Prasa po meczu z Blackburn
Niedzielny mecz na Anfield przyniósł nieoczekiwany rezultat. Liverpool nie był w stanie wykorzystać swoich sytuacji strzeleckich, których z resztą nie było na tyle dużo, by w wyraźny sposób zarysować przewagę The Reds. Blackburn Rovers zabarykadowali bramkę i konsekwentnie odpierali ataki. W prasie brytyjskiej pojawiły się wypowiedzi podsumowujące niedzielny mecz.
Henry Winter z Daily Telegraph chwali Blackburn za dobry występ i twierdzi, że piłkarze Gary'ego Bowyera potrafili doskonale zneutralizować Livepool.
„Bolesna prawda dla Liverpoolu jest taka, że zespół zagrał rozczarowująco. Sterling marnował się na skrzydle, gdzie nie mógł się w pełni skupić na zadaniach ofensywnych, musząc co i rusz wracać na swoją połowę za aktywnym w ataku Conwayem.
Sturridge został odizolowany, nie dostawał podań. Coutinho i Lallana nie byli w stanie grać równie dobrze, co w poprzednich meczach. Balotelli po wejściu na boisko niczym się nie wyróżnił, oddając tylko jeden strzał i to na tyle niecelny, że niewiele brakowało, by piłka wylądowała w rzece.
Piłkarzom Liverpoolu nie dano miejsca na grę i swobody w poruszaniu się po boisku. Graczom Blackburn udała się trudna sztuka jaką jest jednoczesne zachowanie ścisłej formacji i zwielokrotnianie krycia piłkarzy Liverpoolu będących przy piłce. Liverpool zaczął lepiej grać dopiero w drugiej połowie, ale ich tempo nie robiło takiego wrażenia, jak we wcześniejszych spotkaniach.”
Paul Joyce z Daily Express jest kolejnym dziennikarzem sportowym, który chwali natchnioną grę Blackburn na Anfield.
„Gerrard spoglądał na mecz z jednej z trybun dla VIPów, a jego pełne nadziei okrzyki w sytuacji, w której w drugiej połowie można było podyktować karnego, były idealnym podsumowaniem frustracji, jaką do samego końca spotkania odczuwać musieli piłkarze Liverpoolu nie mogąc przebić się przez obronę Blackburn.
Chcąc dowiedzieć się dokładnie, co Gary Bowyer wprowadził do drużyny Blackburn, by sprawić że dni, w których zespół padał ofiarą niewybrednych żartów odeszły w niepamięć, wystarczy popatrzeć na grę piłkarzy od pierwszej do ostatniej minuty.
Cała drużyna była świetnie zorganizowana. Czarną robotę wykonywali w środku pola Lee Willamson i Corry Evans, lecz z całego zespołu biło poczucie spokoju i pewności, które sprawiło, że gracze Blackburn nie oddali pola swoim bardziej utytułowanym rywalom.”
Chris McKenna z Daily Star pisze, że Brendan Rodgers będzie teraz musiał dobrze przemyśleć rotację w składzie, chcąc wygrać FA Cup i wspiąć się do pierwszej czwórki Premier League.
"Gerrard – który w dniu meczu finałowego FA Cup w maju będzie już miał 35 lat – obserwował z trybun, jak the Reds zostali powstrzymani przez drużynę z Championship. Teraz czeka ich trudny wyjazd na Ewood Park, gdzie rozegrają rewanż.
Menedżer Liverpoolu Brendan Rodgers desperacko potrzebuje w tym sezonie jakiegoś trofeum, ale drużyna musi również zakończyć rozgrywki w Premier League na co najmniej czwartym miejscu, by powrócić do Ligi Mistrzów.
Rodgers będzie więc musiał wprowadzić przetasowania w składzie przed rewanżem 7 lub 8 kwietnia.
Dla Rovers sytuacja nie mogłaby być lepsza, jako że pogrążony w długach klub dostanie zastrzyk finansowy z racji grania na swoim stadionie z utytułowaną drużyną Liverpoolu.”
Ian Ladyman z Daily Mail stwierdził, że wczorajszy wynik na Anfield to po prostu „jeden z tych dni”.
„Na trybunie dla najbogatszych kibiców Steven Gerrard wzdychał bezsilnie, spoglądając na swoich kolegów po raz kolejny bezskutecznie walczących o przyznanie rzutu karnego. To był po prostu jeden z tych dni na Anfield.
Co z tego, że Liverpool w drugiej połowie sezonu zaczął wreszcie grać lepiej, skoro zespół w dalszym ciągu jest w stanie raz na jakiś czas zaprezentować swoim kibicom taką grę, jak z Blackburn. Co jakiś czas przychodzi dzień, kiedy trybiki w maszynie się zacinają, a brak jakiegokolwiek „planu B” szkodzi Liverpoolowi w bardzo poważny sposób.
Piłkarze Blackburn zagrali wspaniale. Świetnie się bronili, dużo biegali i trzymali się planu gry opracowanego przez menedżera Gary'ego Bowyera, czym uniemożliwili Liverpoolowi grę w przestrzeni pomiędzy liniami pomocy i obrony, z którą tak dobrze radzą sobie piłkarze ofensywni drużyny z Anfield.
Tydzień wcześniej na tym stadionie okazało się, że tych luk nie są w stanie zamknąć nawet obecni mistrzowie Anglii. Dzięki temu Brazylijczyk z grający dla Liverpoolu, Philippe Coutinho sam wypracował sobie sytuację strzelecką i ustalił wynik meczu.
Wczoraj Blackburn znalazło jednak sposób na Liverpool, przez co the Reds bezustannie walili głową w mur.”
Andy Hunter w artykule dla The Guardian chwali golkipera Blackburn Simona Eastwooda.
„Do drugiej połowy Liverpool nie był w stanie przejąć kontroli nad spotkaniem. Williamson uosabiał pracowitość całej drużyny przyjezdnej i nieustępliwość w środku pola, czym udało się powstrzymywać Cana i Coutinho zanim byli w stanie zagrozić bramce Blackburn. Kilgallon wykazał się z kolei czujnością przy wychwytywaniu prób niespodziewanych podań do Daniela Sturridge'a i Raheema Sterlinga.
Plan the Reds kilka razy prawie się powiódł, ale Simon Eastwood dobrze odczytywał intencje strzelców z Liverpoolu. Kiedy w 33 minucie pokonał go Touré, po tym jak piłka trafiła do niego po odbiciu się od głowy Sturridge'a przy dośrodkowaniu Coutinho z rzutu wolnego, słusznie odgwizdano pozycję spaloną. Liverpoolowi nie przyznano również rzutu karnego, po tym jak Kilgallon odebrał piłkę Lallanie w polu karnym popychając go przy tym, ani też później, kiedy kapitan Blackburn pociągnął Sturridge'a, czym sprawił, że ten stracił piłkę."
W Daily Mirror Aaron Flanagan pisze, że piłkarze Blackburn „wierzą w swoje możliwości” po tym, jak wymusili na Liverpoolu rewanż.
„Magia FA Cup? Wątpliwe.
Liverpool i Blackburn w niedzielne popołudnie rozegrały nudny mecz na remis. The Reds atakowali niemrawo, a drużyna przyjezdna popisała się efektywną obroną.
Możliwe, że Rovers byliby nawet w stanie wygrać mecz, gdyby wykorzystali swoją przewagę w pierwszej części spotkania.
Liverpool zabrał się do roboty pod koniec meczu, ale pod bramką przeciwnika zabrakło mu jakości. Nie pomogli nawet Daniel Sturridge, Raheem Sterling i Mario Balotelli.
Obie drużyny spotkają się ponownie, walcząc o finał na Wembley. Blackburn podejdzie do meczu z wiarą w swoje możliwości i w to, że drużyna może wydrzeć Liverpoolowi szansę na grę w półfinale.
Paul Wheelock z The Lancashire Telegraph, zajmujący się pisaniem o Blackburn Rovers, twierdzi, że klub z Championship może przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść w meczu rewanżowym.
„Cały klub jest dumny z piłkarzy Gary'ego Bowyera, którzy we wspaniały sposób dotarli do ćwierćfinałów FA Cup, pokonując głównych rywali Liverpoolu, czyli Swansea City i Stoke City.
Dla 6 tysięcy kibiców, którzy zasiedli na trybunach stadionu na Anfield Road, oraz wielu więcej, którzy oglądali mecz ze swoich domów i pubów w Blackburn, wspaniały występ zespołu w Liverpoolu pozostanie w pamięci na dłużej niż rozgromienie Stoke.
Pamiętając ich grę we wczorajszym meczu, być może uda im się nawet odprawić the Reds z kwitkiem w meczu rewanżowym, który przy okazji podreperuje klubowe finanse. Być może drużyna zdoła po raz pierwszy od ośmiu lat zagwarantować sobie miejsce w półfinale.”
Komentarze (0)