Noc stworzona dla bohaterów
Artykuł z cyklu Artykuły
Mimo niekorzystnego wyniku w pierwszym meczu, Liverpool jest w stanie awansować do finału Ligi Mistrzów.
Byłem na Anfield rano by pomóc telewizji ustawić kamery na dzisiejszy wieczór. Na słonecznym wówczas The Kop było cicho co stwarzało nieprawdopodobny obraz- pomyślałem, że za kilka godzin miejsce to wyglądać będzie zupełnie inaczej.
Temat rewanżu jest gorący od poprzedniej środy gdy wróciliśmy z Londynu. Teraz będzie inaczej, tłum Anfield wyrówna deficyt pierwszego meczu. Przepowiedzi czysto piłkarskie nie dają nam szans, ale tutejsi ludzie mają swoje, niepodważalne zdanie kto okaże się lepszy.
Jednak nawet z dopingiem The Kop Jose Mourinho nie przyjmuje do wiadomości odpadnięcia swojej drużyny i na każdym kroku wyraża swoją pewność.
Na dodatek pogoń za Manchesterem United w Premiership okazuje się nieskuteczna, w związku z czym Portugalczyk zapewne cały potencjał przerzuci na Champions League, której każdy na Stamford Bridge wyczekuje. Presja więc będzie na nich ogromna.
Może to będzie nie według planów Jose, ale Liverpool przystępuje do rewanżu w roli przegrywającego, co dla nas może okazać się dobre. Taka motywacja wspomagana przez dwunastego zawodnika w postaci fanów może przynieść tylko i wyłącznie pozytywny skutek. To może naprawdę onieśmielić graczy Chelsea, a dla Liverpoolu oznaczać mocny wiatr w plecy. Doświadczenia z Anfield przestają być wątpliwością dla każdego piłkarza, który wyjdzie na murawę i usłyszy krzyk z trybun. Jeszcze nie było takiego, na którym nie wywarłoby to wrażenia.
Gol Joe Cole'a dał rywalom najniższe z możliwych prowadzenie, ale z pewnością będą czuć rozczarowanie jeśli zaliczka z własnego terenu nie wystarczy by awansować do finału. Ubiegłotygodniowy mecz poważnie zagroził LFC, ale wbrew pozorom może okazać się fatalny w skutkach dla londyńczyków, gdyż Czerwoni nie mają nic do stracenia. Determinacja w strzelaniu goli i utrzymaniu żelaznej obrony może przyczynić się do zwycięstwa.
Nasze nadzieje na awans dostają zwyżki poprzez absencję Ricardo Carvalho- filar obrony Chelsea. W ten sposób ich defensywna będzie mocno kuleć. Obecnie Portugalczyk stał się jednym z lepszych obrońców w Premiership i jego nieobecność z pewnością będzie odczuwalna.
W ten sposób Mourinho będzie się chyba musiał zdecydować na masywnego Essiena obok Johna Terry'ego. Mimo to kontuzja Carvalho może okazać się decydująca.
The Reds pozostanie tylko i wyłącznie cisnąć w ataku. Tak jak w Premiership nie zawsze ten potencjał ofensywny był widoczny, tak w Lidze Mistrzów nie można tego nawet kwestionować.
Nie możemy sobie pozwolić na ultra-ofensywę zapominając o tyłach. Musimy narzucać tempo gry. Oczywiście, jeden gol może okazać się decydujący i jak każdy chcę go zobaczyć, ale The Blues będą chcieli spokojnie przeczekać początek spotkania. Jeśli nam szybko uda się trafić do siatki, sprawa awansu wróci do równowagi.
Dwa tygodnie przerwy pomiędzy meczami przyniosłoby obu managerom pewne korzyści, lecz na tym etapie terminarz przewiduje siedem dni, zaraz po sobotnich spotkaniach ligowych.
Tutaj łatwiej miał Rafa, który spokojny o eliminacje do Ligi Mistrzów, na Portsmouth oszczędził kilku podstawowych graczy i nie ma bólu głowy o ich kondycję. Oczywiście mógł powalczyć o 3 punkty, ale jaki miałoby to sens w perspektywie najważniejszego meczu sezonu?
Z kolei boss Chelsea musiał nieĽle kombinować. W lidze grali z Boltonem nadal zachowując szanse na Mistrzostwo Anglii. Mourinho musiał podjąć pewne ryzyko, któro może mieć wpływ na Ligę Mistrzów. Klub wchodzi w decydującą fazę sezonu, a walczy na kilku frontach.
Jak często w przeszłości mówiliśmy 'Dziś będzie jedna z najwspanialszych w historii nocy'? Która taka naprawdę była? Ze stratą jednego gola wyjdziemy na salę teatralną odegrać dramat z różnymi innymi epizodami po drodze.
To okazja uczynić z siebie bohaterów i jeśli Czerwoni wierzą w Ateny tak mocno jak kibice, uda się awansować.
David Fairclough
Autor: Daniel
Data publikacji: 01.05.2007 (zmod. 02.07.2020)