SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1398

Jak możemy prześcignąć United?

Artykuł z cyklu Artykuły


Kwestia tego jak Liverpool powinien sobie radzić w lidze jest niezwykle skomplikowana. I oczywiście, bardzo emocjonalna.

Jest to nieco mącące, ale na ten problem składają się dwie sprawy. Po pierwsze, postępy Liverpoolu. A po drugie – stan rywali. A każdy manager Liverpoolu ma wpływ tylko na pierwszą z tych materii.

W trakcie badań i pisania mojej następnej książki, „Dynastia”, wędrowałem przez historię Liverpoolu na przekroju ostatnich 50 lat, aby przekonać się jak każdy z managerów osiągał swoje sukcesy.

Kluczową rzeczą nie było dla mnie liczenie trofeów (choć ma to swoje znaczenie), lecz odkrywanie kontekstu w jakim każdy z szefów dokonywał osiągnięć, a czasem – doznawał porażek. Jaką sytuację odziedziczył? Jak silni byli przeciwnicy? Poprawił to, co dostał? Ile wydał w porównaniu do swoich rywali? Na ile trafne były jego transfery w aspekcie jakości i przełożenia pieniędzy na wartość? I tak dalej, analizując różnorakie kryteria tak, aby ta ocena była jak najdokładniejsza i jak najtrafniejsza.

Ale nade wszystko istotne jest poznanie, jak tworzy się wielki klub, który jest w stanie walczyć o najwyższe trofea. Jak również przeanalizowanie pomyłek, przez co rozumie się rok 1992, ledwie dwa lata po zdobyciu 18. Tytułu mistrza Anglii, kiedy to Liverpool upadł tak daleko od szczytu.

W szczególności fascynujące było poznawanie z różnej strony, jak Shankly rozpędzał tą maszynę, gdy rodził się nowy Liverpool. Bez porównania tych dwóch ludzi, gdyż jest kilka różnic, jest mnóstwo podobieństw między tym, co zrobił Shanks, a tym, co próbuje teraz Benitez.

Shankly zaczynał z niższej pozycji, zatem w tym aspekcie miał ciężej. Jednakże Benitez pracuje w bardziej wymagających czasach, również przez poprzeczkę, którą wysoko zawiesił Shankly. Tutaj zatem to on ma ciężej.

Obu panom nie udało się osiągnąć początkowych celów, gdyż były zbyt ‘drogie’, jednak obydwaj mieli o wiele silniejsze zespoły po czterech latach rządów, koncentrując się głównie na kręgosłupie zespołu.

Obydwaj kupili paru chłopaków – jak Wenger, Ferguson, czy praktycznie każdy inny manager. Dla mnie, każdy szef, który osiąga wskaĽnik trafności zakupów na poziomie 50%, ma specjalny dar. W mojej opinii, zarówno Benitez i Shankly zaliczają się do tej kategorii.

Dla Shankly’ego wszystko zaczęło się w momencie sprowadzenia dwóch 23-latków – jednego ofensywnego, drugiego defensywnego. Ian St John i Ron Yeats byli w takim samym wieku, w jakim byli Torres i Mascherano na początku sezonu.

Każdy z tych managerów pracował z silną filozofią i każdy wprowadzał swoje innowacje – zarówno taktyczne jak i te z zakresu sprawności.

Charakter był/jest ważny dla obydwu. Shankly zwykł zwalniać podopiecznych, gdy ci nie szorowali podłogi z właściwą werwą. Często kontrakty dostawali ci mniej utalentowani, kosztem bardziej utalentowanych. W obu przypadkach sprowadzani byli zdolni gracze, ale nie pozerzy i gwiazdy grające same dla siebie. Musieli się zawsze wykazywać odpowiednimi postawami i pracą dla zespołu.

Trudne Zadanie

Jednakże, dla Liverpoolu aby osiągnąć to, o czym wszyscy teraz marzymy, czyli prześcignięcie Manchesteru United, konieczne jest spojrzenie na to, jak Manchester prześcignął Liverpool 16 lat temu. Smutnym faktem jest to, że to raczej Liverpool się staczał niż United polepszało. Tamci doskonalili się powoli, sezon po sezonie, ale dopiero po piątym roku pracy Fergusona.

Spójrzcie na to jak na sztafetę 4x400m. Nagły wypadek albo kontuzja, możesz zmniejszyć dystans na każdej zmienienie, jeśli biegną sami najlepsi atleci. A co jeśli ci atleci mają znaczną przewagę na starcie?

Jeśli Ferguson gonił Dalglisha na pewnym dystansie między rokiem 1986 a 1990, i nie udało mu się znaleĽć mocy aby choć trochę skrócić dystans, to okropna tragedia Hillsborough była tym, co podcięło skrzydła Dalglishowi. Dalglish wciąż miał przewagę kiedy przekazywał schedę Sounessowi w 1991 r., ale impet został utracony.

Gdyby Kenny Dalglish nie zboczył z drogi, co jest zrozumiałe, po tragicznych wydarzeniach kwietnia 1989 r., sprawy mogły potoczyć się zgoła inaczej. Dalglish był do tego momentu znakomitym managerem. Kupował niezliczone ilości znakomitych piłkarzy, takich jak Barnes, Beardsley, Aldridge, McMahon czy Rush. Potem pojawiały się nazwiska w stylu Cartera, Speedie i Rosenthala. Może nie miał serca do pozbycia się starzejących się gwiazd, którzy byli jego kolegami z zespołu i przyjaciółmi pół dekady wcześniej. Albo stracił to serce kiedy stali się sobie jeszcze bliżsi jako ‘rodzina’ po koszmarze w Sheffield.

Starzejący się zespół został prawidłowo rozmontowany przez Sounessa, jednak nie w prawidłowy sposób. Sprzedał wielu lepszych graczy, którzy wciąż byli w formie – Beardlsey i Houghton, oraz młodego Stauntona – a w to miejsce sprowadził przeraĽliwie przeciętnych piłkarzy. I tak imperium zaczęło się walić.

Gdyby Souness był choć w połowie tak dobrym managerem jak był piłkarzem, Liverpool najprawdopodobniej zatrzymałby Fergusona w blokach startowych. Być może do momentu w którym zarząd United straciłby cierpliwość. I tak samo, gdyby Ferguson miałby do czynienia z Liverpoolem takim jak za czasów Paisleya, mocno wątpliwe byłoby, że byłby w stanie ich przegonić.

Od 1994 r. każdy manager Liverpoolu przejmował stery w kiepskiej sytuacji klubu, w przeciwieństwie do Paisleya, Fagana i Dalglisha, którzy przejmowali silny zespół, a czasami wręcz dominujący. Wracając do wcześniejszej analogii, przejęcie pałeczki z 70-metrową przewagą to przeszłość, a teraz to United miało przewagę.

W dziwnej symetrii, dynastia Liverpoolu zbudowana przez Shankly’ego we wczesnych latach 60., poprzedzona była inną futbolową tragedią. United Sir Matta Busby’ego było osłabione na wiele lat z powodu katastrofy lotniczej w Monachim, w której straciło życie ośmiu piłkarzy. Gdyby w United w roku 1964. dalej mogli grać tacy zawodnicy jak Duncan Edwards, Liverpool mógł nie wygrać tego kluczowego tytułu. Zespół Shankly’ego dalej byłby świetny, ale byłaby szansa, że nie wygraliby tego pierwszego tytułu, który zawsze jest najtrudniejszy do zdobycia.

Ferguson był doświadczonym managerem gdy przybył na Old Trafford, z dekadą pracy jako szef – podobnie jak Benitez, który również miał 44 lata gdy przejął stery na Anfield. Oba kluby – największe w Anglii – czekały ponad półtorej dekady na tytuł. Dlatego presja była niezwykle silna. Oba kluby oscylowały wokół 4. miejsca przez 5 lat przed przyjściem obydwu tych managerów. Zatem wyzwania były praktycznie identyczne.

W wartościach względnych, Ferguson wydawał więcej niż Benitez w ciągu pierwszych czterech lat rządów. A jednak, przez trzy z tych czterech lat, United gnieĽdziło się w dolnej połowie tabeli. Fergie dokonał kilku sprytnych acz kosztownych transferów w 1988. i 1989. (Bruce, Pallister, Ince), ale Ci gracze zdobyli tytuł dopiero w 1993. Niezależnie od czasów, zespoły potrzebują czasu aby się zgrać. U Shankly’ego było tak samo.

Potrzebujesz pierwszego tytułu, żeby zaszczepić wiarę i stworzyć własną mitologię. Choć Liverpool nie wygrał Ligi Mistrzów aż do pierwszego sezonu Beniteza, The Reds grali potem o wiele lepiej i awansowali do póĽniejszych etapów tych rozgrywek przy dwóch innych okazjach – i tym samym poważnie walcząc o to trofeum – również dzięki mitologii która siedzi w głowach przeciwników i również po części dzięki temu, że ta wiara napędza zawodników.

Czy Ferguson byłby w stanie stworzyć swoją ligową mitologię i ukuć 26-sezonową legendę gdyby wtedy pojawiła się drużyna w stylu Chelsea. Z możliwością kupna ówczesnych gwiazd, takich jak Diego Maradona, Michael Laudrup albo Marco van Basten (a po drodze kusić, powiedzmy, Bryana Robsona, wówczas kapitana United), a której to drużyny manager jako managera zatrudniłby np. Fabio Capello. Kto wie? Ale to tylko czysta spekulacja. Ale i tak w to wątpię.

I gdyby Ferguson byłby w stanie pokonać nowego, wszechbogatego rywala we wczesnych latach 90. oraz Liverpool, czy imperium Anfield (odpowiednik dzisiejszego United) nie uległoby samo-destrukcji? I znów, jako czysta spekulacja, wątpię w nią.

Droga Fergiego po tytuł była wtedy o wiele czystsza niż ta, po której kroczy teraz Benitez. Arsenalowi szło nieĽle pod wodzą George’a Grahama, ale jego dni były policzone z powodu po aferze łapówkarskiej. A Kanonierzy już wtedy osuwali się w przeciętność środka tabeli.

Szczęśliwie dla Arsenalu, zatrudnili Arsene’a Wengera w 1996 r., po dwóch latach od zwolnienia Grahama. I choć Wenger niemal natychmiast ustrzelił dublet, to na następne trofea musiał czekać cztery lata. A do czasu przybycia Wengera, United miało już swoje pierwsze mistrzostwo. To kluczowe pierwsze zwycięstwo to był tylko początek.

W 1992 r., Leeds wygrało ligę, a United zajęli 2. miejsce. Ale wtedy, co było niemal nie do pomyślenia, sprzedali swoją gwiazdę, Erica Cantonę, do znienawidzonych rywali. Do tej pory jest to jeden z najbardziej szalonych transferów. Szacunek dla Fergusona, że mu się to udało, ale to tak, jak by sprzedał teraz Ronaldo Liverpoolowi za 10 milionów funtów.

Nawet dla Wengera droga do mistrzostwa była stosunkowo prosta. Managerami w tamtych dniach byli Gianluca Vialli, Ruud Gullit, David O’Leary, a w Liverpoolu, Roy Evans, wielki oddany dla klubu, ale początkujący manager, któremu bardziej było pisane role pomocnicze. W rzeczy samej, to wszyscy byli kompletni debiutanci. Żaden z nich nie osiągnął póĽniej zbyt wiele w swojej karierze. Tymczasem, dwie potężne i drogie drużyny połowy lat 90., Newcastle i Blackburn, straciły swoich szefów i szybko zgasły.

Zatem dla Arsenalu było ‘relatywnie’ łatwo, i wygrali ligę z zaledwie 78 punktami. Ale potem, w 2003 r., Chelsea objawia się jako nowa siła wraz z przybyciem Abramowicza. Od 2005., Arsenal, który zawsze był pierwszy bądĽ drugi pod Wengerem, nigdy nie kończył powyżej trzeciego miejsca.

Mourinho przybył w 2004. i wniósł Chelsea, która wydała 110 milionów funtów (netto) w sezonie 2003/04, na nowy poziom. Ale ominął normalny proces budowania drużyny – mógł sobie pozwolić na naprawdę wielkie zakupy, zarówno jeśli chodzi o ilość jak i o jakość. I już wtedy przejął drogą, czyniącą postępy drużynę, która zakończyła sezon na drugim miejscu, a w Lidze Mistrzów odpadła dopiero w półfinale.

Mourinho wydał 239 milionów brutto, 162 miliony netto. Nawet teraz, z rokiem więcej przy sterach, Benitez wydał mniej niż 80 milionów netto. Dla kogoś tak szanowanego jak Ronnie Whelan, powiedzieć, że „Mourinho wydał taką samą ilość pieniędzy co Benitez”, jest czymś niezwykle mylącym i wielce rozczarowującym.

Avram Grant, który wykonuje niezłą pracę, nie musiał nic zmieniać. Nie zmieniał taktyki czy zawodników. Dostał pałeczkę w wybornej pozycji.

A w jakiej sytuacji pałeczkę przejął Benitez?

W 2004 roku, Liverpool został lekko ośmieszony w Pucharze UEFA, ukończywszy poprzedni sezon na piątym miejscu, a ten na miejscu czwartym, z 60 punktami. Michael Owen, jedyna gwarancja zdobywania goli w zespole, gracz wart wielu punktów w ciągu sezonu, zdecydował się odejść. Za niewielką cenę, po tym jak pozwolił wygasnąć swojemu kontraktowi (za co można obwiniać jego albo Houlliera, za to, że nie budował drużyny której Owen chciałby poświęcić swoją przyszłość). Innym czołowym graczem był Harry Kewell, ale on nie potrafił utrzymać zdrowia.

Zatem bez Owena i sprawnego Kewella, scheda po Houllierze była raczej bliższa 45-punktowej drużynie. Co najważniejsze, brakowało jej wielkich, nastoletnich talentów, takich jak Fabregas czy Ronaldo. A tymczasem spośród ledwie siedmiu porządnych zawodników (w mojej opinii) z 30-osobowego składu w 2004., Hamann i Hyypia mieli po 31 lat i byli już u zmierzchu swoich karier, Owena już nie było a Kewell był wiecznie kontuzjowany. Co zostawiało tylko Gerrarda, Carraghera i Finnana jako długoterminowe nadzieje.

Bez wątpienia, w 2004 roku, Liverpool był daleko za Arsenalem, United i Chelsea. Te drużyny niemal nas dublowały, gdyby pokusić się o wyścigową analogię. Ferguson słusznie wierzy teraz, że ma najlepszą drużynę w swojej dotychczasowej karierze, a i tak była ona w 60% gotowa w momencie w którym zaczynał Benitez.

Nie mając bezprecedensowej skrzyni skarbów, nie jesteś w stanie czynić wielkich skoków na najwyższe poziomy w piłce nożnej. Jeśli Chelsea wydała w krótkim czasie 300 milionów, to potrzebne byłoby dobrze wydane 500 milionów aby równie szybko ich wyprzedzić. Bez kosmicznych pieniędzy, możesz tylko próbować redukować dystans dobrym zarządzaniem.

Wszystko, co manager taki jak Benitez może zrobić, to spokojne dążenie do osiągnięcia sensownych celów, ulepszanie tam, gdzie jest to możliwe, krok po kroku. Uczynił tak? W mojej opinii – tak. Bez wątpienia. Ale niektóre inwestycje potrzebują czasu aby wydać profit.

Wzmocnienie obrony? Jest. Poprawa składu co rok? Jest. Poprawa każdej części pierwszej 11, od bramkarza do napastnika? Jest. Wzmocnienie systemów młodzieżowych? Jest. Poprawa skautingu? Jest. Uczynienie rezerw silniejszymi? Jest. Stworzenie pierwszej drużyny o takim wieku, że będą w stanie grać razem przez lata i wspólnie zdobywać doświadczenie? Jest. Kupno najlepszych możliwych przy takim budżecie ofensywnych graczy? Jest. Poprawa w Europie? Jest.

A poprawa w lidze? Jest.

W 2006 roku, Liverpool osiągnął drugi najlepszy wynik jeśli chodzi o procent wygranych meczów w lidze, dzięki czemu zdobyli 82 punkty, najwięcej od 1988 r.. W tym roku The Reds przegrali zaledwie cztery razy – znów najlepszy wynik od 1988. Rekordy czystych kont po stronie straconych bramek zostały pobite, a klub w końcu ma napastnika, który jest w stanie zdobywać po 25 bramek w sezonie. Czego brakuje, to tego żeby te wszystkie postępy działy się jednocześnie połączone z wystarczającą słabością największych rywali, aby powstała przestrzeń w którą można wskoczyć.

Benitez nie może kontrolować tego drugiego, ale celem jest to, aby być trudnym do pokonania i zamieniać remisy w zwycięstwa – coś co działo się od lutego, zatem jest możliwe do osiągnięcia. Nie można uniknąć pewnych wpadek w trakcie każdego sezonu, ale ten widział kilka naprawdę niezwykłych i dobrze znanych osłabiających okoliczności, wliczając w to odejście Pako Ayesterana, które miało swój zły wpływ w swoim czasie.

Ciężko się spodziewać, żeby Neil Warnock zastąpił Fergusona, Arsene Wenger przejął drużynę pań a Roman Abramowicz przerzucił się na dotowanie hospicjów dla ślepych wiewiórek. Zatem wszystko, co może robić Benitez, to kontynuować trwałą poprawę swojej młodej drużyny. Potem możemy tylko czekać i patrzeć.

Paul Tomkins

Ľródło:liverpoolfc.tv



Autor: Alex
Data publikacji: 14.05.2008 (zmod. 02.07.2020)