SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1640

O napastniku, co strzela raz na półtora miesiąca

Artykuł z cyklu Artykuły


Widzę pięć powodów, dla których transfer Michaela Owena byłby kompletnie bezsensowny. O nich trochę póĽniej. Natomiast zaniepokojonych uspokajam - Rafa Benitez wielokrotnie podkreślał, że nigdy nie sprowadzi Anglika na Anfield. Mimo to temat wciąż powraca i nudzi nie tylko mnie, ale też większość z was. Postaram się podsumować, dlaczego ściągnięcie Owena jest ostatnią rzeczą, jakiej bym chciał i zamknąć tę kwestię raz na zawsze, chociaż wiem, że to i tak nieosiągalne. Wszyscy zgodzimy się przecież co do tego, że i tak znajdzie się szaleniec (a nawet kilku!), który Owena powita z otwartymi ramionami.

Ramiona Beniteza pozostaną dla Owena wiecznie zamknięte, ale, jak to zwykle bywa, mieliśmy dziś do czynienia z efektem domino. To znaczy: dziennikarz Sky Sports spytał się Fernando Torresa, co sądzi o Owenie, ten odpowiedział, że jest ważną częścią historii Liverpoolu i na pewno nie stracił swojego instynktu snajperskiego (a co innego miał powiedzieć - Owen to mierda, nie dorasta mi do pięt?), a całość opatrzono tytułem "Torres chciałby Owena na Anfield". I 90% odbiorców przyjęło to wiadomości. Manipulacja? Łatwizna.

Może ta lekcja Torresa nauczy, że o innych piłkarzach gadać nie warto. Zostawił nas jednak Hiszpan ze sporym problemem, bo już odzywają się głosy, że Owen to legenda i wrócić powinien, przecież na ławce tylko Ngog - młody, słaby i w ogóle jakiś taki niemedialny. Że to bzdura, bo jest jeszcze Woronin (a taki zestaw rezerwowych jest zupełnie w porządku), nie będę teraz przekonywał - udowodnię tylko totalny bezsens, jakim byłby transfer Anglika do Liverpoolu.

Przede wszystkim - przydatność. Od dłuższego już czasu praktykujemy ustawienie 4-2-3-1, a więc (będzie łopatologicznie - wybaczcie, ale jakoś do owenomaniaków trafić trzeba) czterech obrońców, dwóch defensywnych pomocników, trójka pomocników ofensywnych i napastnik zaledwie jeden, co się Torres zwie.

Gdzie tu miejsce dla Owena? Nie zastąpi przecież ani Torresa, ani Gerrarda. Nie zastąpi też Kuyta, bo Holender w jednym meczu potrafi zrobić tyle kilometrów, ile Mike przebiegł przez całą swoją karierę. (Nie uwzględniam oczywiście ćwiczeń rehabilitacyjnych na bieżni czy stepperze, tam Anglik nie ma sobie równych). A oprócz Riery są też Benayoun, Babel, młodzi...

Albo powiem inaczej. Owen to typowy napastnik. Szpica. Ronaldo. (Stary Ronaldo - ten z brzuszkiem). Czym się charakteryzuje taki typ? Ano taki typ stoi sobie przez 90 minut na linii spalonego i czasem pyknie w doliczonym czasie gry gola na wagę zwycięstwa. Miejsce na takiego mamy tylko jedno i zajmuje je Torres, choć ten typowym Ronaldo nie jest i lubi czasem poharować. Przydatność Owena? Zerowa.

Załóżmy jednak, że Torres łamie obie nogi podczas... nie wiem - spytajcie Wojtka Szczęsnego, który złamał ręce podnosząc sztangę, może będzie miał jakieś pomysły - i Benitez sprowadza Owena. Mike będzie w swoim żywiole - pierwszy skład, szpica, może bawić się w Ronaldo, zdobywać bramki w doliczonym czasie i znowu podbić serca kibiców. Ale tu własnie zaczynają się schody, bo trzeba jeszcze mieć umiejętności. W zakończonym już sezonie widzieliśmy w roli torresowej niejakiego Robbiego Keane'a, który dołączył do zespołu w kwiecie wieku, w dobrej formie, zmotywowany, lubiany przez kibiców. Poradził sobie?

Tym bardziej nie poradziłby sobie Owen, który w Madrycie naprzemiennie grał ogony - grzał ławkę - leczył kontuzje, by potem nad rzeką Tyne leczyć kontuzje. Goli kilka w Newcastle oczywiście strzelił, ale jakim cudem jest w takim razie nielubiany przez kibiców? Po udanym sezonie w Bundeslidze bardziej ciekawi mnie dyspozycja Woronina, który będzie o wiele lepszym zmiennikiem, niż byłby nim Owen.

Ano właśnie - zmiennikiem. Doszliśmy już do wniosku, że Anglik nie ma szans na występy w pierwszym składzie, a przy obecnym ustawieniu, od którego Benitez ani myśli odchodzić, nie ma też szans na kultywowanie swojego stylu gry. Załóżmy jednak, że chcemy takiego rezerwowego. Bierzemy go. A co tydzień wypłacamy mu trochę kaski... No, może nawet trochę więcej niż trochę. W kwietniu 2007 roku Owen zarabiał w Newcastle ponad 120 tysięcy funtów na siedem dni. Pensja - kolejny powód, by broszurkę wychwalającą Anglika wyrzucić do kosza. Nawet jeżeli będzie to pensja trochę niższa, niż dwa lata temu.

No i wreszcie ulubiony punkt programu - zaszłości! Postaram się omówić tę sprawę jak najkrócej, bo nie ma już nikogo na planecie Ziemia, kto chciałby czytać dywagacje o tym, czy to wina Owena, że odszedł do Realu Madryt. A więc, krótko mówiąc - tak, to jego wina!

Wspominałem już o reputacji Michaela na St James' Park. Nadal nie rozumiem, dlaczego taki wspaniały zawodnik odchodzi z klubu jako "najgorszy koszmar", "darmozjad" i "gwiazdeczka". Przecież przez cztery lata strzelił tam aż 29 goli!



Autor: Sochal
Data publikacji: 19.06.2009 (zmod. 02.07.2020)