Zapowiedź meczu

Już jutro Liverpool rozegra swoje czwarte spotkanie ligowe w tym sezonie. Tym razem rywalem The Reds będzie rewelacja poprzedniego sezonu – Birmingham City. Przed rokiem z podziałem punktów na St. Andrews musieli pogodzić się rywale pokroju Manchesteru United, Chelsea, Arsenal, Tottenham czy właśnie Liverpool.

Motywacja jest z pewnością ogromna, bowiem przez sześć ostatnich lat Czerwonym nie udało się udowodnić swojej wyższości nad The Blues (biorąc pod uwagę wyłącznie mecze Premier League). Ponadto podopieczni Roya Hodgsona będą chcieli zapewne pokazać, że wysoka porażka 0-3 z Manchesterem City była jedynie wypadkiem przy pracy. Złego wrażenia nie zdołały zmazać nawet trzy punkty zdobyte w spotkaniu z West Bromem.

W poprzednim sezonie, dzięki piłkarzom City, St. Andrews zyskało miano twierdzy nie do zdobycia. Gubiły tam punkty czołowe drużyny ligi, na czele z mistrzem Anglii, a The Blues stracili na swoim boisku zaledwie trzynaście goli. Bez wątpienia wpływ na to miał fakt, iż w zdecydowanej większości spotkań Alex McLeish wystawiał identyczną linię obrony w osobach Stephena Carra, Rogera Johnsona (autora największej liczby skutecznych odbiorów), Scotta Danna i Liama Ridgewella. Podczas letniego okienka transferowego doszło w Birmingham do kilku zmian personalnych. Jedną z nich był powrót pretendującego do miana bramkarza nr 1 w reprezentacji Anglii Joe Harta do Manchesteru City. Szybko zastąpił go Ben Foster, nie mający szans na zwycięstwo w rywalizacji o miejsce między słupkami Manchesteru United z Edwinem van der Sarem. Ponadto Birmingham chciało wzmocnić swoją linię ataku, a zapewnić miał to Nikola Zigic. Serb, z przybyciem którego wiąże się wielkie nadzieje, zagrał do tej pory na inaugurację sezonu z Sunderlandem, wchodząc z ławki rezerwowych. Fani wciąż czekają na debiut chilijskiego skrzydłowego, Jeana Beausejoura, który czekał dotąd na pozwolenie na pracę.

Liverpool wciąż próbuje otrząsnąć się po stracie Javiera Mascherano. Spotkania z Manchesterem City i West Bromem dobitnie pokazały, że duet Lucas - Poulsen na środku pomocy to z pewnością nie to, co kibice chcieliby oglądać. Na szczęście Hodgson zainterweniował bardzo szybko, ściągając na Anfield Raula Meirelesa. Wszyscy spodziewają się debiutu Portugalczyka właśnie jutro i liczą, że jego przygoda nad Mersey nie skończy się tak jak ta Alberto Aquilaniego. Kopites oczekują przede wszystkim równowagi pomiędzy defensywą a ofensywą, której tak bardzo brakowało w ostatnich meczach ich ulubieńców. Kolejnym debiutantem będzie zapewne Paul Konchesky. Finalista Ligi Europy z Fulham pozwoli powrócić na środek obrony Danielowi Aggerowi, który, jak sam przyznał, nie czuje się najlepiej z lewej strony, co widoczne było na boisku.

Niedzielne spotkanie będzie ostatnim, w którym nie będzie mógł zagrać Joe Cole, ukarany czerwoną kartką w pierwszym meczu sezonu z Arsenalem. Z pewnością nie ujrzymy także Dirka Kuyta. Nasz numer 18 zmaga się z kontuzją barku, której nabawił się podczas treningu z reprezentacją Holandii. Podobnie sprawa ma się w przypadku Fabio Aurelio. Brazylijczyk narzeka bowiem na uraz ścięgna Achillesa.

Jeśli chodzi o naszych rywali, niepewny jest występ Alexandra Hleba. Wypożyczony z Barcelony Białorusin ma problemy z kostką, a ostateczne decyzje zostaną podjęte w ostatniej chwili, po testach sprawnościowych. Poza tym zawodnicy Alexa McLeisha nie borykają się z problemami zdrowotnymi.

Podczas kadencji Rafaela Beniteza, Liverpoolowi nie udało się pokonać The Blues w meczu Premier League. Czy tym razem podopieczni Roya Hodgsona przełamią złą passę? Przekonamy się o tym już w niedzielę.