Zapowiedź meczu

1 zwycięstwo, 3 remisy, 2 porażki i 16 miejsce – to obecny bilans Liverpoolu w tabeli Premier League. The Reds notują najgorszy start w najlepszej lidze na świecie od 18 lat. Czy zdołają przełamać impas podczas niedzielnego meczu z Blackpool? Przekonamy się już jutro o 16:00.

Ostatnie ligowe zwycięstwo podopieczni Roya Hodgsona odnieśli 29 sierpnia nad WBA po bramce Fernando Torresa, który od tamtego czasu nie zdobył ani jednego gola… Co więcej, nasi Czerwoni ulubieńcy zajmują w tabeli niższe miejsce od naszego najbliższego przeciwnika, który jest przecież beniaminkiem Premier League. Liverpool gra bez polotu, pomysłu na grę i co najgorsze – chęci. Dlatego więc takie wyniki jak ostatni remis z Sunderlandem czy porażka z Northampton po karnych w Carling Cup są coraz częstszym widokiem na Anfield.

W najbliższym spotkaniu możemy oczekiwać eksperymentalnego ustawienia taktycznego, gdyż sam menedżer niedawno przyznał, że wciąż nie wie jak ustawić zespół, by wycisnąć z niego to, co najlepsze. Do gry powróci jutro Steven Gerrard, który nie zagrał z Utrechtem z powodu bólu pleców. Nie lada problem Hodgson będzie miał z ustawieniem lewej obrony, gdyż Paul Konchesky, Fabio Aurelio, a także awaryjnie grający na lewej stronie Daniel Agger leczą urazy. Małą kontuzję kolana w ostatnim spotkaniu z Utrechtem odniósł także Martin Kelly, ale to najprawdopodobniej on zagra na tej pozycji.

Blackpool Iana Hollowaya jak na beniaminka radzi sobie całkiem nieźle. Mandarynki zajmują 15 miejsce z dorobkiem 7 punktów, z czego 6 zostało zdobyte w spotkaniach wyjazdowych. Mają trzeci najlepszy bilans bramek strzelonych na wyjeździe (6), ale także najgorszy jeśli chodzi o bramki stracone poza własnym terenem (10). Największym zagrożeniem w drużynie gości będzie prawdopodobnie Charlie Adam, ale także były gracz West Ham United – Marlon Harewood.

Oba kluby po raz ostatni mierzyły się ze sobą 30 lat temu i w obu spotkaniach padły remisy. Na terenie Blackpool Czerwoni zremisowali bezbramkowo, natomiast na Anfield drużyny podzieliły się punktami po wyniku 2:2. Co ciekawe, w meczach między tymi drużynami na stadionie Liverpoolu nigdy nie padł bezbramkowy remis.

Piłkarze the Reds upatrują w jutrzejszym spotkaniu szansy na przełamanie się i drugą wygraną w lidze, ale jednocześnie nie lekceważą rywala. Christian Poulsen mówił: - To nie będzie łatwy mecz, wszyscy widzieliśmy ich występy w lidze w tym roku. Ich drużyna jest silna i nie zmienia tego fakt, że gramy u siebie. To ważny mecz dla nas i dobrze by było zdobyć trzy punkty przed przerwą dla reprezentacji.

Z kolei zawodnik Blackpool Gary Taylor-Fletcher, który jest kibicem Liverpoolu ma wielką ochotę na sprawienie niespodzianki jutrzejszego popołudnia i marzy mu się bramka przed słynnym the Kop: - Chcemy wygrać. Nieważne kto strzeli, ale jeśli się to uda, zwycięstwo będzie czymś kompletnie niewiarygodnym. Jeśli zagramy na podobnym standardzie co przed tygodniem, będziemy mieli wielką szansę na zdobycz punktową. Rywale nie mają najlepszego okresu, ale będą postrzegać mecz z nami jako dobrą okazję, aby podnieść sobie morale.

Jeszcze 2-3 sezony temu każdy kibic Liverpoolu zapytany o wynik tego spotkania odpowiedziałby „łatwe zwycięstwo”. Jednak w trakcie kryzysu, przez który przechodzi klub, nic nie jest oczywiste. Jednak jeśli tylko the Reds zagrają z determinacją i wiarą we własne możliwości, będzie im znacznie łatwiej. Dlatego oczekuję od Liverpoolu jednego – pokażcie, że wam się chce. Pokażcie, że jesteście Liverpoolem, a ewentualna strata punktów nie będzie smakować tak źle. Sprawcie, aby Bill Shankly nie musiał się za was wstydzić. Come on you mighty Reds!