Darzymy PSV ogromnym szacunkiem
Artykuł z cyklu Artykuły
Można chyba szczerze stwierdzić, że w Ćwierćfinale Ligi Mistrzów wylosowaliśmy ten zespół, z którym chcieliśmy się zmierzyć.
Jednak należy pamiętać o tym, co miało miejsce rok temu, gdy graliśmy z Benfiką, której menadżerem był obecny opiekun PSV, Ronald Koeman.
Wtedy wszyscy byli nastawieni bardzo optymistycznie i zakładali stosunkowo łatwy awans do kolejnej rundy, jednak jak wiemy, stało się zupełnie inaczej.
Teraz wyczuwam taką samą pewność siebie i wszyscy wierzą, że jesteśmy w stanie ich pokonać. Przystępujemy do tego pojedynku bez obaw, czujemy się bardzo pewnie i jesteśmy zdeterminowani, żeby awansować do kolejnej rundy.
Od razu dodam, że bardzo szanujemy PSV i możecie być spokojni, że rywal nie zostanie zlekceważony przez nikogo pracującego w klubie. Udało im się wyeliminować Arsenal i to już pokazuje ich siłę.
Ja przeczuwałem, że w Ćwierćfinale przyjdzie nam się zmierzyć z Kanonierami, więc bardzo się nie pomyliłem, jako że gramy z pogromcami Londyńczyków. Jestem bardzo zadowolony, że udało nam się uniknąć innego angielskiego klubu i zapewne pozostałe zespoły mają takie samo zdanie na ten temat.
Teraz po tym losowaniu niektórzy już puszczają wodze wyobraĽni i myślą o potencjalnym Finale pomiędzy Liverpoolem i Manchesterem United. Na tym etapie takie przewidywania są śmieszne. Teraz skupiamy się tylko i wyłącznie na starciu z PSV. Nie możemy myśleć o kolejnych rundach, ponieważ czekają nas jeszcze dwa ciężkie mecze. Pozostałe kluby, który pozostały w tych rozgrywkach są wielkimi zespołami – AC Milan, Valencia, Roma, Bayern Monachium – to wszystko są uznane marki i czeka nas ciężka walka.
Pamiętajmy jednak, że w pełni zasłużyliśmy na miejsce w tym etapie Ligi Mistrzów, ponieważ wyeliminowaliśmy ubiegłorocznego triumfatora – Barcelonę.
W futbolu wspaniałe jest to, że w czasie jednej chwili możesz być kompletnie załamany, żeby tylko za chwilę osiągać pełnie szczęścia. Nasza pechowa porażka z Manchesterem United w lidze była bardzo bolesna.
Mieliśmy wiele okazji, żeby wyjść na prowadzenie w tym starciu, jednak jeśli nie wykorzystujesz swoich sytuacji, to możesz za to bardzo słono zapłacić. Wygrali ten mecz, zdobywając gola w praktycznie ostatniej akcji spotkania i tym samym przypomnieliśmy sobie o bolesnym starciu z Old Trafford z ubiegłego sezonu, gdy też straciliśmy gola w doliczonym czasie gry po rzucie wolnym.
Domyślam się, że wiele osób zastanawiało się, czy taki sam scenariusz nie powtórzy się w meczu z Barceloną, jednak my do tego spotkania przystępowaliśmy jeszcze silniejsi, a Hiszpanów czekało bardzo trudne zadanie na Anfield, ze względu na nasze zwycięstwo na Nou Camp. Tak, udało im się raz trafić do siatki, ale nasz awans był w pełni zasłużony.
To starcie wzbudzało ogromne zainteresowanie lokalnie, na skalę krajową, a także światową. UEFA poinformowała nas, że jeszcze nigdy media tak bardzo nie interesowały się jednym starciem na tym etapie rozgrywek. Tego wieczoru stawiła się ogromna reprezentacja prasy i telewizji. Wszyscy chcieli zobaczyć ten mecz i uważam, że zarówno Liverpool, jak i Barcelona przyczyniły się do tego, że byliśmy świadkami wspaniałego meczu.
Wszyscy mogli dostrzec ogromny szacunek, którym wzajemnie darzyły się oba kluby. Hiszpanie pokazali dużą klasę w sposobie przyjęcia tej porażki zarówno na boisku, jak i poza nim. Ich dyrektorzy i sztab szkoleniowy od razu po meczu pogratulował nam awansu, mimo że to był dla nich ogromny cios. Barca przyjęła ten wynik z godnością i zachowała honor, co bardzo im się chwali.
Także kibice zachowywali się wspaniale. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć meczu, w którym każdy sektor stadiony, nawet ten wypełniony kibicami gości, stał z szalikami wzniesionymi w górę i śpiewał „You’ll Never Walk Alone.”
Cały obiekt był morzem kolorów. Nikt nie gwizdał, ani nie buczał, a nasi kibice odwzajemnili okazany szacunek i po ostatnim gwizdku sędziego zaczęli skandować ‘Barca, Barca!’ W tym samym czasie kibice Liverpoolu w Main Stand, znajdujący się najbliżej fanów Barcelony, wzajemnie pozdrawiali się z Hiszpanami.
Mecz sam w sobie był bardzo emocjonujący. Mieliśmy wspaniałe okazje bramkowe, między innymi tę jedną potrójną sytuację, którą jakimś cudem Hiszpanie wybronili. Oba zespoły trafiały w słupki, jednak ja dostrzegałem w naszych poczynaniach pewność siebie, dzięki wygranej na wyjeĽdzie.
Gdy Barca atakowała naszą bramkę, to byliśmy świetnie zorganizowani i uważam, że Carra rozegrał fenomenalne spotkanie na środku defensywy Liverpoolu. Wielu zawodników w barwach The Reds świetnie się zaprezentowało, więc Barca musiała się sporo wysilić. Udało im się zdobyć kontaktową bramkę, co oznaczało, że ostatnie dziesięć minut było pełne emocji, jednak nasi kibice bardzo dobrze pamiętali, co miało miejsce w meczu z United i nie przestawali dopingować swoich ulubieńców.
Po meczu Rafa znowu mówił o ‘dwunastym zawodniku’ i miał całkowitą rację. Wiem także, że przebywający na trybunach George Gillett i Tom Hicks byli pod ogromnym wrażeniem całej atmosfery. Tego wieczoru pełnili jeszcze rolę gości, ponieważ wciąż czekaliśmy na formalne potwierdzenie przejęcia klubu, które już teraz jest za nami.
Chyba oboje po raz pierwszy w życiu byli świadkami czegoś takiego. I ja nie mówię tylko o doznaniach wizualnych. Bardziej mam na myśli te całe emocje otaczające takie starcia. Opowiadaliśmy im o niezwykłej naturze Anfield, jednak teraz już poczuli to na własnej skórze.
W tym meczu zdarzyło się wszystko, czego można się spodziewać po wielkim europejskim wieczorze. Michel Platini, nowy Prezydent UEFA, pisał przed meczami do wszystkich klubów, żeby te szanowały wszelkie reguły tego sportu. Na pewno był zachwycony zachowaniem kibiców Liverpoolu i Barcelony.
To była najlepsza reklama dla europejskiego futbolu, a także dla Ligi Mistrzów i jesteśmy dumni, że wzięliśmy w tym wydarzeniu udział.
Rick Parry
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 17.03.2007 (zmod. 02.07.2020)