Who the fuck is Michael Owen?
Artykuł z cyklu Artykuły
Na kilka dni przed oficjalnym potwierdzeniem transferu Michaela Owena na Old Trafford było dla mnie jasne, że Anglik naprawdę stanie się Diabłem. Z wielkim zaciekawieniem, podziwem wręcz, obserwuję kibiców Liverpoolu, którzy próbują w jakikolwiek sposób usprawiedliwić Anglika.
Owszem, przyjmowałem punkt widzenia Owena, rozważałem we własnej głowie opcje, jakie posiadał. Nadal jednak nie rozumiem jego nie tyle głupiego - przeciwnie - wyrachowanego - transferu pod względem lojalnościowym. Wielu zaślepionych fanatyków MO pisze, że chciał wrócić do reprezentacji i zdobywać trofea. Wydaje mi się, że tak świetny szkoleniowiec, jak Fabio Capello, powołałby Owena, nawet gdyby grał w Hull. Oczywiście, gdyby na to zasłużył...
"Zdobywanie trofeów" to największy mit w karierze Mike'a. Dla niego zawsze na pierwszym miejscu była reprezentacja Anglii. Podczas pierwszego wywiadu dla klubowej telewizji United, Owen wyglądał na zadowolonego, ale gdy tylko jego rozmówca wspomniał o powrocie do łask Capello, od razu widać było podekscytowanie. Ruszył z miejsca, zaświeciły mu się oczy. Sądzę, że 29-latek ma głęboko w d... wszystkie puchary klubowe, marząc o występach dla Albionu i drugim Mistrzostwie ¦wiata w historii. Problem w tym, że do celu idzie po trupach.
Ludzie, którzy porównują transfer Michaela do Manchesteru z przejściem Ronaldo do Realu Madryt, czy Teveza do City (wciąż niedokonanego rzecz jasna), to ignoranci. Nie trzeba dużo wysiłku umysłowego, by to zrozumieć. Owen jest dzieckiem Liverpoolu, w wywiadach mówił, że kocha klub ("Liverpool jest w mojej krwi"). Dzięki nam zaistniał, my go wychowaliśmy i wypromowaliśmy. Jego życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby zaczynał, przykładowo, w Evertonie. Ćwiczyłby z innymi trenerami, nie miałby Robbiego Fowlera, Carry i Gerrarda u boku. Kto wie, czy nie wyrósłby na kolejnego przeciętnego gracza? Talent to tylko niewielka część sukcesu.
Jest jedna podstawa, którą trzeba przyjąć do serca: wychowanek Liverpoolu nie może grać w Manchesterze United. A już szczególnie taki wychowanek, którzy w czerwonych barwach strzelił mnóstwo goli i aspirował do miana legendy. To po prostu niedopuszczalne, niezależnie od okoliczności.
Fanatycy Owena pytają się, co zrobiłbym ja, mając do wyboru Manchester, Hull i Stoke. Nie lubię odpowiadać na pytania retoryczne, ale wyjątkowo to zrobię: na pewno nie wybrałbym United. Oni powiedzą: ale przecież ta drużyna jest o pięć klas wyżej, gra w Lidze Mistrzów, walczy o mistrzostwo, daje szanse na grę w reprezentacji! Ja mówię: ale ta drużyna jest moim największym wrogiem.
Wszystko sprowadza się do jednego - Liverpool jest czymś więcej. Tak jak Barcelona, ma swoją filozofię, swoje zasady i tradycje, które pielęgnuje przede wszystkim u wychowanków. A jednym z nich jest przecież Mike.
"Ale dlaczego ma odrzucić tak fantastyczną ofertę, tylko dlatego że pięć lat temu był graczem Liverpoolu?"
Słysząc takie pytania zastanawiam się, jaki sens mają te wszystkie polskie strony, fora, zloty... skoro po dobrych paru latach bombardowania informacjami na temat klubu Polacy wciąż nie rozumieją, na czym polega magia LFC i jego piłkarzy. W czasach pieniądza, sprzedawczyków i kłamstw, Liverpool kreuje takich graczy, jak Steven Gerrard czy Jamie Carragher, którzy mówiąc "mam Liverpool we krwi" mówią prawdę. Owen po prostu kłamał.
Ktoś na forum był ciekaw, co powiedziałby o transferze Owena Bill Shankly. Tego wiedzieć oczywiście nie mogę, ale postawiłbym na coś w stylu: "who the fuck is Michael Owen?"
Autor: Sochal
Data publikacji: 04.07.2009 (zmod. 02.07.2020)