Sukcesy LFC mimo braku Fabinho

Wbrew początkowym obawom wielu spośród kibiców Liverpoolu, klub radził sobie znakomicie, mimo niedogodności, jaką była trwająca ponad miesiąc nieobecność Fabinho spowodowana kontuzją kostki. Co stanowi tajemnicę sukcesu?

W ostatnich tygodniach Jürgen Klopp nie przekazywał zbyt wielu pozytywnych informacji, jeśli chodzi o doznane przez piłkarzy the Reds kontuzje i urazy.

W piątek pojawiła się jednak najnowsza wiadomość, która stanowiła dla kibiców Liverpoolu spóźniony, świąteczny prezent.

Fabinho, który od końca listopada nie pojawiał się na boisku po uszkodzeniu więzadeł kostki, był jednym z zawodników, którzy powrócili do treningów w Melwood.

To bez wątpienia znaczący postęp w rehabilitacji Brazylijczyka mającej miejsce po doznanym urazie kostki w meczu rozgrywanym przeciwko Napoli na Anfield w rozgrywkach Ligi Mistrzów.

Niedzielne starcie w trzeciej rundzie Pucharu Anglii przeciwko drużynie Evertonu przyszło jeszcze zbyt wcześnie. Jednak Fabinho jest na dobrej drodze by powrócić do gry przed końcem miesiąca.

Kibice the Reds byli pełni obaw, kiedy w pełni jasny stał się rzeczywisty rozmiar kontuzji pomocnik – tak bowiem niebywała była jego forma w pierwszych miesiącach sezonu.

Liverpool jednak pozostał niewzruszony nieobecnością Brazylijczyka, wygrywając 10 z 11 kolejnych spotkań – jedyną porażką byłą ta odniesiona przez młody skład klubu w ćwierćfinale Carabao Cup w meczu przeciwko drużynie Aston Villa, kiedy to doświadczeni zawodnicy znajdowali się w Katarze, przygotowując się do występu w Klubowych Mistrzostwach Świata.

Forma Jordana Hendersona, który powrócił do swojej dawnej roli defensywnego pomocnika bez wątpliwości była tutaj pomocna - kapitan wyraźnie podniósł poziom swojej gry, mimo powrotu do raczej niesprzyjającej dla siebie pozycji.

Także fakt, że linia defensywna weszła na nowy, wyższy poziom był czynnikiem przyczyniającym się do sukcesów klubu – i jednocześnie również czynnikiem, który udowodnił pewien rodzaj paradoksu.

Fabinho jest najprawdopodobniej czołową „szóstką” w Premier League - zawodnikiem, który obecnie na tej pozycji nie ma sobie równych.

Mimo to, bez Brazylijczyka na boisku, Liverpoolowi udało się zakończyć złą passę 13 rozegranych spotkań bez czystego konta – co było najgorszym wynikiem klubu od ponad 20 lat – a czwartkowe zwycięstwo 2:0 w meczu z Sheffield United stanowiło 5. mecz z rzędu w Premier League bez utraty bramki. Taki wynik udało się drużynie osiągnąć po raz pierwszy od 2007 roku.

Tak więc rzeczywiście w 19 meczach w których brał udział Fabinho, the Reds zachowali czyste konto jedynie dwa razy, podczas gdy w 14. spotkaniach rozegranych bez jego udziału liczba czystych kont wynosi 8.

Oczywiście nie jest to zasługa wyłącznie niesamowitego wkładu Hendersona.

Alisson Becker wrócił teraz na boisko po tym, jak problem z łydkami wyłączył go na początku sezonu z gry na 11 spotkań, co na pewno wówczas nie pomogło drużynie.

Nie pomogły też częste zmiany na pozycji środkowego obrońcy, zakończone powrotem Joego Gomeza, który – w równej mierze z powodu konieczności w związku z kontuzjami Joëla Matipa i Dejana Lovrena, jak i dzięki wizji trenera – mógł na nowo odbudować swoją imponującą współpracę z Virgilem van Dijkiem.

Tak więc fakt, że Liverpool na nowo osiągnął serię zachowanych czystych kont w momencie, w którym zmuszony był grać bez swojego kluczowego defensywnego piłkarza, z pewnością okaże się ciekawym zwrotem akcji przy dokonywaniu w maju analiz podsumowujących obecny sezon Premier League.

Kontuzja Fabinho ukazała nową siłę Liverpoolu.

Jednak jak tylko Brazylijczyk powróci do swojej pełnej formy, z pewnością znowu będzie jednym z pierwszych nazwisk w składzie the Reds.

Ian Doyle