Tragiczny przypadek Lucasa
Utrata Lucasa Leivy na tak długi okres, do końca sezonu, musi być dla Liverpoolu mocnym ciosem. Przez wszystkie lata, odkąd jestem związany z klubem, żaden piłkarz nie przeszedł tak trudnej drogi od potępienia do uwielbienia przez kibiców, jak Brazylijczyk.
Od początku można było dostrzec w nim talent, jednak przeprowadzka z rodzinnej Brazylii na inny kontynent w tak młodym wieku była na tyle dużą zmianą, że Lucas potrzebował więcej czasu na przystosowanie.
Osobiście uważałem, że może mu się przydać gra w innym klubie, gdzie mógłby w pełni pokazać swoje umiejętności. Podobnie było z Diego Forlanem, który po klapie w Manchesterze United osiągnął życiową formę w Atletico.
Pamiętam, jak trudne było dla mnie przejście z Ajaxu do Liverpoolu aby zastąpić w środku pola Graeme’a Sounessa. Nie wracam myślami do mojego pierwszego sezonu w Anglii z dumą. Po prostu podchodziłem do każdego kolejnego meczu, nabierałem doświadczenia, ale nie było w tym nic spektakularnego.
W takiej sytuacji zawodnik potrzebuje czasu, niestety nie wszyscy go dostają.
Mówiąc sprawiedliwie, Lucas uczepił się gry w pierwszej drużynie, a trener konsekwentnie, wydawałoby się czasem nawet że wbrew logice, decydował się na niego stawiać. Jak czas pokazał, wyszło to wszystkim na dobre.
Pokazał ogromną siłę ducha, a w ostatnich miesiącach trudno znaleźć bardziej efektywnego piłkarza na boisku. Jego współpraca z Charliem Adamem już teraz zaczynała wyglądać bardzo dobrze.
Leiva twardo stoi na nogach i wie, jakie jest jego zadanie. Takiego właśnie oparcia w linii pomocy Liverpool potrzebował w trudnych starciach z Chelsea i Manchesterem City.
Drużyna Manciniego przyjechała na Anfield jako maszynka do strzelania bramek, jednak w tej strefie boiska, z której potrafią najbardziej zranić rozpoczynając akcję bramkową był Lucas, który pokrzyżował im wszystkie plany. Trzeba pamiętać, że grał naprzeciwko takich pomocników jak Yaya Toure, który na pewno poradziłby sobie z niejednym defensywnym pomocnikiem ligi.
Liverpool wiedział, jak ciężko trzeba będzie zapracować na dobry wynik w tym meczu i konsekwentnie trzymał się swojego planu, przez co pod koniec meczu to goście powłóczyli nogami, podczas gdy The Reds szukali zwycięskiej bramki.
Jan Molby
Komentarze (1)