LIV
Liverpool
Premier League
05.05.2024
17:30
TOT
Tottenham Hotspur
 
Osób online 904

Gerrard o… alkoholu po Stambule


Przypominamy, że dziś premiera biografii Stevena Gerrarda w Polsce. Na naszym facebooku możecie znaleźć notkę, w której odszukacie kod rabatowy, zamawiając lekturę o legendzie Liverpoolu. Poniżej z kolei kolejny fragment z tej książki.

Steven Gerrard o finale Ligi Mistrzów 2005: „Świętowałem przez tydzień. Pobiłem wtedy kilka rekordów związanych z ilością wlanego w siebie alkoholu”

To była najdłuższa seria rzutów karnych w moim życiu. Miałem strzelać w decydującej piątej kolejce, gdyby do niej doszło. Tamtego wieczoru mieliśmy jednak ludzi, którzy pokazali, co to znaczy odwaga. Naszego pierwszego karnego wykorzystał Didi Hamann, i to mimo złamanego dużego palca u nogi. Drugiego strzelił Djibril Cissé, który wcześniej w tym sezonie złamał nogę. W pierwszych dwóch kolejkach Milanu polegli Serginho i Pirlo. Jon Dahl Tomasson trafił na 1:2. Riise zmienił zdanie w trakcie wykonywania swojego karnego i bramkarz Milanu obronił jego strzał. Zwykle wali jak z armaty, ale tym razem przesadził z dokładnością. Później trafił Kaká i było 2:2.

Na Vladim Šmicerze spoczywała olbrzymia odpowiedzialność. Przecież wiadomo było już, że opuszcza nasz klub. Gdy nie znalazł się w składzie na nasz ostatni mecz sezonu na Anfield, niemal rzucił się Benítezowi do gardła. Vladi to jednak profesjonalista w każdym celu. Strzelił świetnie i podwyższył na 3:2 dla nas.

Potem nastąpiła chwila, której nigdy nie zapomnę. Dudek wyprowadził Szewczenkę z równowagi. Najpierw się w niego wpatrywał, a potem zaczął podskakiwać na linii bramkowej, by na koniec zdjąć z niej jedną stopę – w sumie cholera wie po co. Szewczenko, wybitny przecież zawodnik, uderzył lekko i w sam środek bramki. Jerzy obronił, a wtedy wszyscy zerwaliśmy się do biegu i zaczęliśmy krzyczeć z całych sił. Nie musiałem strzelać mojego karnego. Wygraliśmy Ligę Mistrzów. Zostaliśmy królami Europy.

Dosłownie oszaleliśmy z radości, ale trudno byłoby oczekiwać czegoś innego. Wrzeszczeliśmy, śpiewaliśmy, tańczyliśmy, biegaliśmy tam i z powrotem jak głupi. Dzisiaj momentami aż nie mogę uwierzyć w to, co wtedy wyczynialiśmy. To naprawdę byłem ja? Tak. Jeśli się mylę, to niech mnie ktoś poprawi, ale czy to nie był najlepszy finał Ligi Mistrzów w historii tych rozgrywek? Absolutnie wszyscy zawodnicy Milanu byli piłkarzami klasy światowej albo znajdowali się bardzo blisko tego poziomu. Byli lepszym zespołem od nas, ale i tak ich pokonaliśmy. Nie chodziło wyłącznie o szczęście. Najważniejsze momenty drugiej połowy rozstrzygnęły się na naszą korzyść, ale gdy wreszcie dotarliśmy po meczu do szatni, mogłem na własne oczy zobaczyć, jak wiele z siebie daliśmy. Cała masa rozcięć, sińców, opatrunków z lodu, bandaży, potu, brudu i łez. Wyglądaliśmy, jak byśmy wrócili z wojny. Na Stadionie Atatürka stoczyliśmy krwawą bitwę. Jakimś cudem – dzięki sile woli, umiejętnościom i czystej żądzy krwi – nie tylko przetrwaliśmy lanie 0:3, ale też wygraliśmy ten mecz. Wygraliśmy.

Świętowałem przez tydzień. Przez tydzień czułem się panem świata. W pierwszym zespole grałem już od siedmiu lat. Całe życie dorastałem ze świadomością, że jeśli reprezentuje się Liverpool, na barkach spoczywa ci wielka odpowiedzialność i wielka presja związana z tworzeniem historii tego wybitnego klubu. Ta odpowiedzialność jest niemal nie fair, bo dzisiaj znacznie więcej drużyn potrafi rywalizować na najwyższym poziomie. Poziom gry w Europie jest dzisiaj znacznie wyższy niż 20 czy 30 lat temu. Mimo to się udało. Zdobyliśmy piąty Puchar Europy w historii Liverpoolu. To był moment wielkiej radości, ale i wielkiej ulgi. Podtrzymaliśmy płomień.

Gdy po powrocie do domu wsiedliśmy do autokaru, ze zdumieniem obserwowaliśmy witający nas olbrzymi tłum. Autokar cały się trząsł, co nie było pewnie najbezpieczniejsze, ale my mieliśmy to gdzieś. Byliśmy niepokonani, ludzie nas uwielbiali.

Przez całe dzieciństwo widziałem w telewizji różne obrazki z Beatlesami i często się zastanawiałem: Ciekawe, jakie to uczucie? W dniu powrotu z finału Ligi Mistrzów miałem okazję się przekonać. Można było odnieść wrażenie, że to Beatlesi wrócili do Liverpoolu. Przez tydzień to my byliśmy Beatlesami.

Tamtego wieczoru odbyła się impreza. Zupełnie nieoczekiwanie pojawił się na niej Jude Law, jeden z moich ulubionych aktorów. Przybyło też kilka innych znanych osób, byłem jednak zbyt pijany, aby je zauważyć.

Pamiętam taniec na krzesłach do piątej nad ranem. Gdy się stamtąd wytoczyliśmy, było już jasno, ale co tam – imprezowałem dalej.

Do domu wróciłem cztery dni później. Wyglądałem koszmarnie. Byłem blady jak ściana, miałem przekrwione oczy. Wyglądałem na wycieńczonego, ale ciągle jeszcze znajdowałem się na ligomistrzowym haju. Sądzę, że pobiłem wtedy kilka rekordów związanych z ilością wlanego w siebie w cztery dni alkoholu. Dzisiaj nie byłbym w stanie tego powtórzyć.

Miałem wtedy 25 lat, urodziny obchodziłem dokładnie 30 maja 2005 roku. Najlepszy możliwy wiek, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Zorganizujmy jeszcze jedną małą imprezę, pomyślał blady jak ściana Gerrard, w końcu to moje urodziny… A poza tym to nie sen. Naprawdę wygraliśmy Ligę Mistrzów.

Fragment pochodzi z książki Stevena Gerrarda „Steven Gerrard. Autobiografia legendy Liverpoolu”

Partnerem wydania ksiażi jest LFC.pl

Doceniasz naszą pracę? Postaw nam kawę! Postaw kawę LFC.pl!

Komentarze (3)

Primkin3 19.11.2015 08:11 #
Jak dla mnie nasz najważniejszy puchar
Okruch 19.11.2015 10:04 #
Jurek Dudek w taki cug wpadł po finale, że go na ławkę Realu wywiało :/
klimat1g 19.11.2015 11:28 #
Jak dla mnie najlepszy mecz jaki oglądałem, a w dodatku był to mecz Liverpoolu. Magia

Pozostałe aktualności

Jaros z Pucharem Austrii  (1)
02.05.2024 13:27, Ad9am_, liverpoolfc.com
Wieść, na którą John W. Henry czeka od lat  (3)
02.05.2024 10:54, Bartolino, Liverpool Echo
Koniec sezonu dla Bobby'ego Clarka  (0)
01.05.2024 19:11, Margro1399, liverpool Echo
Achterberg po 15 latach opuści klub  (16)
01.05.2024 13:54, AirCanada, The Athletic
Carra: Każdy będzie miał ciężko po Kloppie  (0)
01.05.2024 13:17, AirCanada, Liverpool Echo