Opowieści z "Alisson: Moja historia"
Wiele historii wyłoniło się podczas tworzenia trzyczęściowego serialu dokumentalnego „Alisson: Moja historia” – oto niektóre z naszych ulubionych.
Zawiera unikatowe wywiady z naszym numerem 1, a także z jego rodziną, przyjaciółmi, byłymi i obecnymi kolegami z drużyny oraz trenerami.
Poniżej prezentujemy kilka z opowieści, które ujrzały światło dzienne w trakcie realizacji materiału...
Rodzinna tradycja bramkarska
Zostanie bramkarzem było dla Alissona niemal nieuniknione – jego rodzina od pokoleń związana była z tą pozycją na boisku.
Jeden z jego pradziadków grał jako amator między słupkami, ojciec cieszył się uznaniem jako bramkarz, a mama w czasach szkolnych również grała na tej pozycji – tyle że w piłce ręcznej.
– Potem przyszedł mój brat, Muriel – wspomina Alisson. – Myślę, że zaczął grać dlatego, że oglądał naszego tatę. Spodobało mu się to i był w tym dobry, więc zaczął grać w lokalnych klubach.
– Ja z kolei dorastałem, oglądając jego mecze. Wtedy przyszedł czas na mnie – i tak zostałem kolejnym bramkarzem w naszej rodzinie.
Słabość do słodyczy
Kiedy jako nastolatek Alisson zaczął poważnie myśleć o profesjonalnej karierze piłkarskiej, musiał poświęcić swoją miłość do słodkości.
Ciasteczka z czekoladą oraz brigadeiro – tradycyjny brazylijski deser – należały do jego ulubionych przysmaków. Jednak z czasem musiał z nich zrezygnować, by zadbać o odpowiednią formę fizyczną.
– Na początku było mi bardzo ciężko. Musiałem podjąć trudną decyzję – zrezygnować ze słodyczy, żeby być w formie – opowiada. – Byłem trochę większy i cięższy od innych, co w tamtym momencie mogło działać na moją niekorzyść.
– Ale gdy wszystko zaczęło stawać się bardziej profesjonalne – miałem wtedy około 16 lat – nauczyłem się odmawiać sobie tych „dobrych” rzeczy. Tych, które mogłyby mi zaszkodzić – w tym, niestety, słodyczom.
Myślał, że straci szansę na grę w Livepoolu
W kwietniu 2018 roku Alisson wystąpił w barwach AS Romy przeciwko Liverpoolowi na Anfield w pierwszym meczu półfinałowym Ligi Mistrzów.
Już wcześniej docierały do niego pogłoski, że Liverpool interesuje się jego osobą i być może latem będzie chciał go pozyskać.
Dlatego porażka 2:5 tego wieczoru nie tylko niemal przekreśliła szanse Romy na awans, ale – w oczach Alissona – również jego nadzieję na transfer do The Reds.
– Krążyły pogłoski, że Liverpool się mną interesuje. To nie były jeszcze konkretne rozmowy, ale jako zawodnik zaczynasz sobie myśleć: „Czy tak wielki klub naprawdę chce mnie sprowadzić tego lata? Może to moja życiowa szansa. Muszę dać z siebie wszystko”.
– A potem przegrywasz 2:5 i myślisz: „To już po wszystkim”.
Mimo wszystko, doping płynący z trybuny The Kop zrobił na nim tak ogromne wrażenie, że wiedział jedno – jeśli tylko Liverpool złoży ofertę, odpowiedź może być tylko jedna: „tak”.
– Hałas był tak potężny, że nie dało się go zignorować. Sposób, w jaki trybuny niosły piłkarzy Liverpoolu, odbierał nam wszelkie złudzenia, że możemy tamtej nocy coś osiągnąć.
– Co więcej, świadomość, że plotki o transferze sprawiły, iż kibice zaczęli domagać się mojego przyjścia na Anfield, była niesamowita. W drugiej połowie, gdy zmieniliśmy strony, grałem pod trybuną The Kop. Kilku kibiców biło mi brawo. Pomyślałem: „Chyba naprawdę mnie tutaj chcą”.
– To było coś wyjątkowego. W tamtej chwili pomyślałem sobie: „Jeśli tylko ten klub będzie chciał mnie sprowadzić, nie zawaham się ani przez moment”.
Niezwyciężony w Madrycie
Debiutancki sezon Alissona w Liverpoolu zwieńczony został zdobyciem trofeum Ligi Mistrzów na Estadio Metropolitano.
W drodze do finału z Tottenhamem Brazylijczyk odegrał kluczową rolę. Także w samym finale był nie do przejścia – popisał się kilkoma znakomitymi interwencjami, a drużyna Jürgena Kloppa wygrała 2:0.
– Zawsze powtarzam, że nie chciałem, żeby ten mecz się kończył – mówi Alisson. – Ale koledzy z zespołu mówili: „Tak, ale gdyby się nie skończył, to nie wygralibyśmy go i nie zdobylibyśmy trofeum”.
– Ale właśnie dlatego, że tak bardzo cieszyłem się tą chwilą, że czułem się niezwyciężony, że byłem w świetnym nastroju, a drużyna grała fenomenalnie – to wszystko sprawiło, że rozkoszowałem się każdą minutą tego spotkania.
Co oznacza dla niego „You’ll Never Walk Alone”
– Na początku nie rozumiałem przesłania tej piosenki – przyznaje Alisson. – Ale kiedy spojrzałem na słowa, zrozumiałem, że to coś wyjątkowego.
– To, jak żyją tą ideą ludzie w Liverpoolu – kibice, pracownicy klubu, całe jego otoczenie – naprawdę odzwierciedla sens tych słów.
– Wzajemna pomoc, troska o drugiego człowieka – oni naprawdę mają na myśli to, o czym śpiewają. I to sprawia, że ten hymn jest czymś więcej niż tylko piosenką.
– Doświadczyłem tego po śmierci mojego ojca. Ta piosenka dokładnie oddawała to, przez co przechodziliśmy z moją rodziną – że nigdy nie będziemy szli sami, bez względu na to, czy jest dobrze, czy źle.
– Będę to nosił w sercu do końca życia.
Niesamowita radość
16 maja 2021 roku zapisze się na zawsze w historii Liverpoolu. To właśnie wtedy Alisson został pierwszym bramkarzem w historii klubu, który zdobył bramkę. I to nie byle jaką – jego gol w 95. minucie meczu z West Bromwich Albion zapewnił zwycięstwo i okazał się kluczowy w walce o awans do Ligi Mistrzów.
Był to moment ogromnych emocji, szczególnie że wydarzył się niedługo po niespodziewanej śmierci jego ojca.
Jego mama, Magali, która oglądała ten mecz w Brazylii, nie mogła uwierzyć w to, co zobaczyła.
– Zawsze mówiłam, że matka bramkarza nie może świętować bramki. Po prostu nie może – mówiła. – Przecież bramkarz nigdy nie strzela.
– Kiedy uderzył piłkę głową i ona wpadła do siatki… wrzeszczałam jak nigdy wcześniej. Na pewno słyszeli mnie sąsiedzi, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Krzyczałam tak długo, aż straciłam głos.
Zmienił myślenie Kloppa
Mówi się, że zasady są po to, by je łamać – a Alisson złamał jedną z zasad Jürgena Kloppa dotyczącą podróży na stadion przed meczem.
– Młodsza wersja mnie nie znosiłaby tego, gdyby ktoś korzystał z telefonu w autobusie – opowiada Klopp. – Ale Ali siedział dwa rzędy za mną i słyszałem, jak się śmieje. „Co tu się dzieje?”
– Okazało się, że rozmawia ze swoją córką. Zostało jeszcze godzina i piętnaście minut do meczu, a ja słyszę, jak on dziecięcym głosikiem mówi do niej.
– Pomyślałem sobie: „Jeśli on uważa, że to jest w porządku, to pewnie naprawdę tak jest. Widocznie tego potrzebuje”. Od tamtej pory byłem znacznie bardziej wyluzowany.
– Każdy potrzebuje czegoś, co pomaga mu się skoncentrować przed meczem. Jeśli dla niego jest to rozmowa z rodziną, to nie mam z tym problemu.
Historia imienia
Oddajmy głos jego mamie.
Dlaczego legenda Liverpoolu nosi imię Alisson?
– Chciałam dać mu na imię Ramzes – to imię biblijne. Ale uznaliśmy, że jak na dziecko brzmi zbyt dziwnie – wyjaśnia Magali. – To imię niesie ze sobą dużą historię.
– Dlatego powiedziałam mojej mamie, że będzie się nazywał Alisson Ramzes. Po prostu tak. Może inspiracją było coś, co czytałam, ale nie stoi za tym żadna konkretna opowieść.
– Po prostu uznałam, że to piękne imię – i tyle.
Komentarze (1)