Zapowiedź meczu

Już jutro o 19:30 nasza drużyna spotka się po raz drugi z tureckim Trabzonsporem w walce o awans do fazy grupowej Ligi Europy. Pierwszy mecz, wygrany golem Ryana Babela przed The Kop, nie uspokoił nastrojów na Anfield.

Wszyscy znają obyczaje tureckiej publiczności – niezwykle żywiołowej w dopingowaniu swych drużyn. Czy Liverpool powinien się bać? Nie zaszkodzi się zastanowić.

Trabzonspor jest jednym z najszerzej znanych klubów tureckich, zaś najbardziej znanym spoza Stambułu. Sześciokrotny mistrz Turcji, ośmiokrotny zdobywca Pucharu Turcji. Klub z pewną renomą na arenie europejskiej. Trabzon dwukrotnie stawał się środowiskiem życia uznanych polskich piłkarzy. Najpierw kilka lat temu wylądował tu Mirosław Szymkowiak, lecz ciężkie kontuzje i niekorzystne klauzule kontraktowe spowodowały, iż zakończył karierę, zaś niedawno piłkarzem Trabzonsporu został były stoper Wisły Kraków, Arkadiusz Głowacki. Klub w tym roku bierze udział w eliminacjach Ligi Europejskiej dzięki zwycięstwie w ostatniej edycji Pucharu Turcji. Swoje mecze klub rozgrywa na Huseyin Avni Aker Stadium, o pojemności 20’000 miejsc. Na Liverpool wolnych miejsc oczekiwać nie należy. Menedżerem Turków jest Senol Gunes, trener który doprowadził turecką reprezentację do półfinału Mistrzostw Świata 2002.

Trabzonspor ten sezon rozpoczął w iście wymarzony sposób. Wygrana 3-0 z Bursaporem zapewniła im już pierwsze trofeum – Superpuchar Turcji, od tego czasu zagrali również dwie kolejki Superligi tureckiej. W obu zwyciężyli – najpierw 0-2 na wyjeździe przeciwko solidnej ekipie Ankaragücü, zaś dwa dni temu wygrali arcyważny mecz u siebie przeciwko Fenerbahce Stambuł. Drużyna niewątpliwie jest zdesperowana by udowodnić, iż porażka na Anfield była jedynie wpadką. Po ostatnim meczu ligowym z drużyny wypadł jednak bohater Trabzonu – Arkadiusz Głowacki, który strzelił gola i doznał ciężkiej kontuzji podczas meczu z Fenerbahce. Poza tym kadra zespołu nie jest szczególnie okrojona.

Inna kompletnie jest sytuacja gości z Liverpoolu. Roy Hodgson nie skorzysta z usług Fernando Torresa, Milana Jovanovica, Javiera Mascherano, Stevena Gerrarda, Daniela Aggera oraz Maxi Rodrigueza. Drużyna jest w niezwykły sposób okrojona i siłą rzeczy zagra drugi garnitur. Można spodziewać się powrotu do starej formacji z pięcioma piłkarzami w roli pomocników. Najprawdopodobniej w składzie Liverpoolu wystąpią: Reina-Aurelio, Carragher, Skrtel, Johnson- Poulsen, Lucas, Babel, Cole, Kuyt-N’Gog. Jest to najsilniejsze ustawienie na jakie może pozwolić sobie w tej chwili Roy Hodgson. Liverpool tak grający nie powinien mieć problemów z obronieniem wyniku z Anfield, lecz Hodgson musi oszczędzać zawodników na niedaleki mecz ligowy. Zwłaszcza tyczy się to obrońców, gdyż nie można być pewnym zdrowia Daniela Aggera, nie wspominając o formie Emiliano Insuy czy Fabio Aurelio. Hodgson bardzo boleśnie odczuje również skutki wyprzedaży pomocników – brak już w składzie Javiera Mascherano oraz Alberto Aquilaniego. Wszelka kontuzja odniesiona w starciu z ostro grającymi Turkami może mieć opłakane skutki. Pocieszające jest jednak to, iż nowy sztab medyczny jak na razie chroni naszych zawodników przed poważniejszymi urazami. Nie jego winą jest wstrząśnienie mózgu Daniela Aggera, przemęczenie Torresa i Jovanovica, nie wspominając o chorobie Maxiego. Również forma liverpoolczyków pozostaje pod pewnym znakiem zapytania w świetle meczu z Manchesterem City.

Liverpool gra mecz, który najbardziej stawia jak do tej pory pod znakiem zapytania sens przeznaczania sił i środków na Ligę Europy. Jeżeli wyjdziemy z tego meczu obronną ręką, później powinno być już łatwiej. W zwycięstwo można wierzyć, lecz nie należy przeciwnika lekceważyć.