EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1310

Bardzo potrzebna wygrana w Marsylii. Znowu

Artykuł z cyklu Artykuły


Zastanawiam się, czy ktokolwiek pamięta moment, w którym stracił swojego managera?

Z Gerardem Houllier, było tak, że odkryłem swoją utratę wiary w niego, gdy przerwę w meczu wykorzystał na oglądanie powtórki faulu Igora Biscana na Stevie Marlet w kluczowym meczu w Europie. Wiedziałem, że stracił głowę, gdy wolał szukać wymówek, zamiast wygłosić mowę w stylu Ala Pacino z „Męskiej Gry” („Any Given Sunday”). To była gra, która desperacko musieliśmy wygrać, po tym jak straciliśmy prowadzenie w meczu w domu.

Był to marzec 2004, graliśmy przeciwko Marsylii na ich boisku.

Jak dla mnie, podobieństwa do naszej obecnej sytuacji są znaczące. Zmieniałem wtedy zdanie z „jest troszeczkę zmieszany, ale na dłuższą metę jest dobry” na „a jak by to było z innym managerem?” praktycznie z godziny na godzinę coraz bardziej. Nie chciałem, żeby Houllier odchodził, jednak wszystkie jego błędy z całego sezonu zaczęły już dawno wychodzić na wierzch. Tak naprawdę nie chciałem, aby odchodził którykolwiek z zawodników, już pomijając managera. Chciałem nawet do pewnego stopnia zatrzymania Riise. Ktoś musiał utrzymać Alexa Millera na ławce. Nieee, chciałem żeby był takim graczem, jakim potrafiłby być, ale to opowieść na dłuższą, mroczniejszą noc.

Jestem pro-Rafowski przez jakieś 70% czasu, i nie mogę mu się nadziękować za 3 finały w ciągu 3 lat. Słowo „Stambuł” wciąż wywołuje u mnie przyjemny dreszcz, a widok Rafy szczypiącego policzek Ancelottiego sporo mówi o jego poziomie, jednak cierpliwość każdego człowieka ma swoje granice.

Wszystko zaczęło się od wypowiedzi i ogólnej postawy na mecz z Newcastle. Żaden manager Liverpoolu nie powinien biegać do prasy i pokazywać palcem zarząd, nawet jeśli jest on czegoś winien. Było kiedyś coś takiego jak „Sposób Liverpoolu”, który zakładał zwieranie szyków i zachowywaniu pewnego poziomu godności. Bill i Ted też nie są bez winy. Ten jeden raz w życiu zgadzam się z Brianem Clough, który mówi że ich powinno się widzieć, nie słyszeć. ¦wietną rzeczą w Sir Johnie Smith było to, że nikt z początku nie wiedział kim on jest. A teraz ta dwójka wydaje z drugiego końca świata oświadczenia dotyczące managera. Zatem – nie. Jakikolwiek jest synonim „Sposobu Liverpoolu” – oni go znaleĽli. A tak naprawdę, to cała trójka powinna się zamknąć, a Rafa stracił sporo szacunku, którym się cieszył. Nie byłem na marszu poparcia dla Rafy, i nie poszedłbym, bo cała trójka ma coś na sumieniu. Co znaczące, mój znajomy pytał mnie, kiedy odbędzie się marsz poparcia dla Bill i Teda.

Potem było Reading. „Liga jest priorytetem”, słyszeliśmy na początku sezonu. Ktoś gdzieś zapomniał dodać: „chyba że czeka nas ważny mecz w Europie”. Tak długo, jak może kryć się za urazem Torresa i fantomową żółtą kartką dla Carraghera, jego zmiany i początkowe ustawienie mówiły: „jeśli to nie zadziała no to trudno”. PóĽniej to nawet potwierdził. Żaden manager nie powinien mierzyć w zero punktów, i na pewno nie przeciwko Reading. Bez urazy dla nich (ale za to mnóstwo urazy w stronę ich potwornego człowieka z mikrofonem kierującego dopingiem), ale powinniśmy nimi obrócić, tak samo jak zrobiliśmy to z Boltonem i Newcastle. Tylko kwestia jest tego typu, że nie przeszkadzała nam porażka, a Rafa o to nie dbał. Nie wygląda to jak zachowanie „liga jest naszym priorytetem”-managera.

Kiedy to piszę, czekamy na pojedynek z Marsylią. Mam tylko nadzieję, że Rafa nie pobiegnie w przerwie do telewizji. Jeśli wygramy, Reading może być zapomniane, ale nie zupełnie.

Wciąż chcę, aby Rafael Benitez był naszym managerem. Nie chcę tylko, by wierzył że są mecze które można przegrać.

Karl Coppack

Ľródło: LFC Online



Autor: Alex
Data publikacji: 11.12.2007 (zmod. 02.07.2020)