24 godziny, które odmieniły Liverpool na zawsze
Artykuł z cyklu Artykuły
George Gillett Junior i Tom Hicks potrzebowali zaledwie jednego dnia, żeby złożyć ofertę, która spowodowała, że Liverpool FC stał się własnością dwóch Amerykanów.
Multimilionerzy ze Stanów Zjednoczonych dwa dni temu zjawili się na Merseyside, żeby sfinalizować najbardziej dramatyczny ruch w historii Liverpoolu od bramki rezerwowego Davida Fairclougha w pamiętnym meczu z Saint Etienne. Jeszcze bardziej porażające jest to, że zdążyli już wrócić do domu zanim jeszcze wszyscy tak na dobre pojęli, co się właśnie wydarzyło.
Ostatni poniedziałek miał być dniem, w którym Arabowie oznajmią przejęcie kontroli nad Liverpool Football Club. Jednak ich miejsce zajęli Gillett i Hicks, których łączny majątek podaje się w miliardach.
Amerykanie zapłacili 5 000 funtów za jedną akcję i mimo, że nie było drugiej tak atrakcyjnej oferty to i tak są oni uważani za ludzi, którzy dotrzymują danego słowa. Oficjele z Anfield nie potrafili ukryć podekscytowania, gdy na jaw wyszła pilnie strzeżona informacja na temat udziału Toma Hicksa w całym przedsięwzięciu.
The Reds mówili, że ze względu na dane słowo nie mogą ujawnić, skąd Gillett wziął dodatkowe środki na złożenie atrakcyjniejszej oferty. Hicks bez wątpienia jest bardziej wpływowym człowiekiem z tej dwójki. 60-letni mieszkaniec Teksasu jest właścicielem Southwest Sports Group, a oprócz tego w swoim władaniu ma dwa kluby - baseballowy zespół Texas Rangers i hokejową drużynę Dallas Stars.
On jest takim typowym miliarderem, człowiekiem, który bez wątpienia ma pieniądze i odpowiednie układy. Zarówno Gillett i Hicks zyskali sobie szacunek dzięki temu, że zawsze dbali o swoje społeczności równie mocno, jak o prowadzone firmy i na pewno ten fakt częściowo przekona kibiców z Anfield do dwójki Amerykanów.
Kibice usłyszeli, że nowi właściciele będą szanować tradycję i historię klubu i cenić najważniejsze wartości dla kibiców z The Kop - to taki odpowiednik nowych piłkarzy, którzy mówią, że kibicowali Liverpoolowi od dziecka.
No i oczywiście już wiadomo, że David Moores, a także Rick Parry pozostaną w klubie.
DIC obiecało podobnie, jednak były pewne różnice. Jedynie Parry utrzymałby swoje stanowisko spośród wszystkich obecnych członków zarządu. Moores pełniłby rolę Honorowego Prezesa, a pozostałe pięć miejsc w zarządzie objęliby ludzie wybrani bezpośrednio przez DIC.
Porażająca jest prędkość, z jaką Liverpool nagle zmienił inwestorów. Hicks i Gillett musieli przylecieć prywatnym samolotem do Merseyside ze względu na to, że DIC w każdej chwili mogło wycofać swoją ofertę.
Liverpool utrzymuje, że w żadnej chwili nie działał dwulicowo i nie oszukiwał żadnego z potencjalnych inwestorów, a oferta Gilletta i Hicksa pojawiła się dopiero w ubiegły wtorek.
Sukces podróży dwójki Amerykanów na Anfield świadczy o tym, że albo są oni prawdziwymi jasnowidzami, którzy potrafią przewidzieć najmniej spodziewany rozwój wypadków, albo po prostu mają niebywałe szczęście. Szybkość przeprowadzenia tej transakcji zadziwia jeszcze bardziej, jeśli weĽmiemy pod uwagę, że DIC zostało praktycznie już ogłoszone jako nowy właściciel, a o Gillecie wszyscy jakby zapomnieli.
Niektórzy mogą mówić, że DIC mieli prawo poczuć się urażeni przez 'niehonorowe' praktyki biznesowe. Jednak druga strona może na to odpowiedzieć, że David Moores chciał mieć więcej możliwości na wypadek, gdyby DIC nagle się wycofało.
W światowym biznesie gry wielkich facetów są rozgrywane na zasadach dyktowanych przez nich samych. DIC nie byli przyzwyczajeni do przegrywania i może właśnie dlatego woleli wcześniej zrezygnować. Liverpool na pewno nie będzie prowadził żadnej wojny na słowa z Arabami, ponieważ dzięki Gillettowi i Hicksowi udanie wybrnęli z tej sytuacji.
Na pewno nie wszyscy kibice są przekonani, co do Amerykanów, ponieważ jeszcze za dużo pytań pozostaje bez odpowiedzi i minie trochę czasu zanim na The Kop zaczniemy oglądać ludzi ubrany w amerykańskie barwy.
Chris Bascombe
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 08.02.2007 (zmod. 02.07.2020)