Chris Bascombe o Carragherze
Artykuł z cyklu Artykuły
"Ty nie piszesz takich bzdur, prawda," tymi słowami przywitał mnie Jamie Carragher, gdy po raz pierwszy spotkaliśmy się w Melwood.
"Istnieje jakaś szansa, że kiedyś słusznie wybierzecie piłkarza meczu?"
Szczerze mówiąc to nie powiedział 'bzdur'. Użył znacznie bardziej scouserskiego słowa.
Wypowiedział to także w typowy dla siebie sposób. Wystarczająco śmiesznie, żeby rozbawić, jednak z ewidentną powagą, przez którą przemawiała mądrość. Od tamtej pory wiele razy słyszeliśmy ten ton.
Tak samo odpowiedział, gdy spotkał się z Geoffem Shreevesem z telewizji Sky i Jamie powiedział: "Kto jest większy od Liverpoolu?" w odpowiedzi na pytanie, czy Steven Gerrard może odejść do 'większego' klubu.
Również, gdy kompletnie zgasił udającego Paxmana, człowieka, który chciał się dowiedzieć o zasadach panujących w Liverpoolu.
"Co ty wyprawiasz, koleś?" to była prawidłowa reakcja.
Dziennikarze, zwłaszcza ci bardziej pretensjonalni, często prowokują takie humorystyczne odpowiedzi od Jamiego, gdy tylko nadarzy się okazja rozmowy z Liverpoolczykiem.
Na szczęście, ci bardziej doświadczeni nauczyli się już tej trudnej sztuki i nigdy nie zadają pytań, które są głupie i protekcjonalne. Również jest mi szkoda tych nielicznych, którzy próbują Carraghera zagiąć poprzez znajomość statystyk. Odpowie równie dobrze, jak wykonuje swoje wślizgi, na każde takie pytanie, ponieważ dysponuje encyklopedyczną wręcz wiedzą na temat historii Liverpoolu. Nawet osoby piszące programy meczowe muszą się mieć na baczności, żeby dobrze wpisać statystyki dotyczącego Anglika.
Styl gry Carraghera idealnie uzupełnia się z jego podejściem do mediów.
Szczery, oddany, z obsesją na punkcie futbolu i zawsze gotowy do interwencji, gdy czuje, że jego klub, koledzy z zespołu, miasto, albo rodzina jest traktowana niesprawiedliwie.
Jak często słyszymy Jamiego, który broni piłkarzy jego zdaniem traktowanych niesprawiedliwie? Prawdopodobnie spowodowane jest to tym, że sam kiedyś takim zawodnikiem był. W końcu potrzebował aż pięciu lat, żeby do ECHO przestały przychodzić listy od kibiców mówiących, że z takimi piłkarzami jak Carra w obronie to Liverpool nie zdobędzie żadnych trofeów.
Teraz The Kop marzy o drużynie Carragherów, ale jeszcze nie tak dawno temu, Anglik był niedoceniany przez kibiców.
Jeśli Liverpool przegra mecz, to nie zobaczymy Jamiego pośpiesznie zmierzającego do szatni, albo odbierającego wyimaginowane telefony w celu spławienia nadchodzących dziennikarzy. Jeśli Liverpool wygra, to Jamie najprawdopodobniej przemknie niezauważony i inni zawodnicy będą zbierać pochwały. Taka skromność nie jest czystą kalkulacją.
Kibice teraz regularnie dzwonią do ECHO i opowiadają o charytatywnej działalności Carraghera, niedawno te jego gesty zostało doceniony, gdy został uhonorowany tytułem "Freedom of Sefton."
W 2002 roku zgodził się napisać artykuł na temat Mistrzostw ¦wiata pod warunkiem, że jego honorarium zostanie przesłane do Szpitala Dziecięcego w Alder Hey, ale nie chciał, by ta informacja została opublikowana (kilka lat póĽniej uznałem, że ta wiadomość powinna zostać upubliczniona)
Dochody ze zbliżającego się meczu na jego cześć także zostaną przeznaczone na rzecz fundacji charytatywnych.
Większość piłkarzy wariuje, gdy zostaną skrytykowani w prasie. Carragher bardziej się wkurza, gdy dziennikarze robią z niego jednego z najlepszych zawodników świata.
Do dnia dzisiejszego, odpukać w niemalowane drewno, Jamie tylko raz był niezadowolony z ECHO. Miało to miejsce w 1999 roku, gdy został zmuszony do gry na 'niecodziennej' dla siebie pozycji środkowego obrońcy z powodu kontuzji Samiego Hyypi.
Tytuł brzmiał: "Zastąpię Samiego." Carragher uważał, że taki tytuł daje wrażenie, iż piłkarz ma o sobie zbyt duże mniemanie, ponieważ stawia się na równi w Samim Hyypią. Osiem lat póĽniej większa część kibiców jest zdumiona, że obrońca klasy światowej, jakim bez wątpienia Jamie jest, nie chce być klasyfikowany jako taki właśnie zawodnik. Ten fragment, że musiał kogoś zastąpić jest śmieszny. Ale to wszystko opiera się na kontekście. Jamie nie godził się na to, że w tym artykule przedstawiono go jako osobę wywyższającą się i co ważniejsze osobę, która nie docenia swoich kolegów. Dla Carry to było nie do zaakceptowania.
Na szczęście już o całej sprawie zapomniano i Jamie ma dobre stosunki z praktycznie wszystkimi dziennikarzami. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ Carra i Steven Gerrard są dwoma najbardziej obleganymi przez reporterów zawodnikami The Reds.
W przemyśle dziennikarskim krąży już popularny żart. Jeśli chcesz mieć ciekawy artykuł to od razu dzwoń do Biura Prasowego w Melwood i umów się z Jamiem Carragherem, który po prostu nie potrafi udzielić nudnego wywiadu. Potrzebujesz dwustronicowy artykuł do sobotniego, bądĽ niedzielnego dodatku? Dzwońcie do Carry i możecie pisać o tych walecznych i chudych chłopcach z Bootle, którzy marzą o grze w Liverpoolu (wystarczy sprawdzić archiwa, żeby zobaczyć, że każdy 'poważny dziennikarz' odwołuje się do tego, gdy pisze o Jamiem. Tak samo w przypadku Stevena Gerrarda, tylko trzeba Bootle zamienić na Huyton).
I myślicie, że teraz walka o Mistrzostwo Anglii nabiera rozpędu? To nic w porównaniu z bitwą jaka toczy się o prawa do autobiografii Carraghera, jeśli ten zdecyduje się takową napisać.
Wszyscy z Jimmy Hill Sunday Suplement są zdesperowani, żeby takie prawo uzyskać i podobno każdy wywiad z Carragherem kończą właśnie pytaniem na temat biografii. On jednak nigdzie się nie spieszy i ten brak zainteresowania w tym wypadku pokazuje, że Jamie nie lubi sławy. Jeszcze musi zdobyć Mistrzostwo Anglii zanim zacznie dzielić swoją karierę na rodziały.
No i nie zapominajmy, że mówimy o gościu, który na pytanie, czy sprzeda swoje zdjęcia ze ślubu do magazynu Hello, odpowiedział: "Już prędzej je sprzedam do Magazynu The Kop za jednego funta."
Status Legendy - któremu z pewnością nikt nie zaprzeczy - nie został jednak osiągnięty w jeden dzień.
Przez dziesięć lat, Carragher stawał się idealnym piłkarzem kibiców. The Kop go kocha, ponieważ wie, że to jeden z nich. Myśli tak samo, jak kibice, daje z siebie wszystko w każdym meczu, tak jakby to był jego jedyny występ dla The Reds i w zależności od sytuacji ukazuje radość, bądĽ smutek.
Jeśli nie jest zdolny do gry to jedzie i ogląda mecz ze swoją rodziną, która nie przegapiła choćby jednego jego występu. Skąd to wiemy? Ponieważ tak właśnie czynił w 2003 roku, gdy wracał do zdrowia po złamaniu nogi. Razem z ojcem i kuzynem jechali do Middlesbrough autobusem Wesołego Ala i z trybun zżymał się na niekompetentne decyzje El Hadjiego Dioufa. Od początku tego tysiąclecia Steven Gerrard jest sercem klubu. Jamie jest jego duszą.
O i bym zapomniał. Jamie jest także jednym z najwspanialszych obrońców w historii Liverpoolu i czeka go jeszcze wiele lat gry w Czerwonych barwach. Ale to już wiedzieliście wcześniej.
Chris Bascombe
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 24.01.2007 (zmod. 02.07.2020)