Walka z kompleksami w Teatrze Marzeń
Artykuł z cyklu Artykuły
Już tylko godziny dzielą nas od największego piłkarskiego klasyku angielskiej ekstraklasy, czyli meczu Manchesteru United z Liverpoolem. Tym spotkaniom zawsze towarzyszą niebywałe emocje, które trudno nazwać tylko sportowymi. Chodzi tu przecież o konfrontację dwóch najbardziej utytułowanych klubów Albionu, należących do grona najwybitniejszych i najbardziej zasłużonych drużyn w historii futbolu. Starcie, które czeka nas w najbliższe niedzielne popołudnie, będzie jednak szczególnie ważne.
Zarówno Czerwone Diabły, jak i Duma Merseyside, bardzo potrzebują zwycięstwa w nadchodzącym szlagierze. Dla Manchesteru jest to istotne ze względu na ich walkę o mistrzostwo Anglii. The Reds (niestety) z tego wyścigu już odpadli, ale walczą dalej o czwarte miejsce, które daje przepustkę do gry w eliminacjach Ligi Mistrzów. Dlatego punkty leżące na murawie Old Trafford są obu zespołom tak potrzebne.
Kogo należy upatrywać jako faworyta tej piłkarskiej bitwy? Jeśli będziemy sugerować się tabelą Premier League, to dojdziemy do jednej odpowiedzi: ManU. To oni przewodzą w lidze, to oni zdobyli w niej najwięcej bramek, to oni byli najrzadziej zmuszani do wyciągania piłki z siatki i to oni wreszcie mają 11 punktów więcej niż czwarty Liverpool, co jest miażdżącą przewagą w tej fazie sezonu. Jednak mimo tych wszystkich statystyk The Reds wcale nie są skazani na klęskę. Diabły też mają się czego obawiać.
Jeszcze dwa miesiące temu tabela w pełni odzwierciedlała formę LFC. Czerwoni grali wtedy fatalnie, męcząc się w Pucharze Anglii nawet z amatorską drużyną Havant & Waterlooville i gdyby wtedy mieli mierzyć się z mistrzami Anglii, to można by się było zastanawiać, jak wysoko The Reds przegrają. Wiele się jednak od tamtej pory zmieniło. Liverpool zaczął grać tak, jak się od tej klasy zespołu oczekuje i powrócił na drogę zwycięstw. Zwycięstw, dodajmy, bardzo efektownych, czego przykładem są chociażby mecze z Boltonem (3:1), West Hamem (4:0), czy Newcastle (3:0).
W sumie Czerwoni odnieśli 7 zwycięstw z rzędu, w tym dwa nad Interem w Lidze Mistrzów. Strzelili w nich 18 bramek, tracąc jedynie 4. To musi budzić respekt. Dlatego tak naprawdę, choć delikatnym faworytem jest Manchester, nie można z pełnym przekonaniem wskazać zespołu lepszego w tej konfrontacji. Zapowiada nam się więc niezwykle zacięty pojedynek.
Zresztą zaciętość charakteryzuje praktycznie każde spotkanie Liverpoolu z ManU. Choć Diabły przegrały z nami tylko raz w ostatnich 11 ligowych potyczkach, to na pewno nie można twierdzić, że jesteśmy dla nich łatwym przeciwnikiem. Dość powiedzieć, że w większości przypadków przegrywamy z nimi minimalnie, po wyrównanych meczach.
Tylko dlaczego w tych wyrównanych spotkaniach górą jest zazwyczaj Manchester? Czy można to tłumaczyć tylko szczęściem, które sprzyja United? Z pewnością nie, byłoby to zresztą niesprawiedliwe wobec Czerwonych Diabłów. Wygrywanie meczy z drużynami prezentującymi podobny poziom jest umiejętnością, której nauczył swoich podopiecznych sir Alex Ferguson. ManU jest drużyną, która nie robi niczego na siłę, jeśli jakieś spotkanie nie układa się po jej myśli. Wtedy skupia się raczej na tym, aby zmusić przeciwnika do równie słabej gry, a następnie to wykorzystać. Trzeba przyznać, że ekipa Fergusona jest mistrzem w usypianiu rywali tylko po to, aby zadać im śmiertelny cios w najmniej spodziewanym momencie.
I właśnie tego boiskowego sprytu i cwaniactwa brakuje The Reds. Nie mamy doświadczenia w ogrywaniu najlepszych w lidze, przez co gubimy z nimi tyle punktów. Jeśli mecz się nam nie układa, to bardzo szybko nasi piłkarze potrafią rezygnować z walki o zwycięstwo, stwierdzając, że remis też jest dobrym wynikiem. Nie umiemy wykorzystywać błędów przeciwnika, jak potrafi to właśnie Manchester. A przecież nie jesteśmy wcale gorszym zespołem, nie mamy słabszych piłkarzy i trenera. Wszystko leży w głowach naszych zawodników. Jeśli uświadomią sobie, że tak naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, aby pokonać United, jeśli pozbawią się niepotrzebnych kompleksów, to wtedy będą mogli wreszcie z nimi wygrać. Za słowami, w których nasi piłkarze zapowiadają walkę o zwycięstwo, muszą iść czyny.
Potrzebna jest Liverpoolowi odpowiednia determinacja na boisku. Przecież nikt w klubie z pewnością nie chce, aby to Manchester został mistrzem Anglii i przybliżył się tym samym niebezpiecznie do osiągnięć The Reds. Teraz, kiedy nie liczymy się już osobiście w walce o pierwsze miejsce w Premier League, możemy jeszcze mimo wszystko namieszać w czołówce i pomóc tym samym Arsenalowi w wyprzedzeniu ManU. Mistrzostwo dla młodej drużyny Wengera, który na każdym kroku podkreśla szacunek do LFC, jest z pewnością lepszym rozwiązaniem dla fanów Dumy Merseyside niż oglądanie radujących się z kolejnego tytułu piłkarzy United.
Jeszcze większym powodem do wygrania tego spotkania, jest to, co bezpośrednio dotyczy The Reds, czyli walka o czwartą lokatę angielskiej ekstraklasy. Jeśli pokonamy Diabły, a za tydzień odprawimy z kwitkiem Everton, który przybędzie na kolejne derby miasta Beatlesów na Anfield, to będziemy mieć przynajmniej 6 punktów przewagi nad The Toffies, co może zadecydować o losach ostatniego miejsca, które gwarantuje udział w eliminacjach Champions League. Nie jest też niemożliwym, aby Czerwoni powalczyli z Chelsea o trzecią lokatę. Dlatego punkty z Old Trafford są niezwykle ważne.
Mecz Manchesteru United z Liverpoolem FC niesie ze sobą jeszcze jedne ciekawe wydarzenie. Oto będziemy mieli okazję zobaczyć jednocześnie w akcji dwóch najskuteczniejszych piłkarzy Premier League: Cristiano Ronaldo i Fernando Torresa. Portugalczyk jest obecnie uważany przez wielu za najlepszego piłkarza świata, jednak popularny El Nino ustępuje mu tak naprawdę w jednej kwestii- stażu. Tylko fakt, że piłkarz Manchesteru już kolejny rok czaruje kibiców Manchesteru, daje mu prawo do palmy pierwszeństwa. Torres na razie rozgrywa swój pierwszy sezon w Anglii, trzeba więc poczekać z pełną oceną jego umiejętności. Jednak widać już teraz, że nie jest on gorszy od Ronaldo w żadnym elemencie piłkarskiego rzemiosła. ¦miem twierdzić, że jest w wielu nawet lepszy, chociażby w łatwości operowania piłką. Miejmy nadzieję, że będziemy mieli okazję podziwiać ich jutro w bezpośrednich pojedynkach. Może to być prawdziwą ucztą dla oka.
Podsumowując, przed nami niezwykle ciekawie zapowiadające się spotkanie, w którym zmierzą się dwie, prezentujące podobny poziom, drużyny. O tym, kto wygra, zadecydują tak naprawdę niuanse. Możemy być jednak dobrej myśli, bo Liverpool prezentuje się ostatnio wyśmienicie, a Torres i Gerrard rozgrywają fantastyczną część sezonu. Dlatego wierzę mocno w to, że po końcowym gwizdku na Old Trafford słowa naszego sławnego hymnu zabrzmią nie po to tylko, aby wesprzeć naszą drużynę, która poniosła porażkę, ale po to, aby podziękować jej za zwycięstwo.
Autor: Miro
Data publikacji: 22.03.2008 (zmod. 02.07.2020)