'Rocket Ronny' o nocy marzeń
Artykuł z cyklu Artykuły
Kontynuujemy serię, w której zawodnicy z przeszłości klubu wybierają mecz najlepiej przez nich wspominany. Dzisiaj popularny izraelski napastnik Ronny Rosenthal dzieli się refleksjami na temat jednego z najważniejszych wieczorów w jego karierze.
Selhurst Park nie jest może na szczególnie wysokiej pozycji na liście ulubionych wyjazdowych stadionów fanów Liverpoolu. Jednak dla człowieka ochrzczonego przez Kopites jako ‘Rocket Ronny’, okazał się być obiektem, na którym spełniły się jego marzenia.
Muszę powiedzieć, że najlepszy moment mojej kariery w Liverpoolu nastąpił w jednym z pierwszych meczów dla tej drużyny, gdy zdobyłem hat-tricka w pierwszym pełnym spotkaniu przeciwko Charlton Athtletic.
To była okazja, dzięki której mogłem podnieść swoje notowania w angielskiej piłce, zwłaszcza że przybyłem do Liverpoolu praktycznie nieznany. Od razu trafiłem pod światła jupiterów, to było fantastyczne.
Udałem się do Londynu razem z resztą zespołu, ale nie oczekiwałem, że wyjdę w podstawowej jedenastce. Ledwo co się pojawiłem w tym słynnym klubie, w którym jest taka rywalizacja o miejsce w składzie. Wiedziałem, że będę musiał w pełni wykorzystać szanse, które będą się pojawiać.
Szczęśliwie, pojawiły się szybciej niż myślałem, a tego wieczoru z pewnością wykorzystałem okazję.
Jeśli mówimy o momentach mojej kariery najbardziej zapadających w pamięć, to ten z pewnością się tu znajdzie. Zawsze jestem pytany o najbardziej kluczowe spotkanie w czasie mojego pobytu na Anfield. Była to potyczka z Charltonem w 1990 r.
Tak, mam inne wspaniałe wspomnienia z mojego czasu w barwach The Reds. Zdobyłem zwycięską bramkę w ostatniej minucie meczu z Evertonem na Anfield, były jeszcze inne dobre spotkania, ale nie można porównać ich z debiutem w Liverpoolu jako anonimowy zawodnik.
Liverpool właśnie przegrał w półfinale FA Cup z Crystal Palace. Byłem wtedy w składzie, ale w tamtym czasie możliwe były tylko dwie zmiany, więc się nie załapałem.
Ian Rush zszedł również w tym meczu kontuzjowany, zatem kto wie? Może ja mógłbym coś zrobić? Ciężko powiedzieć, jednak parę dni póĽniej dostałem szansę w spotkaniu, którego nigdy nie zapomnę.
Myślę, że przegrana w FA Cup była głównym powodem, dla którego Kenny Dalglish zdecydował się na wystawienie mnie w wyjściowym składzie na mecz z Addicks. Rushie był kontuzjowany, a manager nie był chyba zadowolony z występu Petera Beardsleya przeciwko Palace, więc go odpuścił.
Grałem dla pierwszej drużyny już wcześniej, zaliczyłem debiut przeciwko Southampton na Anfield. Przegrywaliśmy 1-2 gdy wszedłem z ławki, ale całość skończyła się dobrze, wygraliśmy 3-2.
Pamiętam jak Kenny powiedział mi ledwie godzinę przed meczem, że będę rozpoczynał. Wziął mnie na bok i powiedział: „Ronny, będziesz prowadził nasz atak przeciwko Charltonowi !”
Niektórzy zawodnicy są dosyć nerwowi, jednak ja zawsze byłem spokojny przed meczem.
Wcale się nie denerwowałem, to było świetne uczucie. Pomyślałem, że jest to dla mnie wielka okazja na udowodnienie swojej wartości. Przeciwnik też za dobrze mnie nie znał.
Nikt nic nie mówił do mnie przed meczem. Dość szybko zaadaptowałem się do sposobu działania drużyny, więc byłem już zintegrowany i wiedziałem czego ode mnie oczekuje manager i zawodnicy.
To był dla mnie start doskonały, nie mogło być lepiej. Ludzie mówili potem, że był to perfekcyjny hat-trick, ja jednak byłem po prostu szczęśliwy ze startu w spotkaniu i zdobycia bramek dla Liverpoolu.
Zdobyłem pierwszą bramkę po 26 minutach. To była dobra bramka, ruszyłem na pojedynek z obrońcami, co uwielbiałem robić, po czym zdobyłem bramkę strzałem z prawej nogi, która jak muszę przyznać, nie jest najmocniejsza.
Po zdobyciu mojej pierwszej bramki dla Liverpoolu byłem pełen pewności siebie. W drugiej połowie dokończyłem mojego hat-trick. Wpierw było świetne wykończenie lewą nogą a potem wykorzystanie doskonałego podanie od wielkiego Johna Barnesa i strzał głową.
To było fantastyczne. Uwielbiałem grać z Johnem, tworzyliśmy dobrą kombinację.
Uczucie towarzyszące mi przy końcu spotkania było niewiarygodne. Zdobyłem od wszystkich podpisy pod piłką meczową, mam ją do dzisiaj.
Nie muszę dodawać, że Dalglish był zadowolony po meczu. Właśnie przegraliśmy w pucharze i potrzebowaliśmy czegoś specjalnego by nieco odwrócić los, gdyż wciąż walczyliśmy o mistrzostwo.
Pokazał wiarę w nieznanego człowieka i to był mój sposób na odwdzięczenie się za sprowadzenie do Liverpoolu. Gdy managera kupuje zawodnika a ten się nie sprawdza, to ludzie zaczynają się obracać przeciwko szefowi.
Szatnie na Selhurst Park były bardzo małe i zatłoczone. Wszyscy byli szczęśliwy a ja dostawałem mnóstwo komplementów i gratulacji. Dobrze było wtedy tam być.
Powrót do Liverpoolu to również wspaniała historia. Wtedy wsiadaliśmy do autobusu i jechaliśmy prosto do domów. Nie mieliśmy prywatnych odrzutowców jak teraz.
Nie mieliśmy wtedy również telefonów komórkowych. To była luksusowa rzecz, w całym autobusie była tylko jedna.
Wsiedliśmy do autobusu, pamiętam że Kenny dał mi telefon i pozwolił korzystać z niego przez całą drogę do Liverpoolu. Powiedział, żebym zadzwonił do wszystkich członków rodziny i przyjaciół w Izraelu. Nalegał, żebym używał telefonu tak długo jak zechcę.
Domyślam się, że był potem bardzo wysoki rachunek dla klubu, ale był to wspaniały gest.
Wtedy nie można było oglądać spotkań na żywo. Nie było LFC TV ani SKY TV. Pamiętam, że izraelska telewizja próbowała pokazać mecz, aby ludzie mogli zobaczyć mój pełnowartościowy debiut dla Liverpoolu.
Następnego dnia byłem bombardowany przez izraelską prasę. Nie mogli się do mnie dobić po meczu, bo rozmawiałem z rodziną i przyjaciółmi w klubowym autobusie.
Nie mam taśmy z całym spotkaniem, ale mam skrót z moimi bramkami. Bardzo sobie ją cenię.
Ľródło: liverpoolfc.tv
Autor: Alex
Data publikacji: 04.12.2008 (zmod. 02.07.2020)