FUL
Fulham
Premier League
21.04.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 268

Złote Dziecko z Anfield Road

Artykuł z cyklu Artykuły


Fernando Torres wielkim piłkarzem jest. Nikt nie może mieć co do tego żadnych wątpliwości. Potwierdza to niemal w każdym meczu Liverpoolu, czarując fanów niebanalnymi umiejętnościami technicznymi i popisując się niebywałą wręcz skutecznością. Przybył na Anfield ledwo osiem miesięcy temu za rekordowe dla klubu 20 mln funtów, a już wiemy, że jest wart dużo większych pieniędzy. Duma Merseyside doczekała się wreszcie kogoś, kto nie tylko zastąpił Michaela Owena, ale całkiem możliwe, że przyćmi jego dokonania swoim blaskiem.

Czy ma w ogóle jakiś sens chwalenie El Nino? Czy istnieją w ogóle słowa, którymi można by opisać jego piłkarski geniusz? Wydaje się, że nie, ale przecież nie można milczeć wobec takiej gry, jaką nam prezentuje Hiszpan. Kiedy jest przy piłce, nie ważne w jakim sektorze boiska, od razu można się spodziewać, że za chwilę wydarzy się coś olśniewającego, coś co wstrzyma dech kibiców i o czym będzie się mówić jeszcze długo. Taki jest Fernando Torres, piłkarz ze wszech miar kompletny.

Kiedy przenosił się do miasta Beatlesów z Atletico Madryt, wielu kibiców miało wątpliwości, czy aby na pewno sprawdzi się on w trudnych realiach Premier League. Przecież mieliśmy jeszcze świeżo w pamięci grę (o ile można nazwać to grą) Morientesa, który był niezwykle doświadczonym zawodnikiem, a kompletnie sobie nie poradził w angielskiej ekstraklasie. Dlaczego miało się więc udać innemu, młodszemu hiszpańskiemu napastnikowi? Niejeden fan zadawał sobie te pytanie, z obawą przyglądając się poczynaniom Dzieciaka w jego pierwszych występach z Liverbirdem na piersi. I bardzo szybko okazało się, że z El Moro łączy go tylko imię.

W czym tkwi Ľródło tak znakomitej aklimatyzacji Torresa w nowym zespole? Z pewnością przyczyn należy szukać w wieku piłkarza. Młody zawodnik zdecydowanie łatwiej przystosowuje się do nowej sytuacji i prędzej porzuca nawyki, których nabawił się w innej lidze, a które nie sprawdzają się w nowej. Jednak w przypadku Fernando chodzi o coś jeszcze innego. On już w Atletico prezentował cechy, które predysponowały go do gry w lidze angielskiej. Waleczny, dynamiczny, zdyscyplinowany, przeczył stereotypowi hiszpańskiego napastnika, który przede wszystkim wykańcza akcje golami, z przymrużeniem oka traktując inne boiskowe obowiązki. Grał w taki sposób, jaki wymaga się od napastników w Anglii.

Jednak nawet wyżej wspomniane umiejętności nie gwarantowałyby sukcesu, gdyby nie inny atut Hiszpana- doświadczenie. Tak, El Nino, mimo swojego przydomku, przybył na Anfield jako piłkarz, który posiada już pewien bagaż doświadczeń. Trudno przecież myśleć inaczej o zawodniku, który w wieku zaledwie dziewiętnastu lat został kapitanem swojej drużyny. Już sam ten fakt jest wyrazem niezwykłego zaufania, jakim darzono Torresa w rodzimym klubie, a więc i posiadania przez niego pożądanych cech, takich jak odpowiedzialność, czy charyzma. Ta nominacja musiała jeszcze te zalety w nim ugruntować, sprawiła także że dojrzał piłkarsko zdecydowanie szybciej niż jego rówieśnicy.

Doświadczenie, jakie Fernando zdobył w Madrycie, procentuje teraz w Liverpoolu. To co najbardziej urzekło mnie w Hiszpanie, to jego niezwykła pokora. Był bożyszczem kibiców Atletico, teraz w krótkim czasie stał się ulubieńcem The Kop, a cały czas zachowuje godną podziwu skromność. Nie zgrywa gwiazdora, tylko stara się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Na boisku widać przez cały czas jego niesamowite skupienie i nawet gdy zdobędzie bramkę, to nie przesadza z jej celebrowaniem. Pokazuje tym samym, że dla niego liczy się przede wszystkim dobro drużyny, a nie osobista sława. Profesjonalizm w każdym calu.

No i jeszcze ta łatwość, z jaką El Nino zdobywa gole. Mówi się, że są napastnicy, których piłka „szuka” na boisku, ale powiedzieć tak w odniesieniu do naszego snajpera to za mało. Torres potrafi zainicjować akcję, albo zdobyć bramkę absolutnie z niczego. Nie ma dla niego znaczenia, w którym miejscu boiska się znajduje, czy jest bokiem, czy tyłem do bramki, jaka odległość go od niej dzieli- zawsze jest groĽny. Nie obawia się pojedynków „jeden na jeden”, mało tego, potrafi sam zaatakować nawet wtedy, gdy przed nim znajduje się czterech obrońców. Gdy widzi lepiej ustawionych kolegów, poda im piłkę, gdy straci ją, ruszy za przeciwnikiem, aby przerwać jego kontratak. Wykonuje także ogrom często niewidzialnej pracy, ściągając na siebie obrońców i robiąc miejsce dla kolegów z drużyny. Sam zresztą często jest „niewidzialny”, aby nagle przypomnieć się i zdobyć bramkę w najmniej spodziewanym momencie.

Krótko mówiąc: jego gra inspiruje. Najlepiej widać to na przykładzie naszego kapitana. Steven Gerrard zawsze był motorem napędowym Liverpoolu, jego duszą. Jednak często jemu samemu brakowało wsparcia, co odbijało się na jego grze, a w konsekwencji na grze całego zespołu. Teraz, gdy w drużynie jest Torres, Steve ma partnera, który może wziąć na siebie część odpowiedzialności za grę The Reds. Widać zresztą, jak znakomicie się rozumieją, mimo tego, że grają razem od niedawna. Ale to jest właśnie cecha wielkich piłkarzy, którzy po prostu czują, co w danej chwili zrobi ich partner.

Jest jednak jedna rzecz, która może nas, kibiców, martwić. Chodzi mi o fakt, że za kapitalną grą Dzieciaka nie zawsze podążają wyniki Liverpoolu. Oczywiście mam na myśli przede wszystkim Premier League, w której po raz kolejny walczymy tylko o udział w eliminacjach Ligi Mistrzów. Niestety, choć bolączką Dumy Merseyside w ostatnich latach był brak rasowego napastnika, to nawet jego pozyskanie nie pozwoliło The Reds nawiązać walki o mistrzostwo ligi. Widać wyraĽnie, że brakuje nam przynajmniej jednego klasowego zawodnika, który wspomógłby Torresa i Gerrarda. Nie koniecznie musi to być kolejny napastnik, ale z pewnością przydałby się nam nowy skrzydłowy, szczególnie lewy, skoro (jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi) w lecie Anfield ma opuścić Kewell. Z tym brakującym elementem Liverpool mógłby wreszcie powalczyć o odzyskanie utraconego 18 lat temu tytułu.

Na razie cieszmy się tym, co mamy. A mamy w szeregach naszego zespołu prawdziwy diament, którego zazdrości nam cały piłkarski świat. Jednak nikt z tych, którzy pragnęliby Hiszpana pozyskać, nie ma na to szans, bo El Nino jest całym sercem oddany Liverpoolowi. A Liverpool istnieje po to właśnie, aby grali w nim tak wielcy piłkarze, jak Fernando Torres.



Autor: Miro
Data publikacji: 13.03.2008 (zmod. 02.07.2020)