Rafael Benitez- dar, czy przekleństwo?
Artykuł z cyklu Artykuły
Mijają 3 lata od czasu, kiedy Rafael Benitez został menadżerem Liverpoolu FC. Przez ten okres przeżyliśmy dzięki niemu i jego drużynie wiele pięknych chwil i mogliśmy cieszyć się z powrotu naszego zespołu do grona najlepszych klubów świata. Mimo jednak tych licznych sukcesów dalej daje się czuć pewien niedosyt i niezadowolenie wśród kibiców The Reds. Hiszpan nie spełnił bowiem głównego celu, jaki przed nim postawiono, nie zdobył upragnionego Mistrzostwa Anglii.
Od 1990 roku najbardziej utytułowany angielski klub nie stanął ani razu na najwyższym stopniu podium ekstraklasy Albionu. Rafa miał to zmienić, jednak jak do tej pory nie podołał temu zadaniu. Pojawiły się więc głosy twierdzące, że Benitez nie jest w stanie zdobyć Mistrzostwa Premiership i należy znaleĽć kogoś innego na jego miejsce. Ale czy nie byłoby to posunięcie skazaniem Liverpoolu na kolejne lata posuchy?
Tym, co najczęściej wysuwa się jako argument przeciw Benitezowi jest styl, jaki narzucił w grze Liverpoolu. Pomijam absurdalne tezy, głoszące, że The Reds uprawiają klasyczne cattenacio, faktem jest jednak defensywny sposób gry LFC. Dla Rafy najważniejsze jest przede wszystkim to, aby nie stracić bramki. I widać to w grze Czerwonych, która jest podporządkowana zadaniom defensywnym drużyny. A że wykonawców tych zadań ma Benitez nie od parady (Carragher, Finnan, Agger, Reina), stąd imponujące serie spotkań bez straty gola w lidze. Nie idą one jednak wespół z osiąganymi przez drużynę wynikami. Po pierwsze, dlatego, że drużyna, którą otrzymał po Houllierze miała lepszą ofensywę niż obronę, potrzebował więc Hiszpan czasu na ułożenie jej zgodnie ze swoją koncepcją. Po drugie, defensywny styl gry wymaga zdecydowanie więcej od napastników niż każdy inny. Muszą oni być zabójczo skuteczni pod bramką przeciwnika, ale także cofać się pod swoją i wspomagać obronę. I tu jest pies pogrzebany.
Od czasu odejścia Owena, Liverpool nie miał w swoich szeregach napastnika z prawdziwego zdarzenia, który potrafiłby dopasować się do benitezowej maszyny. Nawet ci obecni (Crouch, Kuyt, Bellamy), choć lepsi od swoich poprzedników (Morientes, Baros, Cisse), nie prezentują równej formy i dalej są pewnymi niewiadomymi. Jest to największe zmartwienie Rafy- brak skuteczności. Nie wynika ona jednak ze stylu gry, jaki Hiszpan preferuje, ale od formy wykonawców zlecanych przez Beniteza zadań. Można bowiem grać przede wszystkim na zero z tyłu, a jednak wygrywać pewnie, wysoko i w piękny sposób. The Reds niejednokrotnie to pokazali. A fakt takiej wizji gry Liverpoolu, jaką ma Rafa jest jedynie wyznacznikiem kierunku, jakim podąża piłka nożna w ogóle.
Obecnie liczy się przede wszystkim to, aby nie przegrać. Piłka nożna stała się wielkim biznesem, za którym stoją wielkie pieniądze i czy komuś się to podoba, czy nie, czasy, kiedy drużyny piłkarskie chciały ponad wszystko zdobyć jak najwięcej bramek, już odeszły. Był to zbyt ryzykowny styl gry, a każda porażka uderza przecież po kieszeni sponsora klubu. Teraz dominuje w footballu punktatorstwo. Przykład? Włosi, którzy grali jedną z najbrzydszych piłek w Mistrzostwach ¦wiata, a zdobyli najważniejsze piłkarskie trofeum. Zresztą cały niemiecki mundial stał pod znakiem obrony, na palcach jednej ręki można policzyć drużyny grające ofensywnie. Nie inaczej jest w piłce klubowej.
Sztandarowym przykładem jest Chelsea Londyn, która wygrywa swoje mecze najczęściej skromnym 1:0, czy 2:1 i zdominowała Premier League w ostatnich dwóch latach. Mourinho udało się bowiem zrobić to, czego jak na razie nie potrafił zrobić Benitez- dostosować defensywny styl gry do Premiership, ligi z definicji tali styl odrzucającej. Miał do tego jednak warunki, czytaj: portfel Abramovicha. Naprawdę, drużyny takie jak Barcelona będą niedługo wyjątkami potwierdzającymi regułę.
Niekoniecznie jednak taki kierunek, jakim podąża światowy football należy uznać z góry za niewłaściwy. Stawianie na obronę nie musi koniecznie oznaczać zmniejszenia widowiskowości meczy piłkarskich. Wręcz przeciwnie, może dodać im dramaturgii. Dobrym przykładem jest Liverpool z Ligi Mistrzów 2004/05. Gra drużyny opierała się na obronie, a byliśmy przecież świadkami takich świetnych meczy, jak te z Olympiakosem, Bayerem, Juventusem, czy wreszcie Milanem (nota bene te dwie ostatnie drużyny wyznają podobne filozofie gry). Wszystko zależy od tego, jak trenerzy wdrażają swoje koncepcje w życie.
Benitez nie wypełnił więc swojego zadania, jeśli chodzi o Premiership, jednak w Europie zrobił zdecydowanie więcej niż się od niego oczekiwało. Tam bowiem jego koncepcja sprawdza się w stu procentach. W Premier League gra się piłkę kontaktową, szybszą i fizyczną, czyli taką, która dla zrealizowania wizji Beniteza wymaga wręcz idealnej perfekcji w wykonaniu swoich zadań przez poszczególnych zawodników. W europejskich pucharach nie gra się tak blisko siebie i tak szybko, więc Liverpoolowi Rafy jest zdecydowanie łatwiej.
Stąd Puchar Europy 2005 i kto wie, czy również obecna kampania nie zakończy się sukcesem. Jest to, wydaje mi się, fakt równoważący niepowodzenia LFC w lidze. Liga Mistrzów pokazała jak świetnym taktykiem jest Benitez, a są to przecież najważniejsze klubowe rozgrywki świata. Rafa sprawił, że Liverpool powrócił do grona klubów, które uważa się za najsilniejsze obecnie na świecie. Jest to chyba jego największa zasługa dla klubu z miasta Beatles’ów.
Trzeba również zauważyć jeszcze jeden fakt. The Reds grają w lidze z sezonu na sezon coraz lepiej. Rok temu zajęli 3. miejsce, z małą stratą do Chelsea,w tym sezonie co prawda przewaga Manchesteru Unitek jest już spora, jednak z kolei Liverpool zaprezentował się zdecydowanie lepiej w meczach z najlepszymi klubami Premiership niż ostatnimi laty. Rafa jest więc blisko realizacji swojego planu. I jestem pewien, że (jako bardzo konsekwentny człowiek) w końcu go zrealizuje i stworzy najlepszy klub Premier League. Tym bardziej, że nie brakuje już mu tego, czego brak najbardziej The Reds doskwierał- pieniędzy. Zgodnie z przeciekami z Anfield Road, Hiszpan będzie mógł liczyć na sporą sumkę gotówki na transfery. A do transferów to akurat Rafa ma nosa. Najświeższym tego przykładem jest Arbeloa, który rozegrał kapitalne partie przeciw Barcelonie i Arsenalowi, a ostatnio strzelił swoją pierwszą bramkę w meczu z Reading. Zdarzały się oczywiście Benitezowi transferowe wpadki, ale proszę mi pokazać trenera, który dokonywał wyłącznie trafnych zakupów.
Trudno więc nie jest uznać głosów wzywających do zwolnienia Beniteza za mało rozsądne. Zresztą tak naprawdę, choć głośne, to nie są one liczne. Rafa może liczyć na poparcie władz klubu i kibiców. Sami właściciele Liverpoolu FC, Gillett i Hicks, przyznają, że nie wyobrażają sobie tej drużyny bez Hiszpana. Tak i sam zainteresowany nie ma zamiaru nigdzie się ruszać, przynajmniej dopóki nie zdobędzie upragnionego Mistrzostwa. Pozycja Rafy jest niezagrożona i należy się z tego cieszyć. Jest on bowiem naszym atutem, tym który odróżnia nas (pozytywnie) od innych drużyn. Z Benitezem przyszłość jest jasna - przyszłość jest czerwona.
Autor: Miro
Data publikacji: 08.04.2007 (zmod. 02.07.2020)