EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1297

5 lat Rafy na Anfield

Artykuł z cyklu Artykuły


Jest naszym hiszpańskim mesjaszem, taktycznym geniuszem, który odbudował naszą reputację jednego z najlepszych klubów w Europie i poprowadził do jednego z największych triumfów w historii.

Powiedzenie, że jego legenda może być streszczona w sześć minut, byłoby pomniejszeniem jego pozostałych osiągnięć, jednak te kilka cennych chwil, które miały miejsce w przerwie meczu w środę, 25 maja 2005, było niewątpliwie najważniejszymi w czasie jego pięcioletniego panowania.

The Reds w jakiś sposób zgromadzili całą swoją wewnętrzną siłę by odrobić stratę trzech goli z pierwszej połowy, by w konkursie rzutów karnych wywalczyć "Old Big Ears"*. Dzięki Rafie trofeum zatrzymaliśmy trofeum "na zawsze", ale podczas gdy niektórzy wielcy trenerzy futbolu mogą tylko pomarzyć o osiągnięciu tak znaczącego sukcesu raz w karierze, to nie był ostatni raz, kiedy Rafa poprowadził the Reds do finału Ligi Mistrzów.

Nawet wielki Bill Shankly potrzebował czasu, by ustabilizować Liverpool jako potęgę, ale Benitez zrobił prawie natychmiastowy przełom, spychając na dalszy plan rozczarowanie piątym miejscem w ligowej tabeli, prowadząc the Reds w dramatycznych okolicznościach do piątego Pucharu Europy w swoim debiutanckim sezonie.

Pełna zwrotów i zakrętów kampania 2004-05 rozpoczęła się od niespodziewanej wiadomości o tym, że najlepszy strzelec klubu Michael Owen jest już jedną nogą w hiszpańskim gigancie futbolowym, czyli w Realu Madryt.

To był trudny początek. Taki, który mógł odbić się na całym sezonie.

Faza grupowa Ligi Mistrzów zapewniła nie lada karuzelę, po rozczarowujących występach przeciwko Monaco i Olympiakosowi na wyjeĽdzie przyszedł czas na robiące wrażenie wygrane na własnym boisku - zwycięstwo przeciwko greckiemu klubowi okazało się jednym z najważniejszym naszych triumfów w sezonie.

Prawdę mówiąc, rozgrywki w Europie zapewniły wspaniałą ulgę po niepowodzeniach w Premier League. Każda frustrująca porażka wyjazdowa, taka jak przeciwko Crystal Palace, Manchesterowi City czy Birmingham City były niwelowane transformacją w podejściu i pragnieniu wygranej w pojedynkach w fazie pucharowej z Bayerem Leverkusen, Juventusem i Chelsea.

Wieczór w 2005 roku, kiedy rozgrywany był drugi mecz półfinałowy na Anfield, był jedym z najpiękniejszych, jakich doświadczyła czerwona część Merseyside i zapoczątkował serię meczów w najlepszej czwórce rozgrywek pucharowych, kiedy Rafa taktycznie przechytrzał egoistycznego "Special One", czyli Jose Mourinho.

Chelsea może i wygrała 3-2 po dogrywce z Liverpoolem w finale Carling Cup, jednak nie było wątpliwości który pojedynek był bardziej istotny.

Liverpool wszedł w drugi sezon pod wodzą Rafy na fali optymizmu i chociaż the Reds wywalczyli Superpuchar Europy w meczu przeciwko CSKA Moskwa, to zamieszanie w terminarzu powstałe z powodu kwalifikacji do Champions League i słabe występy w Premier League odbiły się na formie the Reds.

Seria 18 meczów z zaledwie jedną porażką, która ustanowiła nowy rekord klubowy 11 z rzędu spotkań bez straconej bramki, pozwoliła the Reds wrócić na właściwy tor. Finisz na trzecim miejscu dał nam największą zdobycz punktową od czasu inauguracji Premier League, a na zakończenie sezonu Liverpool wystąpił w kolejnym finale rozgrywek pucharowych.

Tym razem był to FA Cup, a droga do Cardiff prowadziła przez zwycięstwo 1-0 nad Manchesterem United, festiwal strzelecki na St Andrews i wygrana 7-0 z Birmingham City i półfinałowy triumf nad... tak, zgadłeś, Chelsea Jose Mourinho.

Wielu odczuwało, iż Liverpool ma już najgorsze za sobą po zwycięstwie 2-1 nad Chelsea, jednak w emocjonującej pierwszej połowie na Millenium Stadium West Ham objął prowadzenie 2-0.

Djibril Cisse zmniejszył stratę uderzeniem z woleja, następnie Steven Gerrard zagrał nawet jeszcze bardziej zdumiewająco, niż zrobił to w Stambule.

Kapitan w fantastyczny sposób wyrównał w 54 minucie i kiedy już Liverpool wyglądał na pokonanego, po trafieniu Paula Konchesky'ego , zrobił to ponownie, nieprawdopodobnym huknięciem z 30 metrów w 90 minucie.

The Reds ponownie musieli zwyciężyć w konkursie rzutów karnych, by zgarnąć trzecie trofeum pod wodzą Rafy w ciągu zaledwie dwóch sezonów.

Hiszpan z pewnością pokazał, że zna się na rzeczy; jeszcze przed przyjazdem na Anfield osiągnął sukces w Valencii, gdzie zdobył reputację jednego z najlepszych trenerów w Europie.

W swoim ostatnim sezonie na Mestalla poprowadził Los Che do bezprecedensowego dubletu, wygrywając La Liga i Puchar UEFA, frustrując Real i Barcelonę i zaznaczając swój menadżerski autorytet, który tryskał charyzmą i geniuszem taktycznym.

Jego przyjazdowi towarzyszył prawdziwy przewrót w Liverpoolu, a sukcesy, które przyszły niebawem, zapewniły mu miejsce wśród najlepszych menadżerów w naszej historii.

Sukces rodzi oczekiwania i podczas gdy wiele osób czuło się sfrustrowanymi jego skłonnością do rotacji, to awans do drugiego finału Ligi Mistrzów w ciągu zaledwie trzech sezonów dowiodła, że the Reds ponownie stali się potęgą, z którą trzeba się liczyć.

To była kampania, która przypominała jego pierwszą, frustracja towarzysząca miernym wynikom na krajowych boiskach kontrastowała z wspaniałą postawą w rozgrywkach Champions League.

Pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w lidze przyszło dopiero w grudniu, razem z wizytą u Wigan Athletic, jednakże postęp w Lidze Mistrzów osiągnięty był ze szczególną łatwością. W grupie the Reds rywalizowali z Bordeaux, PSV i Galatasaray.

Na drodze w fazie pucharowej stanęła Barcelona, zdobywcy tytułu sprzed roku, jednak Rafa przechytrzył ich podczas pobytu w La Liga, więc nie było przeszkód, żeby zrobił to ponownie. Hiszpan poprowadził the Reds do sensacyjnego zwycięstwa 2-1 na Nou Camp. OdpowiedĽ Dumy Katalonii na Anfield i wygrana 1-0 w meczu, w którym Czerwoni dominowali i zmarnowali bardzo dużo sytuacji nie przyćmiła entuzjazmu w Liverpoolu, spowodowanego pokonaniem jednego z najlepszych zespołów na kontynencie.

Kolejne spotkanie z PSV, tym razem w ćwierćfinale, było dla the Reds korzystne. Zwycięstwo 4-0 w dwumeczu dało awans do półfinału, gdzie czekała Chelsea, trzeci raz w przeciągu trzech sezonów.

The Blues wygrali pierwszy mecz 1-0, a rewanż miał odbyć się tak jak w 2005 roku, na Anfield. Niesiony fanatycznym dopingiem publiczności na własnym boisku Liverpool ponownie nie zawiódł, tym razem gol Daniela Aggera doprowadził do konkursu rzutów karnych.

Historia lubi się powtarzać i tak było również tym razem. W finale w Atenach Liverpool miał spotkać się z AC Milanem, szukającym rewanżu za porażkę w 2005 roku.

Liverpool niestety przegrał tamto spotkanie 2-1 na Stadionie Olimpijskim, gol Dirka Kuyta w końcówce nie wystarczył by uchronić the Reds od porażki po dwóch bramkach Filippo Inzaghiego.

Od tamtego czasu czuć powiew zmian na Anfield. Nastąpiła zmiana właścicieli klubu, która zapowiada dalszy postęp.

Przyjazd Fernando Torresa za rekordową sumę był znaczącym krokiem i z najsilniejszym składem, jaki ma do dyspozycji od czasu pojawienia się na Anfield, Benitez zaliczył najlepszy start w Barclays Premier League.

The Reds byli niepokonani przez 14 kolejnych ligowych spotkań, ale seria rozczarowujących remisów i niespodziewane trudności w awansie do fazy pucharowej zahamowały aspiracje mistrzowskie Czerwonych.

Szokująca porażka u siebie z Barnsley okazała się punktem zwrotnym, a the Reds kończyli ten sezon na fali.

W najlepszej 16 Champions League ograli mistrzów Włoch Inter Mediolan, dzięki niesamowitej kombinacji dwunastego zawodnika na Anfield i goli w końcówce Dirka Kuyta oraz Stevena Gerrarda.

Strzał Fernando Torresa w rewanżu na San Siro przyczynił się do zgarnięcia niezapomnianego zwycięstwa 3-0 w dwumeczu. The Reds przygotowywali się już na ćwierćfinał, gdzie czekał na nich Arsenal.

Liverpool wywalczył remis 1-1 na the Emirates, a rewanż okazał się kolejną niezapomnianą europejską nocą na L4, bo podopieczni Arsena Wengera zostali pokonani 4-2.

Chelsea po raz kolejny czekała na zwycięzców tego pojedynku w półfinale, a w nim wszystko wyglądało na to, że ponownie Liverpool okaże się lepszy, kiedy to Kuyt otworzył wynik w pierwszym meczu na Anfield.

Gospodarze dominowali przez całe spotkanie i mogli równie dobrze podwoić prowadzenie, zanim gol samobójczy Johna Arne Risse dał przewagę przed rewanżem drużynie the Blues.

Porażka po dogrywce 2-3 w Londynie skończyła nasze marzenia na finał w Moskwie, podczas gdy czwarte miejsce na finiszu w lidze osiągnięto ze stratą zaledwie 11 punktów do lidera.

Pomimo rozczarowania drugim z kolei sezonem bez zdobytego trofeum, w sezon 08-09 weszliśmy z nadziejami.

Jednakże kontuzje Stevena Gerrarda i Fernando Torresa, pary która terroryzowała defensywy rywali na każdym boisku, kosztowały ostatecznie the Reds tytuł w sezonie, w którym przegrali oni przez cały jego okres zaledwie dwa spotkania.

Najlepsze momenty obejmują ligowe dublety w pojedynkach z Manchesterem United i Chelsea, jednak pogrom 4-1 na Old Trafford to szczególnie miłe wspomnienie dla fanów, piłkarzy jak i sztabu trenerskiego.

W Lidze Mistrzów ponownie Chelsea zakończyła nasze marzenia o finale w Rzymie. Zwycięstwo 5-0 nad Realem Madryt w dwumeczu dało awans do ćwierćfinału, gdzie czekali the Blues, a wszystko wyglądało pozytywnie, bo Fernando Torres otworzył wynik w 6 minucie.

Jednak zaskakująco rozłączny występ - jeden z najbardziej rozczarowujących w sezonie - pozwolił the Blues objąć kontrolę i ostatecznie wygrać 3-1.

Potrzebny był cud identyczny jak w Stambule, ale jeśli jakakolwiek drużyna mogła tego dokonać, to był Liverpool.

Bajkowa pierwsza połowa na Stamford Bridge dała podróżującej the Kop nadzieję, po tym jak Fabio Aurelio i Xabi Alonso wyrównali stan dwumeczu na 3-3.

Jednak błąd Pepe Reiny pozwolił the Blues powrócić do gry, a obfitująca w emocje druga połowa zakończyła się wynikiem 4-4. Mecz z pewnością może zaliczać się do najlepszych w sezonie.

W tym punkcie wyścig o tytuł był jak najbardziej aktualny, po kolejnym epickim remisie 4-4, tym razem Andrey Arshavin zainspirował Arsenal, dając United inicjatywę.

Czerwone Diabły zbliżyły się do tytułu, jednak Liverpool wygrywał do samego końca, zaliczając 10 zwycięstw w ostatnich 11 meczach ligowych. Zapewniło to najlepszy ligowy finisz, ustanawiając nowy klubowy rekord zdobytych punktów w Premier League - 86.

Pięć zespołów miało tak sensacyjną końcówkę sezonu i nie wygrało tytułu, jednak Rafa i spółka jeszcze raz pokazali ogromny postęp, który może tylko dobrze wróżyć na przyszłość.

* - dosłownie "stare wielkie uszy", mowa tutaj o Pucharze Europy, dokładniej o jego kształcie.

Ľródło: LFC.tv



Autor: Miler
Data publikacji: 16.06.2009 (zmod. 02.07.2020)