SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1662

Czerwoni na świecie: Mauritius

Artykuł z cyklu Artykuły


Poznaj Ashleya Dhora, fanatycznego kibica który dniami pracuje dla firmy w branży telefonii komórkowej na egzotycznej wyspie Mauritius, nocami zaś kreśli swoją drogę na fotel managera Liverpoolu. Przeczytaj jego

intrygującą opowieść o tym, jak gorliwie śledzi poczynania the Reds.

Moja miłość do Liverpoolu miała początek pewnego dnia, kiedy to oglądałem telewizję. Przeskakując pomiędzy kanałami, bez celu szukając czegoś interesującego, spostrzegłem na ekranie drużynę w czerwieni.

Nie wiedziałem za wiele w tamtym czasie, ale moje życie miało zmienić się na zawsze. Daleko od kolejnego dnia relaksu na kanapie, to był jeden z tych momentów, które zmieniają Twoje życie na zawsze, a wydają się istnieć tylko w filmach. Postaci na dużym ekranie zawsze zdają sobie sprawę, jak ważne są te momenty, ale w rzeczywistości ciężko rozróżnić taki

dzień od każdego innego.

Chciałbym opowiedzieć wam jaki to był mecz, kto strzelił i jakie miało to znaczenie w tamtym sezonie, ale w rzeczywistości byłem zaintrygowany, podekscytowany - chciałem wiedzieć więcej o tej drużynie.

W każdym razie wiem, że moment zapalenia się światła, moment w którym stałem się Czerwony miał miejsce jakieś 15 lat temu.

To tak, jakby ktoś spytał Cię o nazwę pierwszej płyty jaką kupiłeś.

Szczera odpowiedĽ może być całkiem sentymentalna, ale chcąc wyrazić

smak chwili robisz coś zupełnie innego.

Podobnie z moimi najwcześniejszymi wspomnieniami dotyczącymi Liverpoolu. Z

tego co wiem, to mogła być porażka 0-2 z Newcastle United w kwietniu 1994, którą widziałem siedząc na kanapie. Ale sentymentalność bierze górę

i czasem wszystko co mówię ludziom o moim pierwszym meczu Liverpoolu, to

"Tak, to było wspaniałe zwycięstwo 6-1 z Palace we wrześniu 1994; strzelali: Molby, McManaman, Fowler i Rush, świetny mecz."

Byłoby miło myśleć, że to naprawdę był ten pogrom w pierwszym dniu sezonu 1994/95, ale najprawdopodobniej nie był. Jednak jedno było pewne - Fowler był wtedy "w gazie". W wieku 9 lat byłem nim zauroczony.

¦ledzenie losów the Reds z turystycznego raju na Maurituisie może być

czasem trochę dziwne. Patrzenie na tych wszystkich turystów spędzających tu

swoje krótkie wakacje nie pasuje do mojej harówki, Liverpool, praca, Liverpool.

Kiedy przeklinam wszystko co się rusza po frustrującym remisie 0-0, nieświadomy turysta przechodzi obok mnie nie przejmując się Bożym światem.

Wtedy kiedy opowiadam ludziom jak to oglądam każde kopnięcie w każdym

meczu Liverpoolu stąd, z środka Oceanu Indyjskiego, oni często wydają się

zaintrygowani i automatycznie myślą, że siedzę na plaży z koktajlem w ręku, lakonicznie patrząc jak the Reds harują na kolejne zasłużone

zwycięstwo.

Kiedy to wszystko brzmi tak słodko, nie mogło znaleĽć się dalej od prawdy. Dla początkujących, światło słoneczne kolidowałoby z odbiornikiem TV.

Oglądając Liverpool dostrzegam więcej niż tylko obserwowanie sportu. Przecież to jest sprawa ważniejsza niż życie lub śmierć dla naszego najlepszego managera, więc czemu dla mnie miałoby być inna? Życie na

Mauritiusie dla niektórych może być plażą, ale futbol jest o wiele ważniejszy od tego.

Zazwyczaj oglądam mecze z rodziną w domu. Z dala od plażowych barów, mogę pozwolić mojej bezgranicznej pasji ulecieć i stale krzyczeć w stronę ekranu, pragnąc zwycięstwa.

Teraz czas na część "fanatyczną". Tutaj w małym miasteczku Reduit znany

jestem jako "Sir Ashley". Uwierzcie albo nie, ale mogę z dumą przyznać, że wiem wszystko co możliwe o Liverpool Football Club - jem, śpię i oddycham LFC.

Chociaż nie urodziłem się w Liverpoolu, naprawdę wierzę, że jestem honorowym obywatelem, takim z prawdziwego zdarzenia. Mogę żyć tutaj, na Mauritiusie, ale moja dusza jest w Liverpoolu. Drużyna stoi dla mnie przed wszystkim innym - przepraszam mojego szefa, ponieważ on wie, że nie może nam nie liczyć podczas meczu the Reds. Mam dużo ważniejsze rzeczy do roboty niż praca.

W dniu meczu mój salon zamienia się w mini Anfield. Lubię angażować się w każdą część otoczki wielkiego meczu, tak jak sami gracze, zważam na to co jem i stroję od alkoholu.

To może zabrzmieć dla Ciebie dziwnie, ale wiem, że pomagam zawodnikom w

może nie okazały, ale unikalny sposób. Ktoś powie, że nie robi to najmniejszej różnicy, ale nie ma w tym żadnej szkody, że jem w pewien sposób przed każdym meczem. Tak samo jak niektórzy kibice mogą pić kilka piw, ja przygotowuję swoją przedmeczową dietę. Nie martwcie się jednak, zawsze

upewniam się, że świętuję każde zwycięstwo z odpowiednim oddaniem.

W odróżnieniu od młodzieży, która śni o dniu, w którym zagra na świętym Anfield strzelając bramkę przed samą The Kop, mam inny cel. Moje największe marzenie to stanie się jednym z trenerów drużyny Liverpoolu, albo nawet lepiej, samym managerem the Reds.

Spędziłem bardzo wiele czasu czytając wszystko co dotyczy zawodników,

wyników oraz nadchodzących meczów, badając każdy szczegół przeciwnika,

oceniając ich silne i słabe strony.

Niczego bardziej nie pragnę, jak sprawdzenia swojej inteligencji z innymi

managerami w lidze. Fantastycznie byłoby zacząć prowadzić mały zespół by z czasem awansować na wyższy poziom. Kto wie? Mogę być tylko młodym chłopakiem, ale z odpowiednim futbolowym wykształceniem nie widzę przeszkód w spróbowaniu szczęścia w prowadzeniu zespołu, w pięcia się po szczeblach kariery tak jak najwięksi trenerzy w ostatnich czasach.

W kraju około 120 razy mniejszym niż UK (Zjednoczone Królestwo) i złożonym raczej tylko z fanów Liverpoolu i Manchesteru United dosyć trudno uniknąć fanów MU po porażce.

To było fantastyczne uczucie pokonać zespół Alexa Fergusona na początku sezonu, ale teraz wszyscy nakręcają się na następne starcie z Czerwonymi Diabłami, tym razem na Old Trafford.

Zanotowaliśmy już w tym sezonie kilka wspaniałych rezultatów i marzeniem

byłoby zobaczyć Stevena Gerrarda unoszącego Puchar Premier League tego

maja. Wiem, że mamy zespół i doświadczenie by pokonać każdego. Musimy po prostu kontynuować ciężką pracę i skupić się na meczu z Sunderlandem a

potem na szlagierze z Manchesterem United.

Jeśli wciąż będziemy w czołówce po bardzo ciężkim meczu z United, naprawdę wierzę, że oskubiemy parę piór i będziemy cieszyć się smakiem pieczeni raz jeszcze.

Z Ashleyem rozmawiał Joe Curran.

Ľródło: LFC.tv



Autor: Miler
Data publikacji: 04.03.2009 (zmod. 02.07.2020)