg wiedział, co robi. Podprowadził piłkę parę metrów i strzałem prawą nogą wpakował ją w sam róg bramki Alaves. Pub oszalał z radości, a mój tata, który akurat był w toalecie przybiegł jak najszybciej, żeby zobaczyć powtórkę. Później opowiadał, jak faceci w łazience sikali sobie na buty próbując czym prędzej wrócić na salę i sprawdzić, skąd ten hałas. Moja własna reakcja polegała na tym, że po prostu stałem z rękoma wzniesionymi do góry i krzyczałem wciąż ‘Fowler! Fowler! Fowler!’ przez jakąś minutę, dopóki koledzy nie wybudzili mnie z tego dziwnego transu.
- To już musiał być koniec. Byliśmy pewni, że nie zniesiemy więcej dramaturgii w jednym meczu i podobnego zdania był chyba Houlier, który postanowił zdjąć Owena z boiska. Nikt nie powiedział tego głośno, ale w moim mózgu pojawiła się straszna myśl, która brzmiała ‘Co on wyprawia?! Co zrobimy, jeśli będzie dogrywka?!’ Moje obawy okazały się uzasadnione, bo Alaves ponownie wyrównało w 90 minucie za sprawą Jordiego Cruyffa, byłego zawodnika Manchesteru United, czyli można się było tego po nim spodziewać.
- Rozległ się końcowy gwizdek i wszyscy padliśmy jeden na drugiego, bo w takim stresie po prostu nie dało się ustać na nogach. Nie wiem, jak udało mi się nie zemdleć i uniknąć zawału na miejscu. Pierwsza połowa dogrywki minęła bez fajerwerków i wszyscy spodziewali się karnych, ponieważ obie drużyny wyglądały na skrajnie wyczerpane. Wtedy przyszła druga część dogrywki i nagle dwóch zawodników Alaves obejrzało czerwone kartki. Kiedy drugi ukarany zawodnik schodził do szatni, do wykonania wolnego szykował się niekwestionowany Man of the Match, Gary McAllister. Realizator zrobił zbliżenie na jego twarz i wszyscy zobaczyliśmy wyraz jego oczu. Był taki sam, jak kilka tygodni tuż przed zdobyciem zwycięskiego gola w derbach z Evertonem.
- We wszystkich narastało przekonanie, że za chwilę coś się wydarzy i następne, co pamiętam, to widok piłki w siatce i świadomość, że to złoty gol. Co za wydarzenie w końcówce dogrywki! W pubie nastąpiła eksplozja radości i hałas tak wielki, że głos komentatora telewizyjnego został zagłuszony przez krzyki, wrzaski i śpiewy. Nikt z nas nie wiedział, kto tak naprawdę zdobył decydującą bramkę i pojawiło się kilka sprzecznych wersji, ale w końcu okazało się, że był to samobój!
- Z głośników rozległo się ‘You’ll never walk alone’ i było wielokrotnie powtarzane kiedy patrzyliśmy, jak Robbie i Sami podnoszą puchar. Później ktoś puścił muzykę taneczną i wszyscy świętowali tańcząc do ostatnich sił.
Użytkownik forum TIA, Scrummie, również podzielił się kilkoma wspomnieniami z tego niesamowitego wieczoru…
- 16 maja 2001 roku, przed Rafą, przed Stambułem, Liverpool rozegrał mecz, który wszyscy uznali za najbardziej pasjonujący finał w historii pucharów europejskich. Neutralni kibice mogli być zadowoleni z trwającego pół nocy widowiska, ale kiedy po golu w 90 minucie Alaves ograniczyło się do obrony i dotrwania do karnych było wiadomo, że koniec tego spotkania jest bliski. Zakończenie było jednak okrutne dla Delfi’ego Geila, którego samobój dał Liverpoolowi zwycięstwo 5:4 w finale Pucharu UEFA dzięki zasadzie złotego gola, która wtedy była jeszcze w użyciu.
- Fakt, że wygrana przyszła po samobójczym trafieniu nie przeszkodził nikomu w świętowaniu, bo po 17 latach europejskie trofeum wracało do domu, do gabloty na trofea Liverpoolu.
Skład Liverpoolu: Sander Westerveld, Jamie Carragher, Stephane Henchoz, Sami Hyypia, Markus Babbel, Danny Murphy, Steven Gerrard, Gary McAllister, Dietmar Hamann, Emile Heskey, Michael Owen
Bramki Liverpoolu: Markus Babbel (4), Steven Gerrard (16), Gary McAllister (41), Robbie Fowler (73), Delfi Geli (samobój) (117)
Mecz: Liverpool 5:4 Alaves, finał pucharu UEFA
Data: 16.05.2001
Stadion: Westfalenstadion, Dortmund
Widownia: 65 000
Ten wspaniały wieczór przypomni nam jeden z pracowników This Is Anfield, Steve Speed:
- Był to pierwszy finał Liverpoolu w europejskich rozgrywkach od 16 lat i atmosfera oczekiwania była namacalna wszędzie. Poczyniono także wielkie przygotowania do świętowania ewentualnego triumfu. Nie wydaje mi się, żebym był bardziej podekscytowany przed jakimkolwiek innym meczem. Około miesiąca przed finałem rozpocząłem trwającą około 2 tygodnie pracę, w której pomagałem innym przygotować się do wyjazdu, czyli rezerwowałem hotele, załatwiałem bilety na mecz i tym podobne. Strasznie zazdrościłem każdemu z tysięcy innych kibiców, którym pomogłem w dostaniu się na Westfalenstadion, ale to tylko zwiększyło moje przedmeczowe podniecenie.
- Dla mnie, miejscem do oglądania spotkania stał się pub ‘The Sefton Arms’ w Liverpoolu. Niestety, w trakcie finału 4 lata później, w Stambule, byłem akurat w Vancouver, ale mogę sobie wyobrazić, że atmosfera była podobna, albo nawet lepsza niż w 2001 roku. Kiedy dotarliśmy na miejsce, pub był już oczywiście niesamowicie zatłoczony, ale na szczęście mój tata i znajomi, z którymi miałem oglądać finał zarezerwowali stolik w idealnym miejscu, niedaleko wielkiego ekranu. Usiedliśmy więc zadowoleni z kuflami w dłoniach i oczekiwaliśmy na pierwszy gwizdek. Przed meczem żaden z nas nie niepokoił się za bardzo o rezultat, w końcu Alaves było zupełnie nieznanym klubem i na pewno nie spodziewaliśmy się takiego finału, jaki zafundowali nam zawodnicy. Po tym, co przeszliśmy w drodze do dwóch pozostałych finałów w tamtym sezonie, liczyliśmy na spokojną wygraną.
- Nie musieliśmy długo czekać na przełamanie defensywy Hiszpanów, a zrobił to strzałem głową Babbel, a po chwili podwyższył wspaniałym strzałem Gerrard. Prowadziliśmy dwoma bramkami i kontrolowaliśmy grę, więc nikt się zbytnie nie przejął, kiedy Alaves strzeliło kontaktowego gola. Zazwyczaj, kiedy Owen wychodził sam na sam z bramkarzem, rezultat był z góry wiadomy. Tym razem jednak, przy stanie 2:1 dla Liverpoolu, bramkarz Alaves wyszedł z bramki i wpadł w rozpędzonego Owena, który był na tyle mądry, że przewrócił się już za linią pola karnego. Wszyscy spodziewaliśmy się karnego i wyrzucenia golkipera z boiska, ale oczekiwanie na decyzję sędziego ciągnęło się w nieskończoność. W końcu wyjął żółtą kartkę, na co rozległo się głośne buczenie kibiców The Reds, a potem wskazał na wapno, co z kolei przyjęto oklaskami. Kiedy kilka lat później zobaczyłem Gattuso faulującego Gerrarda w Stambule, od razu przypomniała mi się tamta sytuacja. Do piłki podszedł Gary Mac i spokojnie odzyskał dwubramkowe prowadzenie.
- Nadeszła przerwa i w różnych częściach pubu ludzie zaczęli zamawiać szampana. Wtedy, nie mogłem sobie przypomnieć żadnego równie jednostronnego europejskiego finału. Byliśmy tak pewni siebie, że zaczęliśmy się zakładać, ile jeszcze bramek zdołają wbić nasi zawodnicy Alaves. Obstawialiśmy, że The Reds zakończą to spotkanie z pięcioma, sześcioma lub siedmioma golami, co było całkiem prawdopodobne, bo gdyby Liverpool strzelił na początku drugiej połowy, przeciwnik mógł się całkowicie załamać. Zamówiliśmy więc kolejne piwa i usiedliśmy popatrzeć, jak nasi idole zmiatają Alaves z boiska. Świętowanie szybko zmieniło się w niedowierzanie, kiedy Javi Moreno strzelił dwa szybkie gole, doprowadzając do remisu 3:3. Błyskawicznie przeszliśmy drogę od pełnej kontroli do walki o przetrwanie, bo Aleves wyczuło swoją szansę i falowe ataki Hiszpanów udawało się odpierać tylko dzięki niesamowitemu McAllisterowi, który rozgrywał najlepszy mecz swojego życia.
- Do końca meczu zostało 20 minut i wtedy za bezproduktywnego Heskeya wszedł Robbie Fowler. Śpiewy wokół nas wychwalające Robbiego mieszały się z przekleństwami rzucanymi pod adresem Heskeya. Wejście Fowlera nastąpiło w tej samej chwili co zejście najgroźniejszego zawodnika Alaves, Javiego Moreno i po tym Liverpool znów złapał wiatr w żagle, zaczął sobie stwarzać coraz więcej okazji. Piłka trafiła do McAllistera, który wspaniale podał ją prostopadle przez całą środkową strefę boiska do ustawionego w narożniku pola karnego Fowlera. Wszyscy w pubie krzyczeli, aby podał do niepilnowanego Owena, ale Bóg wiedział, co robi. Podprowadził piłkę parę metrów i strzałem prawą nogą wpakował ją w sam róg bramki Alaves. Pub oszalał z radości, a mój tata, który akurat był w toalecie przybiegł jak najszybciej, żeby zobaczyć powtórkę. Później opowiadał, jak faceci w łazience sikali sobie na buty próbując czym prędzej wrócić na salę i sprawdzić, skąd ten hałas. Moja własna reakcja polegała na tym, że po prostu stałem z rękoma wzniesionymi do góry i krzyczałem wciąż ‘Fowler! Fowler! Fowler!’ przez jakąś minutę, dopóki koledzy nie wybudzili mnie z tego dziwnego transu.
- To już musiał być koniec. Byliśmy pewni, że nie zniesiemy więcej dramaturgii w jednym meczu i podobnego zdania był chyba Houlier, który postanowił zdjąć Owena z boiska. Nikt nie powiedział tego głośno, ale w moim mózgu pojawiła się straszna myśl, która brzmiała ‘Co on wyprawia?! Co zrobimy, jeśli będzie dogrywka?!’ Moje obawy okazały się uzasadnione, bo Alaves ponownie wyrównało w 90 minucie za sprawą Jordiego Cruyffa, byłego zawodnika Manchesteru United, czyli można się było tego po nim spodziewać.
- Rozległ się końcowy gwizdek i wszyscy padliśmy jeden na drugiego, bo w takim stresie po prostu nie dało się ustać na nogach. Nie wiem, jak udało mi się nie zemdleć i uniknąć zawału na miejscu. Pierwsza połowa dogrywki minęła bez fajerwerków i wszyscy spodziewali się karnych, ponieważ obie drużyny wyglądały na skrajnie wyczerpane. Wtedy przyszła druga część dogrywki i nagle dwóch zawodników Alaves obejrzało czerwone kartki. Kiedy drugi ukarany zawodnik schodził do szatni, do wykonania wolnego szykował się niekwestionowany Man of the Match, Gary McAllister. Realizator zrobił zbliżenie na jego twarz i wszyscy zobaczyliśmy wyraz jego oczu. Był taki sam, jak kilka tygodni tuż przed zdobyciem zwycięskiego gola w derbach z Evertonem.
- We wszystkich narastało przekonanie, że za chwilę coś się wydarzy i następne, co pamiętam, to widok piłki w siatce i świadomość, że to złoty gol. Co za wydarzenie w końcówce dogrywki! W pubie nastąpiła eksplozja radości i hałas tak wielki, że głos komentatora telewizyjnego został zagłuszony przez krzyki, wrzaski i śpiewy. Nikt z nas nie wiedział, kto tak naprawdę zdobył decydującą bramkę i pojawiło się kilka sprzecznych wersji, ale w końcu okazało się, że był to samobój!
- Z głośników rozległo się ‘You’ll never walk alone’ i było wielokrotnie powtarzane kiedy patrzyliśmy, jak Robbie i Sami podnoszą puchar. Później ktoś puścił muzykę taneczną i wszyscy świętowali tańcząc do ostatnich sił.
Użytkownik forum TIA, Scrummie, również podzielił się kilkoma wspomnieniami z tego niesamowitego wieczoru…
- 16 maja 2001 roku, przed Rafą, przed Stambułem, Liverpool rozegrał mecz, który wszyscy uznali za najbardziej pasjonujący finał w historii pucharów europejskich. Neutralni kibice mogli być zadowoleni z trwającego pół nocy widowiska, ale kiedy po golu w 90 minucie Alaves ograniczyło się do obrony i dotrwania do karnych było wiadomo, że koniec tego spotkania jest bliski. Zakończenie było jednak okrutne dla Delfi’ego Geila, którego samobój dał Liverpoolowi zwycięstwo 5:4 w finale Pucharu UEFA dzięki zasadzie złotego gola, która wtedy była jeszcze w użyciu.
- Fakt, że wygrana przyszła po samobójczym trafieniu nie przeszkodził nikomu w świętowaniu, bo po 17 latach europejskie trofeum wracało do domu, do gabloty na trofea Liverpoolu.
Skład Liverpoolu: Sander Westerveld, Jamie Carragher, Stephane Henchoz, Sami Hyypia, Markus Babbel, Danny Murphy, Steven Gerrard, Gary McAllister, Dietmar Hamann, Emile Heskey, Michael Owen
Bramki Liverpoolu: Markus Babbel (4), Steven Gerrard (16), Gary McAllister (41), Robbie Fowler (73), Delfi Geli (samobój) (117)