BR: Brak skuteczności nas pogrążył
Zdaniem menedżera Liverpoolu Brendana Rogersa brak skutecznego wykończenia klarownych sytuacji był powodem frustrującego remisu 1:1 w meczu przeciwko FC Sion.
The Reds szybko, bo już w 4 minucie objęli prowadzenie w rywalizacji. Divock Origi przedarł się prawą flanką i wyłożył piłkę Adamowi Lallanie, który spokojnym strzałem otworzył wynik spotkania. Niestety bardzo szybko, bo już w 18 minucie, wyrównujące trafienie dla gości z Sionu zaliczył Ebenezer Assifuah. Pomimo licznych i dogodnych sytuacji wynik meczu ostatecznie nie uległ zmianie, a The Reds zaliczyli drugi kolejny remis w rozgrywkach Ligi Europy. Menedżer nie ukrywał rozczarowania takim obrotem sytuacji w meczu.
- Jesteśmy zawiedzeni rezultatem a przebieg meczu jest całkiem oczywisty. Zaczęliśmy go bardzo dobrze, zdobyliśmy szybką bramkę, kilka minut później ją też straciliśmy a w dalszych fazach spotkania wykreowaliśmy sobie wiele dogodnych okazji. Powinniśmy byli zwyciężyć, jednak na nasze nieszczęście mecz zakończył się wynikiem remisowym. Jesteśmy bardzo sfrustrowani.
Liverpool rozpoczął spotkanie 3-osobowym blokiem defensywnym, a Nathaniel Clyne i Jordon Ibe pełnili rolę skrzydłowych. Łącznie Brendan Rogers dokonał 7 zmian w składzie w porównaniu do wygranego sobotniego meczu z Aston Villą.
W przerwie Nathaniel Clyne został zmieniony przez Albero Moreno. W dalszej fazie meczu na boisku pojawili się Philippe Coutinho oraz Mamadou Sakho, zmieniając Danny'ego Ingsa oraz kontuzjowanego Kolo Toure.
- Przed meczem planowaliśmy żeby Nathaniel Clyne i Alberto Moreno zagrali po 45 minut. Poprosiliśmy Danny'ego Ingsa aby zagrał 60 minut. Mieliśmy w składzie kilka kontuzji dlatego też musieliśmy chronić naszych zawodników. Jedynie Kolo Toure musiał opuścić plac gry z powodu urazu, pozostałe zmiany były wcześniej zaplanowane.
Do tej pory w meczach Ligi Europy menedżer z Irlandii Północnej stawiał na młodych zawodników oraz tych, którzy przebijają się do pierwszej jedenastki The Reds. Dziennikarze po meczu zapytali Rogersa czy w kolejnych spotkaniach, w których rywalizacja o awans nabierze rozpędu, będzie wystawiał najmocniejszy skład.
- Taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Wciąż mamy zawodników, którzy wracają do pełni sprawności tak jak Daniel Sturridge. Musimy postępować z nimi bardzo ostrożnie.
- Bez wątpienia chcemy awansować do kolejnej fazy rozgrywek, niemniej jednak na każdy mecz wybieramy drużynę zdolną osiągnąć jak najlepszy rezultat. W wyjazdowym meczu z Bordeaux wystąpiło wielu młodych zawodników, dla których było to wspaniałe doświadczenie.
- Być może w niektórych momentach brakuje nam niezbędnego doświadczenia, jednak nikt nie może odmówić nam determinacji. W dzisiejszym meczu chodzi głównie o niewykorzystane sytuacje. Mieliśmy ich wystarczająco by wygrać mecz. Niestety nie udało nam się zdobyć więcej goli i jesteśmy tym faktem bardzo zawiedzeni.
W dzisiejszym spotkaniu Divock Origi partnerował Danny'emu Ingsowi w ataku The Reds. Młody Belg był bardzo aktywny i miał kilka dogodnych sytuacji do strzelenia bramki. Ostatecznie jednak, w swoim drugim meczu w obecnym sezonie, nie zdołał wpisać się na listę strzelców.
- Do tej pory szanse Divocka na występy w drużynie były mocno ograniczone. To są właśnie mecze, dzięki którym zdobędzie niezbędne doświadczenie – powiedział menedżer The Reds.
- W jego przypadku kolejnym krokiem będzie praca nad wykorzystywaniem sytuacji bramkowych. Świetnie było oglądać jego jakość i umiejętności przy pierwszym golu. Zanotował wspaniałą asystę, a w dalszych fazach meczu miał jeszcze kilka dobrych okazji.
- Divock jest świadomy, że wykańczanie akcji jest obszarem, nad którym musi mocno popracować. W trakcie meczu bardzo dobrze się poruszał i pracował dla drużyny. Dochodził też do dogodnych sytuacji, których niestety nie udało mu się wykorzystać.
- Niemniej jednak na takim poziomie rozgrywkowym musisz być w stanie umiejętnie wykańczać wykreowane szanse bramkowe - zakończył menedżer Liverpoolu.
Komentarze (10)
Zwalanie wyniku na 20 letniego napastnika nie najlepiej wygląda.