Historia Liverpool Football Club
Liverpool Football Club mógłby się nigdy nie narodzić, gdyby nie jedna postać. W roku 1892 powstał spór o najem, w efekcie czego Everton opuścił Anfield, a prezes klubu John Houlding został wspólnie z garstką fanów i tylko trzema zawodnikami z pierwszego zespołu. Jednak był zdecydowany tworzyć historię piłki nożnej w mieście. Utworzył więc od podstaw nowy klub, wybrał nazwę Liverpool... i stworzył legendę.
Nawet on sam nie mógł przewidzieć jak udany będzie jego plan. Po ponad 120 latach, The Reds jest jednym z najbardziej utytułowanych klubów na świecie, 19-krotni Mistrzowie Kraju, 8-krotni zwycięzcy FA Cup, 9-krotni zwycięzcy Pucharu Ligi, 6-krotni zdobywcy Pucharu Europy i 3-krotni zdobywcy Pucharu UEFA. Po odnotowaniu tylu tytułów można prześledzić kwitnąca historię tego niesamowitego klubu.
1892 - Powstanie Liverpool Football Club
Kiedy Football League została założona w 1888 roku Anfield było jedynym nietuzinkowym terenem Ligi. 8 września 1888 roku po raz pierwszy w sobotę Anfield powitało gości z Accrington, którzy mieli zmierzyć się nie z The Reds, ale The Blues czyli Everton Football Club. Niebiesko biała koszula Evertonu, podzielona na cztery części zyskała sobie sporą reputację na Anfield, po zwycięstwie w League Championship w 1891 roku, ale to nie jest zbyt ważne w dalszej części. Oba zespoły swoje istnienie mogą zawdzięczać wielebnemu Chambersowi, który wówczas przewodził kościołowi pod wezwaniem Świętego Domingo. Równie wielki wkład miał John Houlding – członek angielskiego MP i burmistrz Liverpoolu. Obaj wywołali sytuację, w której Everton opuścił Anfield, co było początkiem tworzenia Liverpool Football Club.
Drużyna piłkarska Św. Domingo był zespołem wyłącznie amatorskim, utworzonym w wierzeniu, że młodzi chłopcy mogą lepiej trzymać się ścieżki religijnej, przez zdrową pasję w zespołowych konkurencjach. Ponad rok później, zagorzałe spotkania na Stanley Park, przerodziły się w coś więcej i w efekcie zmieniono nazwę na Everton FC na cześć lokalnego kościoła, który utworzył zespół. Zespół Św. Domingo poznała się nie w Kościele, ale w Głównym Hotelu Królowej sąsiadującym z Antycznym Domem - "Everton Toffe". Od tego Everton FC zyskał ciekawy przydomek "The Toffees". Podczas przyjmowania nazwy Everton, zespół zapewnił, że jest przygotowany na długowieczną walkę z przeświadczeniem, że zespół pochodzi z innego miasta. Doprowadziło to do zadawanych pytań - "Z której części kraju jest miasto Everton".
Everton, wówczas beniaminek grał w kilku miejscach miasta, ale ostatecznie wybrał niezagospodarowany teren między Anfield Road a Walton Breck Road. Tak narodziła się jedna z największych nazw światowego futbolu - Anfield. Zespół kierowany przez swojego prezydenta Johna Houldinga dobrze się rozwijał i był w dobrym stanie finansowym. Pan Houlding był również właścicielem browarów, miejscowym członkiem rady i burmistrzem Liverpoolu. Dla człowieka odpowiedzialnego za rozwój Evertonu i stworzenie Liverpool FC to zdumiewające jak mało się go pamiętało. Jest jednak kilka punktów orientacyjnych, gdzie Houldinga nazywano "Johny – Król Evertonu". Jest również bardzo krótka "Ulica Houldinga" na rogu knajpy "Sandon". Pub ten był w posiadaniu Houldinga i przewodniczył wielu spotkaniom Evertonu FC. Budynek posiadał również szatnie na tyłach, która służyła piłkarzom przez wiele lat. Zarówno Everton jak i Liverpool są pierwszymi zespołami, które zostały sfotografowane w tle tego budynku.
Można powątpiewać, czy Everton bez pomocy Houldinga byłby jednym z założycielskich członków Football League w 1888 roku. To on przeniósł w 1884 zespół na Anfield. Poprzednio wynajął małe pole na Priory Road na północ od Stanley Park, ale drużyna była tam niemile widziana z powodu hałaśliwych krzyków w dniu meczu. Przeprowadzka zaczęła się od spotkania z właścicielem browarów, Panem Orrellem, który był przyjacielem Houldinga i posiadał ziemię przy Anfield Road. Houlding prowadził więc interesy, by uzyskać własne ziemie. Jednak to był punkt krytyki, która spadła na prezydenta klubu i wyszła od członków zarządu Evertonu, narastając do kryzysu w 1892 roku.
Nie tylko wynajem gruntów irytował zarząd. Houlding chciał także, by jego nieskazitelne piwo było sprzedawane na terenach, co przynosiło mu znaczne korzyści z tej aranżacji. Jednakże, to był nadal ten sam człowiek, który pomógł klubowi, podczas gdy ten potrzebował pieniędzy na zakup graczy i przebudowanie ziem. Wykorzystanie Sandon jako szatni, było tak naprawdę układem, który pasował jedynie Houldingowi, jako że mógł tam sprzedawać swoje produkty. List w Liverpool Echo w styczniu 1892 roku zasugerował, że Houlding nie chciał, by klub przenosił się poza knajpę. Autor podtrzymuje to pisząc: "To hańba, że w tak wielkim klubie jako Everton, gracze muszą przechodzić przez hordy ludzi w dniu meczu." Konfliktem podobnie jak klubem powinien się ktoś zająć i ta odpowiedzialność spadła na dyrektora klubu w latach 1889-90. Najem Anfield został ponownie podpisany. W roku 1884 Everton zapłacił 100 funtów. W latach 1889-90 Houlding zapłacił 250 funtów. Miał on wiele praktycznych i realistycznych rozwiązań na tę sytuację. Jednym z nich było przekształcenie Evertonu w spółkę akcyjną z ograniczoną odpowiedzialnością. 15 września 1891 roku przewodniczył spotkaniu na temat tego problemu. Lokalna prasa dostała zakaz pisania, jako że przewidziała problem. I problem owszem był. Houlding zasugerował, że Everton FC powinien zakupić Anfield, a także tereny, który można by przyłączyć. Cena wydawała się wysoka i członkowie powiedzieli "nie" mimo że, koszty by się spłaciły wraz z rozwojem klubu.
W październiku tego samego roku impas w rozmowach został podtrzymany i w rezultacie większość zarządu oraz graczy Everton FC sprzeciwiła się budowy nowych terenów. Houlding wyjaśnił całą sprawę w programie meczowym przy okazji spotkania przeciwko Cliftonville w kwietniu 1893 roku. Wyjaśnił, że to on ustalił darmowy najem dla Evertonu, aż do momentu, kiedy klub zacznie zarabiać pieniądze. Jeśli zespół by zbankrutował, on straciłby wszystko. Jako, że klub nie przynosił żadnych dochodów Houlding zaczął planować sprzedaż Anfield i ziem do niego przyległych dla własnych korzyści, nie zważając na frustrację większości zarządu Evertonu. Odczuwał, że to było rozsądne wynagrodzenie za ryzyko jakiego się podjął przez te dziewięć lat. Houlding jako ambitny biznesmen przewidział wielką przyszłość klubu. Chciał, by drużyna miała swoje tereny i domagał się ich kupna, gdzie klub mógłby się rozwijać we właściwym kierunku. Niestety większość zarządu Everton FC nie podzieliła jego planów i nie udzieliła mu zaufania. Żądali natomiast długoletniej umowy o najem wszystkich gruntów, jednak Houlding stanowczo twierdził, że nie przyjmie propozycji, gdyż cena o najem jest zbyt wysoka dla klubu. Wspólnicy okazali więc gotowość na obniżkę ceny najmu. Houlding niespodziewanie odmówił przyjęcia tego oświadczenia argumentując, że nie chciał narzucać komuś swojej woli. "Nie mogę zrozumieć, dlaczego człowiek, który zrobił tak dużo dla klubu jest w ten sposób traktowany przez zarząd". Oficjalne rozstanie Houldinga z Evertonem nastąpiło 12 marca 1892 roku. Na spotkaniu zarządu, któremu przewodniczył jeden z przeciwników – George Mahon nieoczekiwanie pojawił się John Houlding. Mahon wstał, by dać prezydentowi klubu swoje krzesło, ale otoczony przez "wrogów" wypowiedział tylko sławne słowa: "Jestem tutaj na przesłuchaniu, a przestępca nigdy nie bierze krzesła" i zostawił klub na zawsze razem z grupą kilkunastu zwolenników.
Liverpool F.C został założony 15 marca 1892 roku. W domu Johna Houldinga na Anfield Road, on i jego najbliżsi współpracownicy założyli nowy klub. William E. Barclay wielki entuzjasta futbolu zdecydowanie sugerował, że powinni ruszyć pod nową nazwą: Liverpool.
Barclay był pierwszym sekretarzem w Evertonie, kiedy ten zyskał status ligowego klubu w 1888 roku i stał się również pierwszym sekretarzem w Liverpoolu. Barclay mając wpływ na narodziny klubu zasugerował, że to było zadziwiające, iż 26 stycznia 1892 Houlding próbował stworzyć 'nowy' Everton. "Everton Football Club i Towarzystwo Athletic Grounds" zostało zarejestrowane w Londynie tego samego dnia, gdyż 'stary' Everton nie był wniesiony do rejestru jako spółka akcyjna. Houlding żywił nadzieję na wykonanie niesamowitego "przejęcia" Evertonu – podkradając nazwę klubu na prawnej drodze. Jednak spotkanie Rady Futbolu 4 lutego 1892 zarządziło, że nie może zatwierdzić członkostwa nowego klubu z taką samą nazwą! Równocześnie grupa patriotów Evertonu, w tym organista kościoła Św. Domingo, sporządził umowę kupna północnego kawałka ziemi Stanley Park. Koszt gruntów wyniósł 8,090 funtów. Czterech członków zapłaciło po 1,000 funtów każdy, dzięki czemu umowa weszła w życie. Houlding pozostał z pustym placem, obierając śmiały krok w tworzeniu nowej drużyny piłkarskiej, która miała tam grać. Utrzymanie nazwy Everton FC było nie możliwe, więc Houlding zastanowił się poważnie i w końcu przyjął propozycję swojego sekretarza i ogłosił nazwę po całym mieście, przyjmując nawet czerwone barwy w 1894 roku, które były również symbolem miasta. W 1901 roku za herb klubu przyjęto Liverbirda.
Większość zaplecza Evertonu, w tym zawodników odeszła na Goodison, więc Liverpool FC był zmuszony budować wszystko od podstaw. Na szczęście John McKenna oraz sekretarz Barclay pozostali lojalni względem Houldinga. Za tworzenie zespołu w głównej mierze odpowiadał McKenna, dynamiczny i przystojny Irlandczyk. 'Uczciwy' John McKenna zasłużył się w angielskim futbolu bardziej, niż większość ludzi. Był dyrektorem na Anfield przez 30 lat, a także zasiadł w klubie jako prezes przy dwóch okazjach. Od 1905 roku był członkiem Rady FA, stał się również Prezydentem Football League w 1910 i vice-prezydentem Związku Piłki Nożnej w 1928 roku. Przesiadywał na wielu różnych komitetach, aż do 1936 roku, kiedy zmarł. Był szanowanym człowiekiem z niespotykaną wiedzą o piłce. Houlding był założycielem klubu, ale McKenna był mózgiem wczesnych sukcesów.
Gwałtowny awans na szczyt angielskiego futbolu jest dowodem zdolności Johna McKenna jako managera i zarządcy. 500 funtów, które hojnym gestem wyłożył Houlding nigdy się nie zwróciły, ale posłużyły na wyłonienie kilkunastu graczy ze Szkocji. To sprawiło, że LFC zaczął być nazywany zespołem "the Macs", z powodu nazwisk szkockich zawodników. Aczkolwiek wśród drużyny był jeden Anglik, którym był bramkarz drużyny, Bill McOwen. Początkowo podanie Liverpoolu o przystąpienie do Football League zostało odrzucone, więc zespół musiał rozpocząć grę od Lancashire League. 1 września 1892 roku Liverpool FC zagrał pierwszy mecz na Anfield. W towarzyskim spotkaniu przeciwnikiem była drużyna Rotherham z Midland League. Tego samego dnia Everton grał swój pierwszy mecz na Goodison po przeciwnej stronie Stanley Park. Rywalizacja właśnie się rozpoczęła! Który zespół przyciągnie więcej ludzi? Dyrektorzy Liverpool ogłosili w gazetach, następującą informację: "Nie będziesz świadkiem lepszych rozgrywek w okolicy". Ta wiadomość była skierowana do Evertonu. W gazetach można było również przeczytać, że 'Radny J. Houlding był autorem pierwszego podania podczas spotkania'. Liverpool wygrał mecz 7-1, a strzelcem pierwszego gola był McVean. Jedynym rozczarowaniem dnia było to, że na Anfield pojawiła się jedynie garstka ludzi. Na Goodison zanotowano ponad 10,000.
Kilka dni później Liverpool zagrał pierwszy mecz w Lancashire League. LFC odnotowało kolejne wysokie zwycięstwo, tym razem 8-0. Mecz został przełożony o kilka godzin z powodu późnego przyjazdu drużyny gości. Ponownie na meczu zjawiło się tylko kilkuset ludzi. Kapitanem wówczas był McVean, który po wygranym rzucie monetą wybrał grę w stronę Anfield Road. Tę tradycję do dziś podtrzymuje wielu kapitanów. Mecz z Higher Walton odbył się 3 września 1892. To był znakomity początek sezonu. Liverpool łatwo poradził sobie w lidze, podobnie jak w Pucharze Liverpool District. Doliczając do tego puchar rezerw, Liverpool przypisał sobie skromną potrójną koronę. Zespół, który wywołał tak duże wrażenie nie miał nawet 12 miesięcy. Everton był zagrożony.
1901 - Pierwszy tytuł
Dokładnie osiem lat po przystąpieniu do Football League, Liverpool FC awansował na szczyt angielskich rozgrywek razem z mistrzostwem ligi, który ustanowił koloryt dla przyszłych pokoleń na Anfield. Ziarno tego sukcesu zostało zasiane w 1896 roku, kiedy legendarny Tom Watson został przyjęty, by zająć się sprawami zespołu. Wpływu, jaki miał na klub nie można określić. Jeden z jego pierwszych pozyskanych zawodników był Alex Raisbeck dwa lata później. To wokół niego został zbudowany pierwszy zespół Liverpoolu, który wywalczył mistrzostwo. Przodujący Raisback w obronie, niezawodny Bill Perkins między słupkami, reprezentant Szkocji Billy Dunlop w obronie, skrzydłowy Jack Cox i obiecujący snajper Sam Raybould znajdowali się w szeregach Liverpoolu, który narobił dużo szumu w sezonie 1900/01 co zmusiło do traktowania zespołu z Anfield, jako najgroźniejszego.
To właśnie była era, kiedy gracze Liverpool przebierali się w piwiarni Sandon, a na wyjazdowe spotkanie jeździli pociągiem lub ciężarówką. Wówczas Anfield było przygotowane na 20,000 widzów, a podczas tygodnia stawało się pastwiskiem dla kóz koło miejsc stojących przy polanie. Były to równoległe czasy, kiedy panowała wojna w Południowej Afryce, a Królowa Victoria była u schyłku swojego panowania. Bramki Robertsona, Satterthwaite'a i Rayboulda były dla Liverpoolu wspaniałym początkiem sezonu. Wówczas Blackburn Rovers przegrało 0-3 na Anfield, a na inauguracyjnym meczu zjawił się 20,000 tłum. Czerwoni nadali na początku wysokie tempo i po zwycięstwie 2-1 ze Stoke City oraz 5-0 przeciwko West Brom, które było trzecią wygraną w trzecim rozegranym spotkaniu zespołu Toma Watsona, Liverpool ustępował w tabeli jedynie Aston Villi, która miała na koncie więcej meczów.
Napastnik Sam Raybould razem z Tommy Robertsonem strzelali bramki w każdym z trzech meczów. Robertson zdobył również bramkę w Derbach Merseyside na Goodison Park, kiedy wpisał się na listę strzelców w pierwszej połowie. Więcej bramek w meczu nie padło i niezwykłe osiągnięcie Liverpoolu urzeczywistniło się w 100%. Liverpool w następnych dwóch spotkaniach z Notts County i Wolves przegrał, ale to był chwilowy poślizg, gdyż w meczu z pretendentem do tytułu mistrza Aston Villą, odnotował imponujące zwycięstwo 5-1, co przywróciło wiarę dookoła Anfield.
Pomimo pobudzającego występu, niekonsekwencja nękała the Reds cały czas i Liverpool przegrał spotkania z Sheffield Wednesday oraz United. Po takich obrotach, nawet najbardziej optymistyczny mieszkaniec Liverpoolu mógł myśleć, że tytuł był nieosiągalny mimo, że nowy rok zespół z Anfield rozpoczął od wygranej 3-1 ze Stoke. Kolejna ligowa przegrana z Evertonem na Anfield i Boltonem pozornie zniszczyła resztki nadziei na tytuł. W połowie lutego Liverpool zajmował ósmą pozycję, mając dziewięć punktów straty do lidera Nottingham Forest. Jednak Czerwoni mieli się czymś wyróżnić, zdobywając mistrzowski tytuł w przyszłości. Imponujący i późny napływ nadziei doprowadził, że zespół przybliżył się do czołówki, aby bez zaproszenia włączyć się do walki o tytuł mistrzowski. Zespoły Wolves, Aston Villi i Newcastle były pokonane, kiedy the Reds gonili czołówkę. Zwycięstwo na Anfield z zajmującym drugim miejsce Notts County było decydujące. Bramkę w 75. minucie strzelił Raybould. Liverpool i Sunderland, który był nowym liderem ligi dzieliło pięć punktów. Trzy zaległe spotkania the Reds niepokojąco przechylały szalę tytułu blisko czerwonej części Merseyside.
Zwycięstwo nad Sheffield United, zawdzięczamy po raz kolejny Raybouldowi, który strzelił bramkę. W poniedziałek Wielkanocny Liverpool w meczu na szczycie zremisował z Sunderlandem, a sezon zbliżał się ku najbardziej ekscytującemu momentowi. Cały czas o pierwsze miejsce walczyło Nottingham Forest. Jednak ich wyjazd na Anfield tydzień wcześniej zakończył ambicje na tytuł. The Reds po bramkach Coxa i Goldiego pozostali w wyścigu o koronę. Trzy dni wcześniej Sunderland zakończył sezon zwyciężając 2-0 z Newcastle i nadal przewodził w tabeli mając nieco lepszy bilans bramek. Los mistrzostwa ligi w sezonie 1900/01 zależał od ostatniego meczu, który Liverpool miał rozegrać na wyjeździe z West Bromem w poniedziałek 29 kwietnia. W przeciwieństwie do uprzednio zdegradowanego Albionu, Liverpool potrzebował wyłącznie jednego punktu. Pochopnie skazani na przegraną, piłkarze the Baggies mieli podać koronę the Reds na talerzu, ale tak się nie stało.
Bezpośrednio po pierwszym gwizdku, West Brom walczyło, jak gdyby ich życie zależało od tego spotkania. Liverpool natomiast był spokojny, by zagrać na 1-0. W pierwszej połowie piłkarzy zatrzymał Walker, bramkarz West Bromu, który sparował strzał Rayboulda. W drugiej połowie Liverpool padł pod obstrzałem, jednak the Reds wytrzymali do końca zdobywając jeden punkt i co najważniejsze swój pierwszy tytuł Division One. To był zasłużony triumf i doskonała riposta dla tych, którzy spisywali na straty Liverpool z początkiem sezonu. Perkins, Goldie i Robertson wystąpili w każdym meczu, Raybould został królem strzelców z szaesnastoma bramkami na koncie, a Raisbeck odegrał główną role jako kapitan zespołu.
1950 - Pierwszy występ na Wembley
Arsenal był rywalem, kiedy Liverpool wystąpił po raz pierwszy pod bliźniaczymi wieżami Wembley w 1950 roku. To powinna być doniosła chwila w historii klubu, jednak w ten szary dzień przegrana 0-2 wydłużyła oczekiwania the Reds na Puchar Anglii. Popyt na bilety, by zobaczyć Liverpool na Wembley po raz pierwszy, był rzecz jasna ogromny. Klub otrzymał marny przydział, dokładnie 10,000 wejściówek, podczas gdy ponad 100,000 osób ubiegało się o przydział biletu. The Reds w trakcie sezonu pokonali Arsenal dwa razy w lidze i faworyci tego meczu mieli sprowadzić puchar do domu.
Dla jednego gracza Liverpoolu pierwsza wizyta na Wembley miała być wielkim rozczarowaniem. Mimo zdobycia bramki w półfinale z Evertonem, Bob Paisley został kontrowersyjnie pominięty w zespole na mecz z Arsenalem. Kontuzja przekreśliła go na cztery ligowe mecze, a wcześniej na Finał i chociaż doszedł do sprawności, to Bill Jones został wyszedł w wyjściowym składzie. Decyzja została podjęta nie przez menedżera George'a Kaya, ale przez zarząd dziewięciu dyrektorów, którzy zagłosowali w stosunku 5-4 na korzyść Jonesa. Paisley był zakłopotany i nawet wchodząc z ławki rezerwowych, na długi czas nie mógł znaleźć pocieszenia będąc dwunastym zawodnikiem.
Kapitan Phil Taylor dumnie wyprowadził swoją drużynę obok kapitana przeciwników Joe'a Mercera, znajomej postaci drużynie Liverpoolu. Była gwiazda Evertonu, kontynuowała życie w Hoylke po transferze z Goodison i regularnie trenowała na Anfield do momentu, kiedy zostało kilka dni do wielkiego finału. Aby uniknąć konfliktu z koszulkami, oba klubu zostały zmuszone, aby urozmaicić swoje stroje. Liverpool wystąpił w białych koszulach i czarnych spodenkach, podczas gdy Arsenal ubrał stare bluzki o kolorze złotym i białe spodenki. Na śliskiej nawierzchni Liverpool zaczął mecz imponująco, ale już po 17. minutach przegrywał, po golu Rega Lewisa i nie zdołał dźwignąć się z tego niepowodzenia.
1959 - Shankly menedżerem
1 grudnia 1959 to data, która na zawsze pozostanie w kronikach historii Anfield. Albowiem tego dnia Liverpool Football Club ogłosił, że szef Huddersfield Town, Bill Shankly obejmie stanowisko nowego manedżera w klubie, po Philu Taylorze. Od momentu spadku w 1954 roku the Reds próbowali na próżno powrócić do angielskiej ekstraklasy. Kolejne chybione ruchy spowodowały, że Taylor zrezygnował ze stanowiska 17 listopada. Wówczas nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, ale the Reds wkraczali w najbardziej ekscytującą erę. Przeciętne występy w 2. lidze miały się skończyć i być przeszłością, jako że Shanks przystąpił do zmian w klubie, a wsparcie w Liverpoolu mogłoby nigdy nie być takie same.
Shanks był jak powiew świeżego powietrza wiejący przez bramy, wówczas zniszczonego i starego stadionu. Natychmiast zabrał się za swoją pracę. Zrewolucjonizował treningi, unowocześnił sprzęt i radykalnie wstrząsnął sztabem. Liverpool pod wodzą Shankly'ego rozegrał pierwszy mecz 19 grudnia. Niestety, mógł tylko siedzieć i przyglądać się jak the Reds przegrywają u siebie z Cardiff City 0-4. Kolejna porażka przytrafiła się w Charltonie w następnym tygodniu, ale 28 grudnia zanotował pierwszej zwycięstwo 2-0 na Anfield i zaczęła się nowa era.
1965 - Pierwszy Puchar Anglii
Przez 73 lata, Puchar Anglii był nieobecny w gablocie pełnej trofeów zdobytych przez Liverpool Football Club. Pomiędzy 1892 a 1965 rokiem, na Anfield zawitało sześć tytułów Mistrza Anglii. Jednak wciąż kolejne próby odniesienia zwycięstwa w najsłynniejszych pucharowych rozgrywkach świata kończyły się dla The Reds frustracją i bólem serca. To się zmieniło tego pamiętnego dnia – 1 maja 1965 roku – dnia, który zostanie zapamiętany jako jeden z największych w historii Liverpoolu. Wielu kibiców nie wierzyło, że kiedykolwiek doczeka tej chwili. Rok po roku The Reds mieli wielkie aspiracje i dążyli do zwycięstwa w tych rozgrywkach, jednak nie przynosiło to żadnych efektów i ludzie zaczęli myśleć, że jakaś mityczna siła nie pozwala Liverpoolowi sięgnąć po to trofeum.
Krążyły nawet dowcipy, że mityczne Liverbirdy opuszczą swoje gniazda, gdy Liverpool przywiezie FA Cup na Anfield, tak bardzo ludzie wątpili w możliwość sięgnięcia po to trofeum. Jednak na początku drogi po FA Cup w 1965 roku na Anfield wyczuwalny był lekki optymizm i wiara, że w końcu tym razem sukces, którego wszyscy tak pragną jest możliwy. W końcu Liverpool był Mistrzem Anglii i pod wodzą fenomenalnego Billa Shankly’ego wszystko wydawało się możliwe.
The Reds bardzo łatwo ominęli pierwszą przeszkodę, pokonując 2-1 West Brom, a losowanie kolejnej rundy chyba nie mogło być dla Liverpoolu lepsze – mecz na Anfield z drużyną Stockport County, która zamykała pierwszoligową tabelę. Awans do piątej rundy wydawał się być formalnością. Tak bardzo wszyscy byli pewni siebie, że Bill Shankly postanowił pojechać do Niemiec, żeby obejrzeć mecz najbliższego przeciwnika w Pucharze Europy – FC Cologne, zamiast prowadzić The Reds w FA Cup. To był pierwszy mecz dorosłej drużyny, na którym jego nie było od 1959 roku, gdy objął posadę menadżera i powinien żałować tego, co zrobił, ponieważ drużyna z okolic Manchesteru była bliska sprawienia jednej z największych niespodzianek w historii FA Cup – jednak Gordon Milne wyrównał w 51. minucie po tym, jak Stockport objęło prowadzenie w 18. minucie.
Cztery dni później już na ławce trenerskiej zasiadł Bill Shankly i Liverpool już nie popełnił drugi raz tego samego błędu i pierwszego gola zdobył Hurst na sześć minut przed przerwą. Drugą połowę The Reds już kontrolowali, a drugą bramkę dorzucił Hunt i w ten sposób awansowali do piątej rundy. W tej fazie zapowiadało się niezwykle ciekawe starcie z drugoligowym Boltonem Wanderers. Zainteresowanie tym meczem było ogromne i na stadionie Burnden Park stawiło się 60,000 osób, a o losach meczu przesądził Ian Callaghan zdobywając gola w końcówce spotkania. W ćwierćfinale The Reds musieli zmierzyć się z Leicester City. Ze wszystkich zespołów, które awansowały do tej rundy, fani i piłkarze Liverpoolu najbardziej obawiali się właśnie Leicester, jednak bezbramkowy remis na Filbert Street dodał wiary, że FA Cup może trafić na Anfield. W rewanżu The Reds mieli przewagę własnego boiska i kibiców, więc w końcu złamali twardy mur Leicester, gdy efektowną bramkę zdobył Roger Hunt.
Sezon zbliżał się do niezwykle interesującego zakończenia i zaledwie trzy dni po niezwykle wyczerpującym ćwierćfinale Pucharu Europy z FC Cologne, Liverpool musiał zmierzyć się z zespołem Chelsea na Villa Park w Półfinale FA Cup. Faworytem była młoda drużyna Tomma Docherty’ego, ale Liverpool rozegrał jeden z najlepszych meczów w historii, żeby zapewnić sobie miejsce w spotkaniu na Wembley. Przez pierwszą godzinę gra była bardzo wyrównana i odrobina magii Petera Thompsona była potrzebna, żeby otworzyć wynik meczu. Rzut karny skutecznie wykonany przez Williego Stevensona na jedenaście minut przed końcem meczu zapewnił Liverpoolowi zwycięstwo i w szale radości kibice The Reds wbiegli na boisko, żeby świętować ten sukces razem z piłkarzami.
Teraz na drodze do Świętego Grala stało Leeds United. Każdy kibic The Reds pragnął znaleźć się na Wembley, co dla nikogo nie było zaskoczeniem, ale oba zespoły dostały tylko po 15,000 biletów, więc walka o nie była niezwykle zażarta. Z całego świata płynęły prośby, ale Shanks powiedział: Wszystkie bilety, które mam powędrują do chłopaków z The Kop. Mimo tak małej liczby biletów, fani The Reds podróżowali na Wembley we wspaniałych nastrojach i w ten szary dzień zmienili stolicę w czerwono-białe morze. Z takim wsparciem Liverpool nie mógł przegrać. "Wygracie, ponieważ jesteście najlepszą drużyną", powiedział Shankly swoim piłkarzom przed meczem. "Leeds ma zaszczyt grać na tym samym boisku, co wy i nie zawiedziecie najlepszych kibiców na świecie. Jeśli zaszłaby taka potrzeba – choć do tego nie dojdzie – powinniście być gotowi oddać dla nich życie."
Dzięki minimalnej przewadze Liverpool wyprzedził Leeds w lidze i zdobył Mistrzostwo Anglii, więc nikt nie miał wątpliwości, że pod wodzą Dona Reviego i prowadzeni przez byłą gwiazdę Evertonu Bobby’ego Collinsa, Leeds to trudny przeciwnik. Jednak po takiej przemowie w szatni, piłkarze The Reds wyszli na boisko bardzo pewni siebie. Wszyscy spodziewali się twardej walki i już po dziesięciu minutach Gerry Byrne doznał kontuzji, która jest częścią historii Liverpoolu. To było spotkanie pełne złośliwych fauli i na pewno nie przejdzie do historii jako klasyk. Liverpool chciał atakować, jednak Revie ustawił swój zespół defensywnie i tym samym zepsuł widowisko. W czasie regulaminowych 90 minut nie doczekaliśmy się bramek, więc po raz pierwszy od 1947 roku mieliśmy dogrywkę w Finale FA Cup.
Bill Shankly zyskał wielką sławę za to, że jego zespół był uważany za jeden z najlepiej przygotowanych kondycyjnie i w dogrywce to się potwierdziło. Już po trzech minutach mecz się ożywił za sprawą gola Rogera Hunta. Kibice Liverpoolu oszaleli ze szczęścia i potrzebnych było pięciu policjantów, żeby usunąć radosnego kibica z boiska. Niestety radość Liverpoolu nie trwała długo i już osiem minut później, Billy Bremmer doprowadził do wyrównania. Jednak The Reds dalej atakowali, mimo że czekał ich jeszcze Półfinał Pucharu Europy z Interem.
Minęło już 111 minut i Liverpool wciąż nacierał. Callaghan dośrodkował piłkę prosto na głowę stojące w polu bramkowym Iana St Johna, i ten drugi nie popełnił błędu, pakując piłkę od bramki wspaniałym szczupakiem. W końcu wszyscy oszaleli ze szczęścia, gdy Ron Yeats wzniósł FA Cup, kibice będący tego dnia na Wembley przysięgali, że nigdy nie słyszeli tak głośnego ryku, jak wtedy. Ee-Aye-Addio – Wygraliśmy Puchar śpiewali fani The Reds.
Zwycięstwo w tym Pucharze było niezwykłe. To był niezapomniany dzień – najwspanialszy w historii klubu, a Liverbirdy ciągle stoją na swoim miejscu!
1977 - Mistrzowie Europy
Jeśli zdobycie po raz pierwszy FA Cup w 1965 roku było uznawane za najwspanialszy dzień w historii Liverpool Football Club, to nie ma wątpliwości, że zwycięstwo w Pucharze Europy w 1977 roku było najbardziej niezwykłym wieczorem. 25 maja 1977 roku, tak samo jak 1 maja 1965 roku jest datą, która zawsze będzie miała wyjątkowe znaczenie dla wszystkich kibiców Liverpoolu. Tamtego ciepłego wieczoru w stolicy Włoch – Rzymie, Emlyn Hughes dumnie wzniósł błyszczące, srebrne trofeum – Puchar Europy – najcenniejszą nagrodę w klubowej piłce. To była kulminacja trwających 13 lat starań, a także początek niezwykłego okresu dominacji angielskich klubów w Europie. Później The Reds jeszcze pięciokrotnie sięgnęli po to wspaniałe trofeum, ale pierwszy triumf zawsze pozostanie tym najcenniejszym.
Niezliczone zastępy kibiców Liverpool przyjechały za swoją drużyną, by ich dopingować we Włoszech. To była największa migracja kibiców z Wysp w historii i morze czerwono-białych flag, które przywitały piłkarzy, dało zawodnikom niesamowite wsparcie przed najważniejszym meczem w historii klubu. Wśród flag utworzonych przez kibiców Liverpoolu specjalnie na ten mecz, najbardziej rzucała się w oczy ta, która odnosiła się do europejskich bojów popularnego obrońcy Joeya Jonesa. Po meczach z St. Etienne, Zurichem i teraz przed spotkaniem Mönchengladbach było na niej napisane: Joey Jadł Żabie Udka, Zakręcił Szwajcarów, Teraz schrupie (Munching) Gladbach. Flaga miała siedem metrów długości i ponad dwa szerokości, została stworzona przez kibiców Phila Downeya i Jimmy’ego Cummingsa i rozwijała się wraz z awansem The Reds do kolejnych rund Pucharu Europy. W drużynie Borussi grały już uznane gwiazdy, jak Vogts, Bonhof, Heynckes, czy Simonsen, więc Liverpool miał niezwykle trudne zadanie do wykonania, ale z tak fanatycznymi kibicami, wyszli na boisku pewni siebie i objęli prowadzenie po golu Terry’ego McDermotta zdobytym w pierwszej połowie.
W przerwie meczu kibice dumnie wymachiwali flagami, ponieważ jak na razie zadanie jest wykonywane bardzo dobrze. W szatni Liverpoolu panowało przekonanie, jak na razie bardzo dobrze, ale Paisley ostrzegł swój zespół przed lekceważeniem rywala. Niestety piłkarze nie skorzystali z rad menadżera i już sześć minut po przerwie Niemcy doprowadzili do wyrównania. Wcześnie bezbłędny Jimmy Case – Najlepszy piłkarz młodego pokolenia w Europie w 1977 roku, był tym pechowcem, który popełnił błąd. Za lekko podał do Raya Clemence’a, czym dał okazję do zdobycia bramki Allanowi Simonsenowi. Duński napastnik bez wahania wykorzystał błąd Case’a i posłał piłkę do bramki obok bezradnego Clemence’a. Po rzucie rożnym z lewej strony wykonywanym przez Heighwaya, Żelazo Anfield w swoim 600. meczu dla Liverpoolu popisał się atomowym uderzeniem głową prosto do bramki do Borussii. Na osiem minut przed końcem meczu Kevin Keegan, który rozgrywał mecz swojego życia, przejął piłkę przy linii środkowej boiska, za nim jak cień podążał Bertie Vogts, jednak zawodnik Liverpoolu dobiegł do pola karnego i zaczął oddawać strzał, jednak Vogts z premedytacją go podciął i nie było wątpliwości – rzut karny dla The Reds. Sędzia Wurtz od razu wskazał na jedenasty metr. Tę okazję bez trudu wykorzystał Phil Neal, czym przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny.
To była chwila, na którą cały klub czekał od niedzielnego meczu w sierpniu 1964 roku, gdy po raz pierwszy w historii wyruszyli na europejski mecz do Reykjavíku, a dla Boba Paisleya była to najwyższa nagroda z możliwych. Sukces w Rzymie był spełnieniem trwającej 13 lat odysei dla piłkarzy, sztabu szkoleniowego i kibiców.
1985 - Heysel
Nikt nigdy nie zapomni tragicznych wydarzeń ze stadionu Heysel w Brukseli z 29 maja 1985 roku. Liverpool podejmował Juventus w finale Pucharu Europy, a to, co mogło być najlepszą nocą w historii klubu przerodziło się w najgorszą. Zamiast opuścić Brukselę z piątym Pucharem Europy w rękach, fani the Reds powrócili do Anglii, zostając osądzonym za śmierć 38 Włochów oraz jednego Belga. Dla wszystkich w jakiś sposób związanych z klubem tragiczny wieczór jest rzeczą, która przywołuje ponure wspomnienia…
Liverpool miał dobry pomysł wyboru obiektu na rywalizację finałową, zanim przyjacielskie żarty na zewnątrz przerodziły się w koszmar wewnątrz. Oprócz faktu, że obiekt wyglądał jakby się rozpadał, głównym faktem zatroskania Liverpoolu był aspekt, czy na stadionie będzie wydzielony osobny sektor dla fanów piłki nożnej z Belgii. Klub spierał się, iż jedynie Liverpoolowi oraz Juventusowi powinno przydzielić się sektory. Odłożenie na bok miejsc neutralnych spowodowało, że fani obu drużyn kupowali bilety od belgijskich koników, co stworzyło niebezpieczną mieszankę. Jak udowodniła historia, wkrótce neutralny sektor zapełnił się włoskimi kibicami. Około godzinę przed rozpoczęciem spotkania na stadionie zaczęły się przepychanki, obie strony fanów rozbestwiały się nawzajem przez ogrodzone drutem trybuny. Po nieprzerwanym obrzucaniu trybuny the Reds różnymi przedmiotami, kilku kibiców Liverpoolu zaatakowało Włochów i gdy bezprawie przejęli na siebie, fani Juventusu zaczęli uciekać po czym nastąpił wypadek. Ściana blokująca ich wyjście runęła na górze i spadła na nich, zabijając 39 fanów piłki nożnej.
Dla menedżera Liverpoolu, Joe’a Fagana, który był przygotowany do opuszczenia Anfield po zakończeniu sezonu, było to koszmarne zakończenie przepięknej kariery z drużyną the Reds. Juventus zdobył Puchar Europy dzięki zwycięstwu 1-0, a sama bramka padła po kontrowersyjnym rzucie karnym Michela Platiniego. Choć naprawdę nikt nie miał takiego zamiaru, był to mecz, którego żaden człowiek nie chciał zapamiętać. Już następnego ranka prawda o tragedii wyszła na jaw i uderzyła w serca siedzących w domach ludzi. 29 maja na zawsze pozostanie dniem pamięci za fanami Juventusu oraz Liverpoolu.
1986 - Podwójna korona
Liverpool Football Club rozpoczął sezon 1985/86 pod ciężkimi chmurami. Wydarzenia z Heysel niecałe cztery miesiące wcześniej wylały smutek na Anfield, jednak te czarne chmury zostały rozwiane przez zdobycie dwóch cennych trofeów. Pod natchnionym kierownictwem Kenny'ego Dalglisha, The Reds udało się odebrać tytuł mistrzowski Evertonowi, zdobywając mistrzowską koronę po raz szesnasty w historii. Stosownie, gol Króla Kenny'ego rozstrzygnął sprawę tytułu na Stamford Bridge 3 maja, a Liverpool przebrnął przez próg, świętując po raz pierwszy podwójną koronę złożoną z Mistrzostwa Anglii i Pucharu Anglii, który został zdobyty na Wembley następnego tygodnia. Odnoszące spektakularne sukcesy w Division One Norwich, straszny zespół Chelsea, gigantyczni zabójcy York, Watford natchnione przez Johna Barnesa oraz nieustępliwe Southampton zostały wyeliminowane w drodze do finału i teraz jedynie najbliższy sąsiad, Everton, stał pomiędzy drużyną Czerwonych, a miejscem w annałach. Podobnie, jak w finale Milk Cup dwa lata wcześniej, ponownie można było posmakować rywalizacji pomiędzy dwoma rywalami z Mersey. Czerwoni i Niebiescy stanęli pod dwoma wieżami, a śpiewy fanów: "Merseyside, Merseyside" dumnie rozbrzmiały wokół starego i pięknego stadionu.
Gdy Liverpool rozpoczął walkę Everton oddał pierwszy cios. Prostopadłe podanie Petera Reida dotarło do lidera klasyfikacji strzelców kraju Gary'ego Linekera i pomimo, iż Bruce Grobbelaar zatrzymał jego pierwsze uderzenie, nie miał już szans przy dobitce. Druga połowa rozpoczęła się tak, jak zakończyła pierwsza – z Niebieskimi w ofensywie, a Liverpool mógł dziękować Bruce'owi Grobbelaarowi za uratowanie zespołu po fatalnym błędzie Hansena, który niemal doprowadził do podwyższenia prowadzenia przez Greame'a Sharpa. W 57. minucie prawy obrońca Evertonu, Gary Stevens głupio stracił piłkę, a Ronnie Whelan wykorzystał ten błąd i rozegrał kombinacyjną akcję z Janem Molbym, dając szansę Rushowi do zdobycia bramki, szansę, której nie zmarnował. W związku przesunięciem Greata Dane'a do pomocy i korzystając z jego jednego z najlepszych występów w barwach the Reds, Liverpool stopniowo przejmował inicjatywę. Everton został kompletnie rozbity, gdy Craig Johnston wyprowadził na prowadzenie nasz zespół po dośrodkowaniu Iana Rusha. Polukrowanie ciastka nadeszło na sześć minut przed końcem meczu. Ponownie akcję rozprowadzili Molby i Whelan, a Rushie znokautował rywali.
Gdy na Wembley rozbrzmiał końcowy gwizdek czerwona część stadionu wybuchła w geście triumfu. Po latach prób Liverpool Football Club ostatecznie dołączył do zespołów, które w jednym sezonie wygrały zarówno Ligę, jak i Puchar Anglii. Jest to jeszcze bardziej pamiętnym osiągnięciem z powodu tego, iż udało się tego dokonać w pierwszym sezonie Kenny'ego Dalglisha, jako piłkarza i menedżera the Reds. Po nocy świętowania w centrum Liverpoolu oba kluby powróciły wspólnie do Merseyside, gdzie następnego dnia udali się na paradę po mieście autobusem z otwartym dachem.
1989 - Hillsborough
15 kwietnia 1989 roku około 25,000 fanów Liverpoolu przybyło do Hillsborough oglądać półfinałowe spotkanie Pucharu Anglii z Nottingham Forest. 96 z nich nigdy nie wróciło. Słońce świeciło bardzo mocno i zapowiadał się fantastyczny dzień, jednak dla obu klubów i ich fanów przerodził się w najbardziej przerażającą tragedię w angielskim futbolu, jaka kiedykolwiek miała miejsce. 96 kibiców Liverpoolu zostało zgniecionych na końcu trybuny Leppings Lane, zaraz po rozpoczęciu meczu. Piłka nożna zwłaszcza w Anglii i Liverpoolu już nigdy nie mogła być taka sama. Jednak, wśród łez, szalików, kwiatów i grobów, powstała niewiarygodna więź pomiędzy klubem i jego fanami. Zawodnicy, zarząd i fani z całego świata wspierali się nawzajem w najtrudniejszym czasie w historii klubu.
Wydarzenia na Hillsborough 15 kwietnia wstrząsnęły The Kop bardziej, niż w żadnym innym dniu, lecz po meczu kibice, piłkarze i wszyscy związani z Liverpoolem pocieszali się, pokazali, dlaczego wszyscy jesteśmy fanami Liverpool Football Club.
2001 - Potrójna korona
Zaledwie w cztery dni po dramatycznym wyrwaniu Pucharu Anglii z rąk Arsenalu w Cardiff oraz umieszczeniu Worthington Cup (Pucharu Ligi) w gabinecie trofeów na Anfield, klasa Liverpoolu w 2001 roku została skompletowana potrójną koroną w niezapomnianą noc z środy 16 maja. Hiszpańskie Alavés zostało kolejną ofiarą the Reds, po tym jak drużyna z Merseyside odniosła pamiętne zwycięstwa nad Romą, Porto i Barceloną, dostając się na szczyt. Tysiące fanów Liverpoolu zgromadziło się w Dortmundzie, znacznie przewyższając ich rywali, przyjeżdżających z Hiszpanii. Flagi i sztandary ponownie królowały na stadionie, a 30,000 przybyłych kibiców dali Czerwonym niezapomniane powitanie, gdy Sami Hyypiä wyprowadził swoich kolegów na murawę. Ale nikt nie mógł przewidzieć tego, co stało się potem. Thriller, w którym fani obgryzali paznokcie stał się faktem.
Liverpool rozpoczął znakomicie, gdy po zaledwie trzech minutach Markus Babbel strzałem głową umieścił piłkę w siatce. The Reds wywalczyli rzut wolny z prawej strony po faulu na Heskeyu. McAllister posłał piłkę do Babbela, powracającego do rodzinnego kraju, a ten uderzył piłkę obok golkipera Alaves, Herrery. Jeszcze lepiej zrobiło się w 15. minucie, kiedy to Steven Gerrard podwyższył prowadzenie. Michael Owen posłał świetne podanie do Stevena, który znalazł się niekryty przed bramką Alavés. Musiał pokonać jedynie bramkarza i nie pomylił się, posyłając piłkę obok Herrery. Radosny nastrój Liverpoolczyków z lekka zaczął ich opuszczać, gdy Ivan Alonso strzelił kontaktową bramkę dla Alavés w 26. minucie. Po dośrodkowaniu Cosmina Contry na prawej stronie znalazł się właśnie Alonso, wyskoczył najwyżej i uderzył piłkę głową nie dając szans Westerveldowi. Karny Gary’ego McAllistera, po tym jak Michael Owen został sfaulowany w polu karnym, przywrócił dwubramkowe prowadzenie na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. Niestety, już dwie minuty po rozpoczęciu następnej padł drugi gol dla Alavés, a tym razem jego autorem był Moreno. 120 sekund później Moreno jeszcze raz pokonał Westervelda, co sprawiło, iż serca kibiców the Reds znów zaczęły drżeć.
Kibice Liverpoolu odetchnęli z ulgą, kiedy niebezpieczny Moreno został niespodziewanie zdjęty z boiska w 64. minucie, a w tym samym czasie Robbie Fowler został wezwany z ławki. To była wspaniała zmiana. McAllister zaatakował, podał piłkę Fowlerowi, który pociągnął z piłką kilka metrów, po czym znalazł odpowiednie miejsce i umieścił piłkę w dolnym narożniku bramki, jeszcze raz przywracając dwubramkowe prowadzenie. Jednak Liverpoolowi zabrakło zaledwie dwie minuty do końcowego sukcesu. Pablo wykonywał rzut rożny z prawej strony, a Jorki Cruyff sensacyjnie wyrównał stan pojedynku na 4-4. Alaves doznało kolejnego osłabienia, kiedy Karmona został drugim piłkarzem, który został wyrzucony z boiska, po faulu na Šmicerze. Sekundę później ich świat upadł, gdy po rzucie wolnym McAllistera, Geli umieścił futbolówkę we własnej siatce, dając Liverpoolowi puchar, dzięki zasadzie złotego gola.
Gol zaiskrzył świętowanie i ten finałowy thriller dobiegł końca. Zachwyt i ulga była nieprzeparta. Kibice Liverpoolu tańczyli na trybunach, a cały skład, włączając w to trenerów itp., bawił się na zielonej murawie. Pośród oszalałej radości Rabbiego Fowlera oraz Samiego Hyypii zaczęła wyłaniać się duża srebrna waza, po czym rozpoczęła się runda honorowa wokół stadionu. Drużyny Liverpoolu z poprzednich lat zostały przywrócone do życia pod cieniem bogactwa klubu i wybitnej przeszłości, jednak w tę noc nie do zapomnienia na Westfalenstadion duch dawnych sukcesów czuł się dobrze i niesamowicie szczęśliwie.
2005 - Stambuł
Wszystko o tym, co przeżyliśmy gdy w najwspanialszą noc bogatej historii Liverpoolu odzyskaliśmy tytuł Królów Europy, cudownie odrabiając trzybramkową stratę do przerwy w finałowym spotkaniu przeciwko Milanowi na stadionie Atatürk w Stambule. Był to pierwszy występ Czerwonych w finale Pucharu Europy od 20 lat i pomimo iż w pamiętnej drodze do finału wyeliminowali Juventus oraz Chelsea, do tego meczu przystępowali postrzegani jako zespół, który od początku jest skazany na porażkę przeciwko takiemu rywalowi, jak potężni Rossoneri. Około 40,000 fanów Liverpoolu przyjechało dopingować swoich bohaterów do Stambułu, ale gdy Milan do przerwy prowadził 3-0, wydawało się, iż ich podróż poszła na próżno. Sygnał do rozpoczęcia meczu podczas niesamowitej rozmowy w przerwie z piłkarzami dał Rafael Benítez, ognisty płacz fanów i najbardziej zdumiewający comeback wszechczasów.
The Reds pierwszy cios otrzymali po 53 sekundach gry, kiedy to kapitan Milanu, Paolo Maldini, wyprowadził Włochów na prowadzenie. Potem było jeszcze gorzej. Harry Kewell po 23. minutach musiał opuścić boisko z powodu kontuzji, po czym napastnik Hernán Crespo, wypożyczony wtedy z Chelsea, dołożył dwa trafienia. Marzenia Liverpoolu o Lidze Mistrzów wydawały się już tylko iluzją, jednak gwizdek na przerwę nie mógł nadejść wcześniej. Tak samo jak wspaniała rozmowa w szatni Rafy z piłkarzami, siłę Liverpoolowi dał fenomenalny doping sympatyków the Reds. Comeback rozpoczął się w 54. minucie. Riise dośrodkował piłkę z lewej flanki, a Gerrard swoim idealnym uderzeniem głową obok Didy przywrócił ducha zespołowi. Pierwsza bramka Liverpoolu mogła, przynajmniej wtedy, nic nie znaczyć, ale gdy Vladimir Šmicer, wchodząc z ławki rezerwowych za kontuzjowanego Harry’ego Kewella, dołożył drugie trafienie nadzieje powróciły już na dobre. W związku z wyraźnie podłamaną i gubiącą się obroną Milanu, Liverpoolczycy kontynuowali oblężenie bramki rywali i to przyniosło oczekiwany skutek, gdy Xabi Alonso, na raty, ale jednak skutecznie wykorzystał rzut karny po faulu na Gerrardzie.
Napięcie na stadionie przełożyło się teraz także na samą murawę, lecz więcej bramek w meczu nie ujrzeliśmy, głównie dzięki świetnemu zachowaniu Jerzego Dudka. Nerwy stanęły u kresu wytrzymałości, gdy rozpoczął się konkurs rzutów karnych, jednak podobnie jak w Rzymie 21 lat wcześniej, Czerwoni wytrzymali presję i zamienili ją w triumf. Ostatnia interwencja Dudka, karnego wykonywanego przez Szewczenko, rozpoczęła niecodzienne sceny radości zarówno na boisku, jak i poza nim. Liverpool odzyskał tytuł Królów Europy i rozpoczął świętowanie.
2020 - 30 lat wzlotów i upadków w drodze na szczyt
„Jeśli Liverpool ma być gotowy na wygranie ligi na boisku, najpierw musi być gotowy wygrać ją poza nim”. Ten cytat miał na Anfield wielu autorów, zwłaszcza w dwóch ostatnich dekadach długiego oczekiwania na mistrzowski tytuł. Gérard Houllier wygłosił to zdanie, kiedy spoglądał na stare budynki w ośrodku treningowym Melwood na początku nowego tysiąclecia. Rafa Benítez powiedział to samo, przeglądając broszurę, która skusiła go na zamianę Hiszpanii na Anfield, gdy zastanawiał się, jak klub o takim statusie może kwaterować pracowników w hostelu naprzeciw stadionu w obiekcie pieszczotliwie nazywanym Pensjonatem u Tiny. John W. Henry i Tom Werner powiedzieli to zdanie, gdy kupili klub w 2010 roku i zdali sobie sprawę z tego, jak krucha jest struktura klubu składająca się z ledwie 200 osób.
Istniało przekonanie, że Liverpool było światową piłkarską potęgą, podczas gdy rzeczywistość była zgoła odmienna. Kiedy Fenway Sports Group przejęło klub, aktualnym sloganem było „Liverpool został w tyle”. Nikt nie spodziewał się 30 lat nadrabiania dystansu, gdy w maju 1990 roku, raczej pośród serdecznych głosów uznania niż wśród wybuchów szalonej radości – Alan Hansen wznosił puchar za 18. ligowy tytuł. Po tym, jak Brendan Rodgers w 2014 roku pokazał, co jest możliwe, przybycie Jürgena Kloppa rok później było katalizatorem do znaczącej poprawy. Począwszy od 2014 roku odsetek trafionych transferów był niesamowity, począwszy od Sadio Mané po Virgila van Dijka i Alissona Beckera. Wyniki na boisku powodowały wzrost budżetu, a klub dotarł do punktu, w którym był odpowiednio wyposażony, by wykorzystać swój sportowy i komercyjny potencjał.
Klopp dotarł do 100 zwycięstw szybciej niż jakikolwiek trener w historii Liverpoolu. Na Anfield nie przegrał od 2017 roku, aż do stycznia 2021 roku – 1369 - tyle dni trwała seria Liverpoolu bez porażki w Premier League na Anfield. Ofensywny styl gry jego drużyny wpisywał się w ideały Shankly’ego. To samo można powiedzieć było o jego porozumieniu z The Kop. Madryt w 2019 roku był pierwszą namacalną nagrodą. Wielu było architektów mostu, po którym przeszli Klopp i jego zawodnicy. Evans, Heighway, Houllier, Benítez, Gerrard, Rodgers i Dalglish – wszyscy oni sprawili, że klub nie musiał odradzać się ze zgliszczy bez jakichkolwiek sukcesów. Niemniej skala sukcesu wydawała się jeszcze większa, gdy uświadomiło się sobie, że ówczesna kombinacja właścicieli i menedżera dała radę tam, gdzie inni nie podołali. Fani Liverpoolu od dawna byli oskarżani o życie przeszłością. Ale to się skończyło. Obserwowali jak ich drużyna wygrywa Ligę Mistrzów, Superpuchar UEFA, Klubowe Mistrzostwo Świata i Premier League w odstępie 13 miesięcy. Nostalgia nie była już potrzebna. Tamtejsza teraźniejszość pod wodzą Kloppa była wystarczająco rozkoszna.
Liverpool pobił całą masę rekordów na swojej drodze do wygrania mistrzostwa Anglii od 1990 roku. Niezwykle ważnym elementem układanki był Jürgen Klopp, który nie tylko pomógł przekształcić klub i wynieść go na nowe wyżyny, nigdy wcześniej Liverpool nie cieszył się jednocześnie mistrzostwem kraju, Europy i Świata.
Trofea
Rozgrywki | Liczba | Sezony |
Mistrzostwo Anglii | 19 | 1901, 1906, 1922, 1923, 1947, 1964, 1966, 1973, 1976, 1977, 1979, 1980, 1982, 1983, 1984, 1986, 1988, 1990, 2020 |
Puchar Anglii | 8 | 1965, 1974, 1986, 1989, 1992, 2001, 2006, 2022 |
Puchar Ligi | 9 | 1981, 1982, 1983, 1984, 1995, 2001, 2003, 2012, 2022 |
Liga Mistrzów | 6 | 1977, 1978, 1981, 1984, 2005, 2019 |
Puchar UEFA | 3 | 1973, 1976, 2001 |
Superpuchar UEFA | 4 | 1977, 2001, 2005, 2019 |
Klubowe MŚ | 1 | 2019 |
Tarcza Wspólnoty | 16 | 1964*, 1965*, 1966, 1974, 1976, 1977*, 1979, 1980, 1982, 1986*, 1988, 1989, 1990*, 2001, 2006, 2022 |
II Liga | 4 | 1894, 1896, 1905, 1962 |