Gerrard wita Nowy Rok i nowy początek
Artykuł z cyklu Artykuły
Można by powiedzieć, że ten nowy 2007 rok zaczyna się dla Stevena Gerrarda bardzo obiecująco i nie zapominajmy, że Kapitan The Reds został także doceniony. Na początku znalazł się na liście Noworocznych Odznaczeń i otrzymał MBE, a już kilka godzin póĽniej poprowadził swoich kolegów do zdemolowania Boltonu na stadionie Anfield Road.
Oprócz tego, są jeszcze dwa powody do optymizmu. The Reds ciągle są niepokonani na Anfield w tym sezonie i Gerrard i spółka już niemal zapomnieli, jakie jest to uczucie, stracić bramkę na własnym boisku.
Piłkarze nabierają coraz większej pewności siebie i jeszcze nic nie jest przesądzone, do końca sezonu wiele się może zmienić i możliwa jest jakaś forma sukcesu, która wydawała się niemożliwością w okresie od sierpnia do listopada.
Wtedy zespół Beniteza błądził w ciemnościach. Przywiązanie menadżera do rotacji w składzie było powszechnie krytykowane, ponieważ jeden fatalny występ na wyjeĽdzie, poprzedzał kolejny – Liverpool pogrążał się w ciemnościach.
Teraz sprawy wyglądają inaczej. Ten kolektyw piłkarzy może nie zapiera tchu w piersiach, jak to czynią inni – nie ma w tym zespole żadnego Cristiano Ronaldo – jednak etyka zespołowa jest tak wysoka, że czyni Liverpool poważnym przeciwnikiem.
Teraz czekają ich dwa starcia z Arsenalem – w FA Cup i w Ćwierćfinale Pucharu Ligi, pod koniec miesiąca na Anfield zawita Chelsea i w najbliższej przyszłości rozegrają jakże ekscytujący pojedynek z Barceloną w Lidze Mistrzów – najbliższa przyszłość jest naprawdę pełna emocji.
Więc, co można powiedzieć o Kapitanie? Jak on się teraz czuje? No cóż, decyzja Gerrarda sprzed dwóch lat, kiedy to postanowił pozostać wierny swoim korzeniom, mimo uroków Chelsea, może przynieść spodziewane rezultaty, jeśli Steven będzie gotów poczekać trochę dłużej.
Bardzo obiecująco wygląda potencjalna inwestycja ze strony DIC – wielkiego konsorcjum z Dubaju, które planuje wykupić ten wielki, stary, słynny klub i ten ruch może wiele zmienić. Nadzieje i ambicje nagle nieprawdopodobnie rosną. Nowy 60-tysięczny stadion na pewno pomoże, tak samo, jak zapowiadane pieniądze na nowych zawodników.
I w końcu takie było życzenie Stevena Gerrarda: żeby jego ukochana drużyna mogła zbudować coś wystarczająco wielkiego, co pozwoliłoby Kapitanowi na zaprezentowanie swoich niezwykłych umiejętności (to są moje słowa, nie jego) w najważniejszych rozgrywkach. Nie zrozumcie mnie Ľle, Liverpool jeszcze nie jest na samej górze. Szczerze mówiąc, najprawdopodobniej będziemy musieli poczekać jeszcze kilka sezonów, zanim ujrzymy duży postęp, jednak potencjał rośnie i powoli The Reds zaczynają stanowić poważne zagrożenie dla największych klubów Europy.
Jednak przez 45 minut gry, taki stan rzeczy wydawał się odległy o całe lata świetlne. Atmosfera na Anfield była bardzo senna i kibice oglądali przeciętny mecz, któremu brakowało emocji i klasy. W środku tej przeciętności, Gerrard starał się walczyć, zachęcić wszystkich do żywszej gry swoimi pełnymi energii rajdami.
Na koniec okazało się, że opłacało się pokazać taki entuzjazm, choć początkowo pośrednio przez bramkę Petera Croucha. Następnie swoją obecność zaznaczył Kapitan. Wspaniale przewidział dośrodkowanie Dirka Kuyta, zakradł się pomiędzy obrońcami i odnalazł samo okienko bramki uderzeniem z woleja. Podbiegnięcie do chorągiewki i gest triumfu były odpowiednią reakcją na niedawno otrzymanie odznaczenie MBE.
Tak, to był dobry początek roku 2007. Co więcej, Gerrard wygląda na człowieka z misją. „Nowy Rok, oznacza nowy początek,” powiedział po meczu. Interesujące jest to, gdzie doprowadzi zespół ten nowy początek.
Alan Smith
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 02.01.2007 (zmod. 02.07.2020)