SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1527

Mniej Mooresa w przyszłości Liverpoolu

Artykuł z cyklu Artykuły


Niezależnie od tego jak ważny jest ten tydzień dla Liverpoolu, na pewno nie jest on ważniejszy, niż najbliższe pięć, czy dziesięć lat. W ciągu tych kolejnych sezonów dowiemy się, czy Liverpool powróci do dawnej chwały i będzie regularnie walczył o Mistrzostwo Anglii i Puchar Europy, czy też stanie się ligowym średniakiem. Dla Liverpoolu określenie ‘średniak’ oznacza walkę o czwarte miejsce w lidze, ponieważ każdy kibic regularnie uczęszczający na Anfield powie, że czwarta lokata nie jest zadowalająca.

Niezależnie jaki ruch wykona w tym tygodniu David Moores, możemy być pewni, że będzie to najlepsze rozwiązanie dla klubu. On jest nie tylko kibicem Liverpoolu, ale po prostu ma Liverpool we krwi; jedyne o czym zawsze marzył to wejść do szatni po wielkim sukcesie i razem z piłkarzami go świętować. Jedyne, czego można wymagać od Prezesa to tego, żeby dał menadżerowi czas i pieniądze na wykonywanie swojej pracy i jeśli przeanalizujemy lata praca Graeme’a Sounessa, Roy’a Evansa, Gerarda Houllier i Rafy Beniteza to zobaczymy, że David Moores ze swoich obowiązków wywiązał się należycie.

Jestem niemal pewien, że w głębi serca David nie chce sprzedawać swoich udziałów w klubie, jednak zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest dalej doprowadzić tego klubu, nie jest w stanie wybudować nowego stadionu, który jest teraz głównym priorytetem. Na Anfield mieści się 44 000 fanów, na Old Trafford 76 000 i te liczby utrudniają zadanie każdemu menadżerowi The Reds.

Klub płaci teraz wysoką cenę za to, że nie zarobili odpowiednich pieniędzy na sukcesach klubu w latach 70 i 80-tych, gdy Liverpool był czołowym klubem w Europie. Ludzie władający klubem zajmowali się głównie sprawami związanymi z piłką i nie interesowali się komercyjną stroną sportu – dopiero w 1992 roku bardziej zainteresowano się finansami. A taki Manchester United zawsze zarabiał pieniądze, mimo że nie odnosił tak dużych sukcesów, jak The Reds.

Wtedy zarząd klubu nie myślał przyszłościowo, jednak jeśli Liverpool powróci do dawnej chwały i będzie kontynuował sukcesy po zdobyciu Pucharu Europy przed dwoma laty, to są w stanie dogonić United pod względem zarabianych pieniędzy. Gdzie nie pojadę, to zawsze dwa pierwsze kluby jakie się wymienia to Liverpool i Manchester United. A The Reds we wszelkich znaczących rozgrywkach od 1990 pełnili role niszowe, oczywiście poza Stambułem.

W ciągu najbliższych lat Liverpool musi zrobić wszystko, żeby być atrakcyjnym klubem dla nowego pokolenia kibiców, które nie dorastało w latach glorii i chwały. W końcu ludzie chcą kibicować zwycięzcom i tak, jak już kiedyś mówiłem o Chelsea, w Azji nikt nie będzie chciał kupić koszulki zespołu, który zajął drugie miejsce.

W idealnym świecie Moores pozostałby prezesem klubu i poprowadził Liverpool do dawnej chwały, jednak to nie jest idealny świat, tylko futbol w 2007 roku.

Na pewno znajdą się tacy kibice Liverpoolu, którzy nie będą się czuli dobrze wiedząc, że klub jest prowadzony przez obcego człowieka. Dwa lata temu takie same odczucia mieli kibice United, gdy przejmował ich Malcolm Glazer, jednak teraz zajmują pierwsze miejsce w lidze i chyba nie stanowi to już dla nikogo problemu? Tak samo będzie z Georgem Gillettem i Tomem Hicksem, gdy przejmą nasz klub. Dowiedzą się, że wszyscy od pani woĽnej do prezesa są jedynie zainteresowani wynikiem na boisku.

A sobotni mecz na Anfield na pewno nie przejdzie do historii. Liverpool miał za mało wariantów, mimo tak dużej przewagi w posiadaniu piłki. Grali zbyt wiele długich piłek, które były wybijane przez Alana Stubbsa i całą defensywę Evertonu.

Dla Liverpoolu był to zawód, a nie katastrofa. Ich dokonania w Premiership na Anfield mówią same za siebie – od paĽdziernika nie stracili bramki w lidze na własnym boisku i bardzo dobrze podnieśli się po pucharowych spotkaniach z Arsenalem.

Gdy Benitez nazwał Everton małym klubem, to bez wątpienia się mylił. Everton to wielki klub z bogatą historią, jednak ja wiem, co miał Hiszpan na myśli. Everton tak, jak każdy zespół zajmujący miejsce niższe niż 6 w tabeli przyjeżdża na Anfield, żeby się bronić. Benitez nie opanował angielskiego w sposób perfekcyjny, ale właśnie o to mu chodziło. Nie chciał być arogancki, ponieważ Benitez nie jest człowiekiem, który się wywyższa ponad innych.

Alan Hansen



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 05.02.2007 (zmod. 02.07.2020)