SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1488

Poznajmy Phila Thompsona

Artykuł z cyklu Artykuły


Phil Thompson był zawodnikiem the Reds przez 14 lat, poprowadził w tym czasie drużynę do europejskiego triumfu w Paryżu w 1981 roku. Ogółem Thompson spędził w Liverpoolu 25 lat swojej kariery jako zawodnik, kapitan, trener zespołu rezerw, asystent trenera i w końcu samodzielny menadżer pierwszego zespołu. Tommo jest prawdziwą legendą Liverpoolu. W tej części wywiadu skupimy się na jego karierze zawodniczej.

Wychowany w Kirkby…

Tak, to mnie bardzo ukształtowało. Były to niebezpieczne okolice, naprawdę. Trzeba było uważać na każdym kroku, mieć głowę na karku i być odpowiedzialnym za siebie. Piłkarskim aspekcie było w Kirkby wielu młodych, utalentowanych chłopaków. Dennis Mortimer, który wzniósł z Aston Villa Puchar Europy chodził ze mną do tej samej szkoły (Brookfield). Niewiarygodne, że dwóch kapitanów innych drużyn spotyka się w jednej szkole, chyba nigdzie indziej tak nie było. W tamtych czasach mnóstwo chłopków grało dla różnych klubów. Wtedy to było bardzo młode miasteczko i futbol był jedyną rozrywką, jaką mieliśmy. Nie było żadnych innych sportów. Każdy grał w piłkę 24 godziny na dobę. Wszystko to wpływało na to, że mieliśmy w końcu do czynienia ze znakomitymi graczami. Byłem dość chudy, dlatego miałem jeszcze więcej chęci i determinacji niż koledzy.

Ty od zawsze całym sercem byłeś Czerwony. W Twojej rodzinie nie było nikogo Niebieskiego?

Mój tata był kibicem Evertonu. Jednak kiedy zacząłem grać dla Liverpoolu zmienił swoje upodobania. W naszej rodzinie było siedmioro dzieci, ja, dwóch braci i sześć sióstr. Duża rodzina, w tamtych czasach w Kirkby było dużo takich rodzin. Miałem wspaniałe dzieciństwo. Mama była wielką fanką Liverpoolu. Jako młode dziewczyny razem z siostrą chodziły na stadion, tydzień w tydzień stały za ławką rezerwowych i oglądały the Reds w akcji. Mama była wielką pasjonatką piłki nożnej i Liverpoolu, czerpałem z niej przykład. Ojciec był sprzedawcą, nie widywaliśmy go zbyt często, był poza domem. Podążaliśmy więc za mamą.

Pierwszy kontrakt…

Miałem piętnaście lat. Byli wtedy chłopcy w moim wieku, którzy zostali już zaproszeni na praktyki. Przez sześć tygodni byłem na testach, strasznie chciałem podpisać kontrakt. Młodymi zawodnikami opiekował się Tom Bush. Wystąpiłem w pierwszych meczu drużyny B przeciwko Bury. Po meczu powiedziałem do mamy: „Nie mogę tak dalej.” Zagrałem bardzo dobrze. Mama mi odpowiedziała: „Zamienię słówko z trenerem.” Porozmawiała z Tomem Bushem: „Co będzie z moim synem? Jest tu od sześciu tygodni, myślimy, że to wystarczająco długo.” Odpowiedział jej: „Proszę się nie martwić i nie mówić mu tego wieczorem. Jutro podpiszemy z nim kontrakt na praktyki.” Mama nie mogła wytrzymać i powiedziała mi to następnego dnia w drodze autobusem.

Każdy młody gracz zastanawia się czy zostanie zawodowcem. To bardzo trudny okres. Kluby robią to zawsze w siedemnaste urodziny. Moje miały być 21-ego stycznia. Był wtedy grudzień, a ja byłem kontuzjowany. Wszyscy znamy krążące pogłoski o tym, że Shanks nie chce cię znać jeśli masz kontuzję. W tamtych czasach nie było rehabilitantów, trzeba było radzić sobie samemu. Z kontuzją pachwiny jedynie spacerowałem wkoło boiska drużyny B. Wtedy podszedł do mnie Shankly. Pomyślałem sobie, że pewnie mi się od niego dostanie. On mnie jednak zapytał: „Jak się masz synu? Czy się wysypiasz? Czy dobrze się odżywiasz?” „W porządku szefie” – powiedziałem. Po tym rzekł: „Twoje urodziny są 21-ego stycznia.” Moje oczy aż się zaświeciły, bo znał datę moich urodzin. Pomyślałem sobie, że ma zamiar wysłać mi kartkę. A on jeszcze dodał: „Nie chcę żebyś się martwił. Jesteśmy więcej niż zadowoleni z tego jak się prezentujesz. Żeby już ci nie kręcić w głowie – mamy zamiar podpisać z tobą kontrakt w twoje urodziny.” Możecie sobie wyobrazić jak bardzo chciałem wrócić do domu żeby to wszystkim oznajmić. To był dla mnie fantastyczny i wielki dzień.

Miałem siedemnaście lat i oto do dziewiętnastych urodzin miałem na koncie Puchar UEFA, mistrzostwo ligi i mistrzostwo z drużyną rezerw. To było niesamowite. Grałem też z reprezentacją Anglii w mini pucharze świata przeciwko Niemcom na Camp Nou. To było fantastyczne. Wszystko w przeciągu dwóch lat między siedemnastymi a dziewiętnastymi urodzinami. Czy potrzeba więcej?

Tommo zadebiutował 3-ego kwietniu 1972 roku w meczu z Manchesterem United.

Grałem naprzeciwko George’a Besta. Próbował mnie czymś zaskoczyć w środku pola. Byłem już jednak mądry jak na swój wiek i ustawiłem nogi tak, że piłka odbiła się od moich piszczeli.

Wciąż jesteś prawdziwym fanem Liverpoolu. Kiedy występowałeś w klubie robiłeś…flagi przed finałem FA Cup 1974.

Tak jest. Czy widzisz teraz ludzi, którzy tak robią? Steven Gerrard, może Carragher, wtedy byłem ja i moja mama. Mieliśmy na podłodze rozłożony duży kawał materiału. Przed finałem FA Cup zrobiliśmy z tego dwie flagi ‘Shanks Red Army’. To jest coś, co już się więcej nie powtórzy. Czułem się niezwykle kiedy moi bracia zabierali je na Wembley. To było coś wspaniałego.

Liverpool tego dnia ostatecznie pokonał Newcastle 3-0. 20-letni Phil Thompson zdobył pochwały za powstrzymywanie wielkiego Malcolma MacDonalda.

Terry McDermot pochodzi z Kirkby i mimo, ze wcześniej się nie znaliśmy to pierwszą rzeczą, jaką chciałem zrobić było wymienienie się z nim koszulkami.

Thompson do tamtej daty rozegrał w Liverpoolu około 70 spotkań. Mimo tego miejscowi policjanci nie poznali go kiedy podchodził aby odebrać swój zwycięski medal na Wembley.

W koszulce Newcastle, na którą wymieniłem się z McDermott’em i ich kapeluszu szukałem schodków, po których miałem wejść żeby odebrać medal. Pomyśleli, że jestem zawodnikiem Newcastle i nie chcieli mnie dopuścić do podium. Chcieli mi dać do zrozumienia „Ty idziesz jako drugi.”

Przełom…

Zawsze grałem jako środkowy pomocnik. Byłem nawet bardziej defensywnym pomocnikiem, zawsze gdy w rezerwach brakowało zawodników Ronnie Moran wystawiał mnie w środku obrony. Zagrałem na tej pozycji klika spotkań, lecz żadnego w pierwszej drużynie.

Kiedy Larry Lloyd doznał kontuzji i był odsunięty od gry przez jakiś czas, mieliśmy w składzie Trevora Stortona, który nie pokazał zbyt wiele. Larry spróbował wrócić, nabawił się jednak kolejnej kontuzji mięśnia udowego i oto ni stąd ni zowąd Bill Shankly powiedział mi: „Chcę żebyś grał na środku obrony w pierwszym składzie.”

To nie była tylko kwestia przesunięcia jednego zawodnika do tyłu, to było ukształtowanie całkiem nowego stylu gry.

Dokładnie tak. Emlyn i ja nie byliśmy typowymi środkowymi obrońcami jak Big Yeatsy czy Larry Lloyd. Teraz to była zupełnie nowa gra w piłkę. Ray Clemence wykładał piłkę do mnie lub Emlyna, my podawaliśmy do przodu i zmienialiśmy się stronami. Szukaliśmy naszych zawodników w polu i podawaliśmy do nich. Mieliśmy zawsze Clemence’a żeby do niego podać. Dzięki temu długo utrzymywaliśmy się przy piłce. Przeciwnicy ni potrafili nam jej zabrać. Wygraliśmy wtedy kilka trofeów. Ta decyzja do dziś ma ogromny wpływ na grę Liverpoolu.

Bill Shankly myślał przyszłościowo. Kiedy wystawił mnie po raz pierwszy jako rezerwowego w meczu przeciwko Manchesterowi United, Tosh wracał po kontuzji. Shankly powiedział mi: „Graj za Kevinem Keeganem, to nas wzmocni z środku pola.” Byłem więc takim, jak to ludzie nazywają, ‘number 10’. To było bardzo przyszłościowe myślenie. Niewielu trenerów decydowało się na coś takiego. To było bardzo nowoczesne, tak samo jak jego wizja taktyki.

Jakaś ulubiona historia z Shanklym?

Moja własna przygoda przydarzyła mi się kiedy grałem jeszcze na środku pola. Podejmowaliśmy wtedy na Anfield Arsenal. Grałem tydzień wcześniej i kiedy trener ogłosił skład byłem rezerwowym. Miałem tylko 18 lat. Przegraliśmy 2-0. John Radford i Alan Ball pokonali naszego bramkarza. Po meczu Ronnie Moran zatrzymał mnie w korytarzu i powiedział: „Zapytałeś Shankly’ego czemu nie grałeś?” Odpowiedziałem mu: „Ronnie, mam dopiero osiemnaście lat. Nie mam prawa spodziewać, że będę grać regularnie.” On na to powiedział: „To nie tak mój drogi. Shanks będzie miał o tobie lepsze zdanie jeśli podejdziesz i zapytasz dlaczego nie grałeś.” Pomyśli sobie: „To jest to, co chcę widzieć. Facet musi mieć jaja.”

Wróciłem do domu, zapytałem mamę co o tym myśli. Ronnie był moim mentorem, mama powiedziała: „Jeśli Ronnie mówi, że masz tak zrobić to powinieneś go posłuchać.” Tak więc następnego dnia z samego rana zdobyłem się na odwagę. Shanks wychodził właśnie ze swojego gabinetu, więc podszedłem do niego. „Tak synku. Co mogę dla ciebie zrobić?” „Czy możemy chwilę porozmawiać?” Weszliśmy do jego gabinetu. Powiedziałem, że chciałbym wiedzieć dlaczego nie zagrałem w sobotę. „Jezus, synu, ty chcesz wiedzieć dlaczego nie zagrałeś w sobotę? Powinieneś mi dziękować, że cię nie wystawiłem. Ci wszyscy grajkowie , którzy zagrali w sobotę są już skończeni. Smith, Callaghan, Lawler. Oni są już skończeni. Nie mają szans. Ale ty mój drogi będziesz kapitanem tego klubu, będziesz grać dla swojego kraju i nie zdziw się jeśli zostaniesz jej kapitanem. Boże! Powinieneś paść przede mną na kolana i dziękować za to, że nie zagrałeś w sobotę.”

Nic już więcej nie powiedziałem. Wstałem i wyszedłem. Jedyny problem tkwił w tym, że Shanks tydzień póĽniej wystawił ten sam skład. To była jego psychologia. To właśnie była oznaka jego mądrości. Shanks przygotowywał sobie zawodników i wiedział jak to zrobić.

Pierwszy mecz jako kapitan…

Emlyn zbliżał się do końca swojej kariery w Liverpoolu. Miał kontuzję i był odsunięty od składu. Bob Paisley mianował kapitanem Kenny’ego Dalglisha. Wszyscy zawodnicy byli zaskoczeni. Alen Kennedy, Terry McDermott i inni dziwili się dlaczego to nie ja zostałem kapitanem. Zatkało mnie. Kenny był kapitanem przez jakieś 5-6 meczów i kiedy graliśmy u siebie z Arsenalem Bob powiedział: „Zmieniam kapitana. Teraz będzie nim Phil.” Byłem bardzo zadowolony i jednocześnie podekscytowany. Na zawsze zapamiętam słowa Phila Neala: „Tommo, nie powinieneś mieć żadnych wątpliwości w tej sprawie. Jest tylko jedna osoba, która w tej chwili ma dar by zostać kapitanem i jesteś nią właśnie ty!”

Tego dnia graliśmy na Anfield z Arsenalem. Zszedłem schodkami, dotknąłem tabliczki This Is Anfield. Wyszedłem na boisko, kierowałem się prosto w kierunku pola karnego. Jedyne o czym myślałem było to, że na The Kop siedzi mój brat Owen. Szukałem go po całych trybunach. Ludzie śmiali się i klaskali. Nie wiedziałem o co chodzi. Machałem mojemu bratu i odwróciwszy się zobaczyłem kolegów stojących jeszcze w tunelu. Pozwolili mi wyjść na murawę samemu. Zwijali się ze śmiechu.

Dwie rzeczy były ważne. 1. Zawsze lubiliśmy się śmiać. 2. Wszyscy wiedzieli jak ważna jest dla mnie opaska kapitańska. Byłem niezwykle zadowolony.

Kto był największym śmieszkiem w drużynie?

Terry był niezłym urwisem. Miał zwyczaj naśladować Boba Paisleya. Mówił tak jak on i dumnie maszerował jak on. Mieliśmy z niego niemały ubaw.

Bob Paisley był mądry. Pozwalał nam bawić się razem. Krążyły plotki o tym, że za bardzo się integrujemy i udzielamy towarzysko. Kiedy jednak trzeba było, Bob potrafił nas przystopować mówiąc: „Chłopaki, spokojniej.” On wiedział co jest dobre dla Liverpoolu, a było to koleżeństwo. Zaczęło to przynoście efekty na boisku. Dyscyplina była podstawą w naszych działaniach, ale chcieliśmy rozwijać się także towarzysko stąd więĽ miedzy nami była tak niezwykła.

Zdobyłeś Puchar Europy jako kapitan, a kilka miesięcy póĽniej nie nosiłeś już opaski kapitańskiej…

Zdobyłem Puchar w maju i wtedy nastąpił obrót o 180 stopni. Bob Paisley mianował kapitanem Graeme’a Sounessa. Byłem zdruzgotany. Bruce Grobbelaar dopiero co przyszedł do klubu, Ray Clemencie przesunął się do przodu. Dobrze się rozumieliśmy. Był to dla mnie najtrudniejszy czas w karierze. Bob myślał, że to właśnie opaska kapitańska przysparzała mi zmartwień. Szczerze mówiąc – miał trochę racji. Za każdym razem gdy traciliśmy gola nie pozwalałem nikomu się za to obwiniać, tylko całą odpowiedzialność brałem na swoje barki. To była moja wina. Powiedział mi, że kładłem na siebie za dużą presję. Mimo to byłem rozczarowany, ponieważ czułem, że Graeme Souness po cichu zabiegał o opaskę kapitańską.

Po usłyszeniu o zmianie kapitana, postanowiłeś stanąć twarzą w twarz z Bobem w jego gabinecie.

Zapytałem go kto będzie nowym kapitanem. On zawiesił głos: „Nie jestem jeszcze…” Wtedy odpowiedziałem mu: „Graeme Souness, wiem o tym.” Czułem się wtedy beznadziejnie.

Kto wypowiedział te słowa: „Zawsze żartujemy, że gdyby Tommo nie został zawodowym piłkarzem mógłby być pielęgniarką. Mdleje na widok krwi, nawet jeśli nie jest to jego krew!”?

Oczywiście Ronnie Moran. Powtarzał, że za każdym razem kiedy widzę krew krzyczę „O nieee!” Nawet jeśli jakiś inny zawodnik był zraniony ja zawsze musiałem podbiec poruszony tym wydarzeniem. Chyba gorzej reaguję na widok czyjejś krwi niż swojej.

On także powiedział: „Wciąż pamiętam kiedy młody Tommo przyjechał do nas autokarem z resztą dzieciaków. Czasem jest tak, że natychmiast rozpoznajesz który z tych młodych chłopaków zrobi kiedyś karierę. Jego podejście było dobre i chciał wygrywać. Był prototypem Liverpoolu, robił wszystko to, co powinien bez żadnych wskazówek. Takich osób nie trzeba do niczego zmuszać, one same wiedzą co mają robić.”

Ronnie był moim mentorem, czasami był bardzo ostry, ale to był sposób Liverpoolu. W ciężkich chwilach nie poddawał się, ponieważ widział na końcu rozwiązanie, miał wizję. Wciąż mnie mobilizował. Grałem z nim w drużynie B, następnie w drużynie A, grałem w rezerwach, a póĽniej w pierwszym składzie. Był wymagającym trenerem. Mogliśmy wygrać w sobotę 5-0, a on przychodził w poniedziałek i od samego rana wydawał polecenia. Każdy go pytał czy kiedykolwiek jest szczęśliwy. On nigdy nie osiadł na laurach. Mógł zdobyć Mistrzostwo i na następny dzień wziąć się do pracy, nigdy sobie nie odpuszczał.

Kiedy na stanowisko trenera przyszedł Joe Fagan oznaczało to tyle, że Twoja kariera dobiega końca…

To jest Liverpool Football Club. Tutaj musisz podejmować trudne decyzje. Uczysz się tego zostając trenerem i menadżerem. Uważam jednak, że decyzje podjęte przez Joe’go były złe. Graeme Souness odszedł z klubu, ja grałem przez sześć miesięcy na środku pomocy w rezerwach. Szło mi bardzo dobrze. Kiedy opuścił nas Graeme nie było nikogo, kto zająłby jego miejsce. Wtedy przyszło nam zmierzyć się w europejskich rozgrywkach na wyjeĽdzie z polską drużyną Lech Poznań. Joe powiedział: „Phil zagra i będzie po sprawie.” Jak się okazało przed meczem, trener posadził mnie na ławce. Po latach przyznał, że gdyby wtedy wystawił mnie do gry, a póĽniej odsunął od składu wyrządziłby mi tym krzywdę.

Czy to ma jakiś głębszy sens?

To jest jak najbardziej bez sensu. Inną historią dotyczącą Fagana był finał Pucharu Europy w 84’ roku. Do Rzymu poleciało siedemnastu zawodników. Dave Hodgson miał kontuzję kolana i uraz w pachwinie. Prawie nie mógł trenować. Kiedy jest się zawodnikiem nie wypada powiedzieć komuś ze sztabu: „On ma kontuzję.” Skład został ogłoszony, rezerwowi zostali wybrani. Byłem tym siedemnastym, więc wiedziałem, że nie wystąpię. Bardzo mnie ta sytuacja rozczarowała.

Gorsze miało się jeszcze wydarzyć na drodze z hotelu do autokaru. Kiedy już chciałem postawić stopę na schodku żeby wejść do autokaru Joe Fagan położył mi rękę na ramieniu i powiedział: „Ty tu nie wsiadasz.” Byłem kompletnie zaskoczony. Coś jakby stanęło mi w gardle. Byłem bliski płaczu. Musiałem przejść obok autokaru, wszyscy zawodnicy patrzyli na mnie chcąc jakby zapytać o co chodzi, co się dzieje. Miałem pójść do innego busa i usiąć obok Paula Walska, z którym kilka dni wcześniej podpisano kontrakt. Żona pytała mnie co się stało. Nie byłem w stanie odpowiedzieć, byłem tak przygnębiony. Nigdy tego nie wybaczę Joe’mu. Musiał podjąć decyzję o odsunięciu mnie od składu. Rozumiem. Tylko, że on okazał mi przy tym brak szacunku. Byłem starszym członkiem drużyny. Zawodnicy byli wściekli…

„Uważam Phila za jednego z najlepszych przykładów prawdziwego profesjonalizmu. Jego największą zaletą jest umiejętność czytania gry, przejawiał tę zdolność już jako nastolatek. Nie jest może najsilniejszy psychicznie do roli obrońcy, ale za to jego umysł jest wybitny” – powiedział o nim Bob Paisley.

"Kiedy po raz pierwszy zobaczyłem młodego Phila odniosłem wrażenie, że chyba przegrał z wróblem na loterii o nogi. Nie wyglądał na najsilniejszego chłopca na świecie, ale miał ogromne serce. Miał talent, dodatkowo ambicje i pasję, żądzę wygranej" – powiedział o nim Bill Shankly.



Autor: Joanna
Data publikacji: 19.11.2008 (zmod. 02.07.2020)