Odszedł Król, niech żyje Król!
Artykuł z cyklu Artykuły
5 kwietnia 2005 roku, stadion Anfield Road, pierwszy mecz ćwierćfinałowy Ligi Mistrzów pomiędzy Liverpoolem FC i Juventusem Turyn. Dochodzi 25. minuta spotkania, popularni The Reds prowadzą ze Starą Damą 1:0 po bramce Samiego Hyypii. Liverpool gra pięknie, z fantazją i z sercem i to właśnie Duma Merseyside jest przy piłce. Z prawej strony futbolówkę dostaje Le Tallec i bez namysłu zgrywa ją w środek na 30 metr do wbiegającego tam Luisa Garcii. Hiszpan rzuca tylko szybkie spojrzenie w kierunku bramki Włochów, dostrzega wysuniętego Buffona i natychmiast uderza piłkę bez przyjęcia...goooool!!! Anfield oszalało! The Reds w niespełna półgodziny rozbili faworyzowaną ekipę spod Alp!
- Szansa dla Luisa Garcii...ależ gol!!!! Jakaż niesamowita bramka Luisa Garcii!
Liverpool podwaja prowadzenie!- grzmiał angielski komentator. To był ten moment, kiedy kibice Czerwonych naprawdę uwierzyli, że stać ich pupili na zwycięstwo w Piłkarskim Raju. A tę wiarę dał im nie kto inny, a niepozorny, niziutki Hiszpan Luis Garcia, który wyrastał na gwiazdę Anfield.
Jednak najważniejsza bramka w jego karierze była dopiero przed nim. Po wyeliminowaniu Juventusu, prawie miesiąc póĽniej Liga Mistrzów wraca na Anfield Road. Liverpool podejmuje w rewanżowym spotkaniu półfinału Champions League londyńską Chelsea. I przychodzi ta niesamowita 4. minuta. Riise do Gerrarda, ten kapitalnie odgrywa w pole karne do Barosa, Czech jest faulowany przez swojego rodaka z bramki The Blues, ale sędzia puszcza grę, do piłki dopada Luis Garcia i...strzela niewidzialnego gola! Piłka nie przekracza linii bramkowej całym obwodem, ale nie zdaniem arbitra. Liverpool prowadzi i jak miało się póĽniej okazać, awansuje do finału Ligi Mistrzów, właśnie dzięki tej bramce. Z tą sytuacją nigdy nie pogodził się Jose Mourinho, ale prawda jest taka, że The Reds byli w tamtym dwumeczu lepsi, a to, że sędzia nie powinien uznać bramki, wykazała dopiero symulacja z użyciem systemu do namierzania rakiet. Trudno więc dziwić się arbitrowi. Garcia z kolei stał się bohaterem dzięki tej kontrowersyjnej sytuacji, sytuacji, która w pełni oddaje przebieg kariery Króla Luisa na Anfield. Hiszpan potrafił wzbudzać tylko skrajne emocje i za to kochali go wszyscy fani. Teraz zaś przyszedł czas na rozstanie.
Wiadomość o sprzedaniu Luisa do Atletico spadła na kibiców The Reds jak grom z jasnego nieba. Przez trzy lata Garcia irytował i zachwycał tak, że fani nie mogli już sobie wyobrazić swojej ukochanej drużyny bez Hiszpana. Od wspomnianego, pamiętnego sezonu Ligi Mistrzów Garcia nie zmienił się ani trochę, cały czas wzbudzał skrajne emocje. Potrafił zagrać pięć bardzo słabych meczów, aby w szóstym wszystkich olśnić. Potrafił zmarnować osiem stuprocentowych sytuacji, aby nagle zachwycić wszystkich przepiękną bramką, strzeloną w sytuacji wydawałoby się niemożliwej do wykorzystania. Potrafił sprawić, że sam Benitez stawał się wobec niego bezsilny. I nie chciał się w ogóle zmieniać. Zdawał sobie sprawę z tego jak grał i akceptował to- taki był jego styl. Taki też z pewnością pozostanie w Atletico Madryt.
Trudno wytłumaczyć ten transfer. Oczywiście chodziło o zmniejszenie sumy transferu za Fernando Torresa, który już jest naszym zawodnikiem, ale czy naprawdę nie stać było klubu na zapłacenie tych 4, czy 5 milionów funtów więcej? Na dodatek kwota, na jaką wyceniono Garcie, jest śmieszna- Hiszpan jest wart przynajmniej dwa razy tyle. Niestety, w bardzo głupi sposób tracimy nasz talizman, piłkarza, który odmienił losy niejednego meczu LFC. Do tego kierownictwo klubu przysporzyło sobie kolejnego problemu- obsady prawego skrzydła.
Teraz w klubie pozostaje tylko Pennant, no i Gerrard, ale tego ostatniego kibice woleliby oglądać w środku pola. Nie dopuszczam do siebie nawet myśli, że Liverpool oddając Garcie, nie ma już kogoś na oku, jeżeli chodzi o prawoskrzydłowych.
Należy więc z przykrością stwierdzić, że Rafa popełnił błąd puszczając Luisa do Madrytu. Obawiam się wręcz, że przyjdzie nam wszystkim w przyszłości tej decyzji wielokrotnie żałować. Garcia był naszym człowiekiem od zadań specjalnych, ze świecą szukać drugiego piłkarza potrafiącego w tak ważnych momentach przeważać szale na korzyść swojej drużyny. Król Luis fascynował. Nie ma chyba kibica The Reds, który grając z kolegami w piłkę i zdobywając gola nie ssałby kciuka tak jak on. Nie ma chyba kibica The Reds, który z żalem nie przyjął informacji o jego odejściu. Ale być może w ten sposób wyświadczył nam kolejną przysługę? Może przyczynił się do pozyskania przez Liverpool zawodnika, który da Czerwonym upragnione mistrzostwo?
Król Luis przechodził z Barcelony do Liverpoolu jako mało znany zawodnik. Teraz przeszedł do Atletico jako piłkarz z wyrobioną marką. Nam, fanom The Reds, pozostaje więc już tylko życzyć mu szczęścia w dalszej karierze i podziękować za te wszystkie piękne bramki strzelone Juventusowi, Chelsea, Charltonowi, Tottenhamowi, Anderlechtowi, Evertonowi i wielu innym klubom, za te wszystkie piękne chwile uniesień, jak i chwile, kiedy wszyscy mieliśmy szczere chęci go udusić. Dał nam on bowiem niesamowitą dawkę przeróżnych emocji i stał się jednym z najbardziej niesamowitych graczy Liverpoolu ostatnich lat.
Żegnamy więc Cię, drogi Luisie i życzymy wszystkiego dobrego. Dla nas i tak zawsze będziesz The Red. You’ll never walk alone Garcia, never!
Autor: Miro
Data publikacji: 04.07.2007 (zmod. 02.07.2020)