Porządny kop w tyłek
Artykuł z cyklu Artykuły
W końcu przestałem kopać kota i dopiero teraz do mnie dotarło, że ja nawet takowego nie posiadam. Więc jestem w depresji i mój niezadowolony sąsiad zapewne zawiadomi RSPCA (Królewskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami) w mojej sprawie. Wspaniale...
Myślę, że to już koniec walki o Tytuł w tym sezonie. Niektórzy mogli już tak stwierdzić dawno temu, jednak ta porażka powoduje, że w tej sytuacji odrobienie strat jest niemal niemożliwe, zwłaszcza że czołowa dwójka jest w tak wysokiej formie. Oczywiście ciągle jest czas, żeby natrafili na spadek formy, no i wraz z Arsenalem czeka ich wizyta na Anfield. Jednak jest to coraz trudniejsze zadanie dla The Reds.
Nigdy nie oczekiwałem, że ten mecz wygramy, nawet po pięciu zwycięstwach z rzędu, jednak moje nadziej wzrosły dzięki niezłemu początkowi spotkania w naszym wykonaniu i frustracji kibiców gospodarzy. To tylko spowodowało, że końcowy wynik 3-0 jest jeszcze trudniejszy do zaakceptowania. Arsenal bez wątpienia zasłużył na trzy punkty, ale tak samo, jak w przypadku porażki na własnym boisku 1-4 z Chelsea w ubiegłym sezonie, wynik nie oddawał w pełni wydarzeń na boisku. Nie wierzyłem mocno w zwycięstwo, ale wiedziałem, że jeśli The Reds pokonają Kanonierów, nawet niezasłużenie, to doda nam taki sukces wiele sił na dalszą część rozgrywek. Było, jak ‘teraz, albo nigdy’.
Wydaje się, że to już koniec sezonu, jednak jest jeszcze, o co walczyć. Po prostu obecnie tego nie dostrzegamy. Z wielkim zadowoleniem przyjmę „pocieszenie” w postaci Pucharu Europy; może jest on od nas bardziej oddalony niż gol Xabiego, jednak na chwilę obecną ten cel wygląda znacznie bardziej realistycznie niż Mistrzostwo Anglii, ponieważ The Reds awansowali już do fazy pucharowej. I tak samo, jak dwa sezony temu, nasze najlepsze mecze wyjazdowe miały miejsce w Europie. Więc, kto wie? Przynajmniej jest, o co powalczyć.
Myślę, że w innym sezonie moglibyśmy wygrać ligę, przegrywając na wyjazdach z Evertonem, Manchesterem, Chelsea i Arsenalem. Jednak zazwyczaj te mecze rozkładają się na 10 miesięcy i nie mają miejsca już w pierwszych trzech. Można przegrać te mecze, ale w międzyczasie wygrać osiem innych i wtedy nikt tak bardzo nie zauważy tej porażki. Rozegranie tych spotkań tak wcześnie spowodowało, że nie możemy sobie pozwolić na najmniejszy błąd w pozostałych 26 spotkaniach, a to nie jest sytuacja sprzyjająca pracy.
Tak ułożony wczesny terminarz nie pozwolił nam także osiągnąć pewnego wysokiego pułapu formy. To może brzmieć jako wymówka, ale terminarz nie był dla nas korzystny. Uważałem, że ten rok mógł należeć do The Reds, jednak żeby tak się stało, od samego początku musieliśmy dobrze grać, dzięki czemu zyskalibyśmy ogromną wiarę w siebie. Nowi piłkarze, obniżka formy kluczowych zawodników i ciężkie mecze wyjazdowe są przyczyną końca naszych marzeń.
Oczywiście nasze wyjazdowe występy były pełne błędów, jednak choćby w przypadku meczu z Chelsea, nasza gra nie była tak zła, jak to sugeruje wynik. W meczu z Arsenalem też nie było tak Ľle do momentu straty drugiej bramki, gdy spuściliśmy głowy i z każdą minutą graliśmy coraz gorzej, a pod koniec meczu już tragicznie. W starciu na Old Trafford straciliśmy pewność siebie po pierwszej bramce, tym razem stało się to przy wyniku 2-0.
Wciąż nasz sezon ligowy może okazać się bardzo dobry, mimo że numer 19 jest bardzo mało prawdopodobny. Teraz potrzebujemy jak najszybciej wyjazdowego zwycięstwa, które odmieni naszą fatalną passę. W ostatnim sezonie Arsenal miał ten sam problem: tragicznie grali na wyjazdach. Jednak to nie oznacza, że nie byli bliscy miana klasowej drużyny; bez wątpienia prawie na takowe zasługiwali.
We wczorajszym meczu obie drużyny były ofiarą słabego sędziowania, jednak The Reds więcej przez to stracili. Według mnie Flamini był minimalnie przed Carragherem, w niemal identycznej sytuacji, jak ta, po której Peter Crouch trafił do siatki i sędzia nie uznał gola (Anglik był jednak na metrowym spalonym). Na dziesięć minut przed końcem gol Bellamy’ego zapewne byłby jedynie marnym pocieszeniem, jednak ja chcę tutaj pokazać, że jedynie ta bramka Walijczyka została zdobyta prawidłowo; a że trafienie Flaminiego było pierwszym w meczu to okazało się być kluczowym.
Przy stanie 2-0 Carragher powinien ujrzeć drugą żółtą kartkę, więc była to pewnego rodzaju rekompensata za tą bramkę, jednak w tych wyjazdowych meczach pierwszy gol odgrywa ogromną rolę, zwłaszcza biorąc pod uwagę słabą pewność siebie The Reds. Pierwsze trafienie ułożyło mecz. „Liverpool grał dobrze, ale pierwszy gol był bardzo ważny,” powiedział Wenger.
Także zabierając Bellamy’emu tą bramkę, sędzia liniowy odebrał również Walijczykowi niezbędny zastrzyk pewności siebie, który był mu tak potrzebny po kontuzji i tragicznym meczu z Birmingham, a także przez to ta passa kolejnych minut bez gola na wyjeĽdzie dla The Reds trwa. Arbiter więcej szkód wyrządził o podłożu psychologicznym, niż jeśli chodzi o wynik spotkania.
Ciężko jest wskazać jedną rzecz, przez którą jest tak Ľle, ponieważ jest wiele malutkich problemów, które się na siebie nakładają. Nie ma dwóch, albo trzech wielkich defektów, jak to się niektórym wydaje. Ludzie automatycznie skupiają się na rotacji, wystawieniu Stevena Gerrarda na prawej flance i kryciu strefowym i ukazują te rzeczy jako główne przyczyny naszej słabej gry. Łatwo jest zrzucić winę na jeden, bądĽ dwa problemy, jednak jest mnóstwo małych problemików w wielu aspektach gry, które powodują naszą słabą grę na wyjazdach.
We wczorajszym meczu popełniliśmy kilka drobnych błędów, jak na przykład moment dekoncentracji Bolo Zendena przy pierwszej bramce; kolejne indywidualne błędy, które kosztują nas utratę goli.
Mamy jeszcze nierówną formę nowych zawodników i wliczam w to nawet świetnego Kuyta, która brak regularności wynika z tego, że wspaniale gra na Anfield, ale na wyjazdach ma za mało okazji, żeby wstrzelić się w bramkę. Jednak to przyjdzie z czasem. On nie potrzebuje wielu sytuacji, żeby trafić do siatki i był bliski pokonania bramkarzy Chelsea i Manchesteru United, jednak potrzebuje lepszych podań.
Będę zaskoczony, jeśli Bolo Zenden często zacznie występować w środku pola pod nieobecność Momo Sissoko, jednak na wyjeĽdzie, gdzie Thierry Henry często schodzi do lewej strony, na której już Van Persie i Clichy są groĽni, można dostrzec logikę w wystawieniu Gerrarda na prawej flance.
Gra dwoma napastnikami ogranicza możliwość zbalansowania linii pomocy – także graj dwoma skrzydłowymi i ofensywnym środkowym pomocnikiem, który ciągle atakuje, to od razu jesteś podatny na kontry rywala. Oczywiście mielibyśmy do czynienia z innego typu krytyką, gdyby Gerrard zagrał za napastnikiem, nawet jeśli pozwoliłoby to Benitezowi wystawić dwóch skrzydłowych, jak to czynił w Hiszpanii, w formacji 4-2-3-1. Jednak problemem jest formacja, czy forma indywidualnych piłkarzy?
Ponownie gra Stevena na prawej flance przeradza się w ogromny problem, jednak bardzo często on opuszcza tą pozycję tak, jak najlepsi piłkarze ostatnich lat – Figo, Ronaldinho, Zidane – wszyscy tylko rozpoczynają mecz na skrzydle. Dlaczego takie rozwiązanie jest dobre dla nich, a dla Gerrarda już nie? Z Sissoko w środku pomocy było to idealne i nie wiemy, jak teraz rozwinie się sytuacją przy jego absencji.
Wczoraj Gerrard był niemrawy, jednak jest wystarczająco dobry, żeby wykonywać świetną robotę na skrzydle, jak to czynił w ostatnim sezonie. W obecnych rozgrywkach grał po prostu słabiej, niezależnie od pozycji. Problemem jest pozycja, czy jego forma? I jeśli gra na skrzydle spowodowała spadek formy, to dlaczego nie miało to na niego wpływu, gdy występował niemal wszędzie i wypracował i zdobył wiele bramek?
W tym momencie muszę powiedzieć, że w tej młodej drużynie Arsenalu drzemie ogromny potencjał. Dysponują przerażającą wręcz szybkością w swoim zespole. I to bez Theo Walcotta – najszybszego zawodnika w klubie. Fascynujące jest porównanie pod tym względem z Liverpoolem.
Szybkość to nie wszystko, jednak stanowi ona naprawdę dobrą broń. Oni mają chyba najszybszy blok defensywny, jaki w życiu widziałem. Eboue, Toure, Gallas i Clichy – wszyscy są bardzo szybcy. Stracili Ashely’a Cole’a, jednak za plecami czekał już godny następca w postaci Clichy’ego i na dodatek zyskali Gallasa, który wraz ze wspaniałym Toure tworzą zabójczo szybką parę stoperów. Co ważniejsze oni są bardzo dobrymi naturalnymi obrońcami, nie tylko szybkimi.
Latem Benitez sprowadził trzech szybkich piłkarzy: Pennanta, Gonzaleza i Bellamy’ego. Problemem jest wystawienie ich wszystkich w jednej jedenastce. Gonzalez wciąż potrzebuje czasu na przystosowanie się do ligi, a pod względem pewności siebie nie przypomina w żadnym stopniu piłkarza, który błyszczał w La Liga, a Pennant pokazuje swoje umiejętności jedynie okazjonalnie.
Cała trójka musi sobie także poradzić z faktem, że nie są już pierwszymi nazwiskami w zespole, do czego byli przyzwyczajeni w poprzednich klubach. Nie widzę żadnych problemów u podstaw tych piłkarzy i jestem pewien, że większość z nich pokaże swoje prawdziwe umiejętności, jednak obecnie brakuje im za dużo pewności siebie.
Teraz zgranie nie jest idealne. Nowi piłkarze mają problemy z formą, kluczowi zawodnicy są w dołku, bardzo ciężko jest wystawić jedenastkę, która jest w pełni zdrowia i pewna siebie.
No i jeszcze straciliśmy Momo Sissoko – jednoosobową machinę do biegania prosto z Mali i zarazem jednego z najszybszych piłkarzy w klubie. Stało się to w tragicznym momencie, przed tak ważnym meczem. Teraz strata Didiego Hamanna wygląda na ogromną, jednak Niemiec nie był przygotowany w takim wieku na siedzenia na ławce i czekanie na kontuzję Momo. Klub nie mógł zdziałać wiele więcej w tej sytuacji.
Teraz musi się zdarzyć coś pozytywnego na wyjeĽdzie i najlepiej już w najbliższy weekend z Boro – mecz, który z pewnością można wygrać. W sumie to wszystkie kolejne 11 spotkań można wygrać; jednak do tego potrzebujemy przełamania na wyjeĽdzie, które dodałoby nam pewności siebie. W innym wypadku możemy przygotować się na kolejne straty punktów.
Mało prawdopodobny jest fenomenalny występ, biorąc pod uwagę tak niską pewność siebie, jednak szczęśliwe zwycięstwo może wszystko odmienić. Graliśmy nierówno na wyjeĽdzie i u siebie, więc przyszedł czas, żeby zacząć wygrywać brzydko. Jeśli za tydzień The Reds zwyciężą, a potem będzie miała miejsce taka sama seria, jak z ubiegłego roku – 11 kolejnych zwycięstw, to może być jeszcze bardzo interesująco. W tym 12 meczu Chelsea przyjeżdża na Anfield. Teraz już nie ma możliwości na popełnienie najmniejszego błędu.
Paul Tomkins
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 13.11.2006 (zmod. 02.07.2020)