Czy Harry będzie lekiem na całe zło?
Artykuł z cyklu Artykuły
Stało się, Kewell powrócił! Po kolejnym, tym razem trzymiesięcznym rozbracie z piłką, popularny Kangur ponownie może założyć czerwoną koszulkę Dumy Merseyside. Jest to z pewnością wydarzenie, które raduje wszystkich sympatyków The Reds, tym bardziej, że drużyna przechodzi teraz ciężki okres (czytaj: kontuzje) i każda nowa para nóg jest na wagę złota. Szczególnie takich nóg. Jest jednak coś, co mąci radość kibiców i sprawia, że z trwogą będą oglądać kolejne występy Harrego. Coś, co charakteryzuje jego całą karierę na Anfield. Podatność na kontuzje. Czy tym razem możemy żywić nadzieję, że dogra on cały sezon do końca bez poważniejszych urazów?
Wszyscy chcemy w to wierzyć. Jednak nasze dotychczasowe doświadczenie każe nam wrócić na ziemię. Harry Kewell jest niezwykle kontuzjogennym piłkarzem. Kolejne urazy osłabiły jego organizm na tyle, że nie mógł na dłużej wracać do gry. Najgorsze spotkało go na mundialu w Niemczech, kiedy okazało się, że choruje on na artretyzm. Jest to choroba wywołana zaburzeniem przemiany materii, polegająca na odkładaniu się w tkankach kwasu moczowego, głownie w okolicach stawów, co powoduje ich dotkliwe bóle, a nawet zniekształcenia. Chorują na nią przede wszystkim osoby starsze, ale (jak widać) i młodzi mogą z nią mieć problemy. I choć Kewell ma ją już za sobą, ciężko jest po takich przejściach powrócić do najwyższej formy. A tylko to jest w stanie uratować dalszą grę Kangura na Anfield.
Patrząc na jego kolejne „przygody” i tak dziwi, że nadal jest częścią zespołu. Tego typu piłkarze generalnie nie są mile widziani, szczególnie w tak wielkich klubach jak Liverpool, gdyż ciągną za sobą duże koszty utrzymania, przy małym ich zwrocie własną grą. Coś jednak ma ten Australijczyk w sobie, że ani Houllier, ani Benitez nie zrezygnowali z jego usług. Co to takiego?
Otóż wystarczy spojrzeć na grę Harrego i wszystko staje się jasne. Jest to piłkarz kompletny, w kapitalny sposób łączący efektowność z efektywnością. Nie jest dla niego problemem minąć dwóch, trzech przeciwników w pełnym biegu i zagrać świetną piłkę do kolegi z zespołu, albo samemu wykończyć akcje strzałem. Tylko jego kontuzjom Cristiano Ronaldo zawdzięcza miano najlepszego dryblera Premier League, bo Kewell jest od Portugalczyka zdecydowanie lepszy. Dlaczego?
A właśnie dlatego, że przy własnych, nieprzeciętnych indywidualnych umiejętnościach, zawsze jest przede wszystkim częścią drużyny. On nie gra pod siebie, on gra dla zespołu. Zespołu, który potrzebuje go teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Ostatnie słabsze występy Liverpoolu (szczególnie w Lidze Mistrzów) sprowadziły falę krytyki na głowę Rafy Beniteza. Nie będę po raz kolejny roztrząsał, co jest tej słabszej postawy przyczyną, faktem jest, że The Reds zawodzą. A ostatnie kontuzje w poprawie tego stanu rzeczy nie pomogą. Urazy Pennanta, Aggera, Alonso i Torresa pokazały, że żadna kadra nie jest nigdy za szeroka. Zwłaszcza, kiedy wypadają z niej sami podstawowi zawodnicy. Tym bardziej cieszy powrót Fabio Aurelio, a przede wszystkim Harrego właśnie. Australijczyk stoi przed wielką szansą pokazania, że jest jeszcze potrzebny Liverpoolowi. Jak ktoś kiedyś powiedział, zdrowy Kewell jest jak nowy transfer.
Co powinien zrobić nasz Kangur, aby wrócić do najlepszej formy? Najwięcej zależy od jego psychicznego nastawienia. Zdrowie jakie ma, takie ma- na to już nic nie da się poradzić. Problem leży w jego głowie. Rafa stwierdził, że Harry pracuje z psychologami. To bardzo ważne. Kewell musi zapomnieć o poprzednich urazach i skupić się na jak najlepszej grze. Nie czarujmy się, obrońcy Premiership, świadomi kruchości Australijczyka, będą starali się to wykorzystać i bynajmniej nie będą się z nim patyczkować. On jednak nie może o tym myśleć, musi wymazać z pamięci fakt, że jest kontuzjogennym zawodnikiem. Umysł jest potężniejszy od ciała, jeśli Harry sam uwierzy, że jest w stanie na pełnych obrotach rozegrać resztę sezonu, to tak też się stanie. Nie może też tylko i wyłącznie myśleć o kończącym się w lecie kontrakcie. Owszem, niech jego przedłużenie będzie jego celem, ale osiągnąć go może tylko koncentrując się na jak najlepszej grze dla zespołu. Ten sezon jest bowiem jego ostatnia szansą.
Harry nie mógł sobie wymarzyć lepszego momentu do powrotu. The Reds zajmują szóste miejsce w lidze, ale tracą tylko sześć punktów do prowadzącego Arsenalu, będąc obok nich jedyną niepokonaną drużyną w Premier League. Szansa na odzyskanie utraconego 17 lat temu tytułu jest więc ogromna, jednak los nie rozpieszcza klubu z miasta Beatlesów. Słabsza forma, na dodatek wspomniane kontuzje, wszystko to stawia Liverpool w ciężkiej sytuacji. Do tego dochodzi słaba postawa w Lidze Mistrzów. I to jest szansa dla Kewella. Nasze skrzydła nie funkcjonują tak dobrze jak powinny, a wypadnięcie na dłuższy czas ze składu Pennanta sprawę jeszcze bardziej komplikuje. Australijczyk może więc być rozwiązaniem tego problemu. On z lewej strony i Babel lub Benayoun z prawej mogą stanowić o sile ofensywnej The Reds. Nie zapominajmy również, że Harry sprawdza się także w roli napastnika, co przy kontuzji Torresa i słabej formie naszych pozostałych atakujących może być niezwykle pomocne. Jest to rozwiązanie o tyle ciekawe, że napastnik nie jest tak narażony na kontuzje, jak skrzydłowy.
Czy Kewell będzie zbawcą Liverpoolu? Czas pokaże. Jego występ w meczu rezerw, gdzie strzelił nawet bramkę, jak i spotkanie z Cardiff w Pucharze Ligi nastrajają optymistycznie. Ale największy sprawdzian dopiero przed nim. Być może już w najbliższym, niezwykle ważnym spotkaniu z Blackburn. Gdyby udało mu się dobrze zaprezentować w takim spotkaniu, strzelić bramkę, ułatwiłoby mu to wejść w rytm sezonu, który dla niego dopiero się zaczyna. Najbliższe tygodnie będą decydujące. Jeśli Harry wykorzysta swoją szansę i opuści go pech, będzie mógł stać się dla Liverpoolu kimś takim, kim był kiedyś w Leeds, tym elementem magii w grze The Reds. Wszyscy z pewnością mu tego życzymy.
Autor: Miro
Data publikacji: 04.11.2007 (zmod. 02.07.2020)