Opinie prasy po meczu
Liverpool na własne życzenie po raz drugi w tym sezonie uległ przeciwnikowi w meczu ligowym. Tym razem katem okazało się być Southampton.
Gol Danny'ego Ingsa we wczesnej fazie meczu zadecydował o wyniku, ponieważ the Reds zbyt długo i bezskutecznie próbowali odpowiedzieć na jedyną w tym meczu zdobytą bramkę.
Piłkarze Jürgena Kloppa co prawda przycisnęli mocno przeciwnika w drugiej połowie, ale przełożyło się to jedynie na pojedynczy strzał na bramkę.
Mimo porażki, Liverpool nadal okupuje pierwsze miejsce w lidze. Wystarczy jednak jedynie punkt w następnym meczu, aby Manchester United przegonił odwiecznych rywali.
Poniżej przedstawiamy wypowiedzi dziennikarzy odnoszące się do występu Liverpoolu oraz ogólnie wyścigu po mistrzostwo.
Martin Samuel dla Daily Mail:
- Podczas gdy Anglia zamyka się w kolejnym lockdownie, wyścig po tytuł mistrzowski otworzył się na dobre. Niesamowity wpływ na to miał gol Danny'ego Ingsa w pełni zasłużonym i imponującym zwycięstwie.
- Jeśli Manchester United wygra swój zaległy mecz z Burnley w następnym tygodniu, to wskoczą na pierwszą lokatę po raz pierwszy na tym etapie sezonu od sezonu 2012/2013. Sir Alex Ferguson był wciąż u sterów i finalnie zaprowadził swoją drużynę do tytułu. Przeciwnikiem desygnowanym do gry z United po spotkaniu z Burnley jest Liverpool na własnym stadionie. Najwyraźniej będzie to największy mecz pomiędzy tymi klubami od lat.
- Jest to dopiero drugi raz w erze Kloppa, w którym the Reds nie byli w stanie zdobyć choćby bramki w następujących po sobie meczach. Widok chłopaków w szatni oraz postawa Jamesa Milnera, wykłócającego się z ludźmi obsługującymi boisko pokazuje, że klub nie jest przyzwyczajony do takich chwil.
- Czy jest to dobra rzecz? Ostatnim razem liga była od dłuższego czasu zdominowana przez Liverpool. Obecnie rozgrywki są bardziej żywe i emocjonujące, jakby budziły się z długiego snu, podczas gdy cały kraj przeżywa proces dość odmienny.
Jason Burt dla the Telegraph:
- Mamy wyścig po mistrzostwo. Jürgen Klopp ostrzegał, że efekty tej dziwnej kampanii poznamy dopiero na jej końcu i Liverpool dołożył do tego swoją cegiełkę, marnując okazję do utrzymania trzypunktowej przewagi nad resztą.
- Po końcowym gwizdku trener Ralph Hasenhüttl ze szczęścia padł na kolana – pojawiły się nawet i łzy – które owszem, są obecne w piłce, ale zazwyczaj przy okazji wygrania tytułu, Ligi Mistrzów albo Mistrzostw Świata. Jego drużyna „wykloppowała” samego Kloppa.
- „Co się dzieje?!” wykrzyczał Klopp po jednej z paru decyzji sędziego, by nie dyktować rzutu karnego, choć równie dobrze mógł te słowa kierować do swoich piłkarzy, którzy nie szanowali futbolówki i notorycznie tracili ją na rzecz rywala. Sam Trent Alexander-Arnold tracił piłkę aż 38 razy. Inną zadziwiającą statystyką jest to, że dopiero w 75 minucie meczu padł pierwszy strzał na bramkę Forstera.
- Tylko głupiec skreśliłby teraz Liverpool, ale faktycznie przyda im się mała reorganizacja i większe skupienie. Nie powiódł się również eksperyment Henderson - Fabinho na środku obrony. The Reds może i są niechętni do wydawania pieniędzy zimą, ale przy kontuzjach ich kluczowych zawodników może się to okazać nieuchronne.
Jonathan Liew dla the Guardian:
- Z perspektywy brnącego po obronę tytułu Liverpoolu... ich powolność wydaje się być nawracającym problemem. Ostatnia metamorfoza Alissona w stronę wybiegającego bramkarza poza pole bramkowe w pogoni za piłką, którą z łatwością przechwyciłby już dawno w poprzednim sezonie ładnie to obrazuje. Potocznie się mówi, że ostatni jard rozgrywa się w głowie. Zmęczone organizmy zawodników Liverpoolu zaciągają dług, którego nie są w stanie spłacać na czas.
- Spójrzmy jednak trochę szerzej. Była to zaledwie druga porażka Liverpoolu w tym sezonie. Nadal mogą pochwalić się najlepszym bilansem bramkowym. Cztery z sześciu następnych spotkań będą rozegrane na Anfield. Nawet w tym ostatnim beznadziejnym występie było sporo pressingu, posiadania piłki i składnych akcji. Z gorszych opresji już potrafili wychodzić zawodnicy Liverpoolu.
- Klopp jak to Klopp. Może narzekać na godziny rozgrywania spotkań oraz długości okresów między meczami. Jednak to nie dostawcy telewizyjni podjęli decyzję, aby wystawić Diogo Jotę w meczu bez znaczenia w Lidze Mistrzów. Dobre wieści dla Liverpoolu są takie, że ten tytuł wciąż jest do zgarnięcia. Złe natomiast, że aby po niego sięgnąć, będą musieli cierpieć jak nigdy.
Neil Atkinson dla Anfield Wrap:
- Nie ma wymówek. Drużyna pod wodzą tego trenera w swoich pełnych sezonach u steru rozgrywała dużo lepsze okresy świąteczne niż obecnie.
- Zaczęło się robić przyjemnie. Wygrana przeciwko Tottenhamowi, pogrom nad Crystal Palace, ale od momentu, gdy Joel Matip opuścił boisko z meczu z West Bromem, wszystko zaczyna wyglądać, na coś dosłownie przeciwnego.
- Nie można szukać wymówek, ale można przyznać, że sędzia słabo się zaprezentował. Podczas meczu mówię i mówię i ci, którzy mnie słuchają wiedzą, że gardzę tymi panami w czarnych strojach. Oni to słyszą również. Zazwyczaj staramy się trzymać takie rzeczy poza opinia publiczną, nie zajmować się takimi sprawami. Ale trzeba się w końcu pochylić na tym, jak Mané i Salah są traktowani przez przeciwników.
- Ponownie – nie szukam wymówek. Teraz liczy się jedynie następny mecz i trzeba wspierać zespół szczególnie, gdy jest ciężko. A jest ciężko, bardzo ciężko. Potrzebujemy odmiany. Potrzebujemy Liverpoolu.
Komentarze (0)