LIV
Liverpool
Premier League
31.03.2024
15:00
BHA
Brighton & Hove Albion
 
Osób online 982

Fairclough na temat Avi’ego, Steviego, Rafy i Paisleya

Artykuł z cyklu Artykuły


Optymizm, który był wyraĽnie odczuwalny przed naszą wizytą w Yorkshire, częściowo opadł po sobotnim meczu, a większość fanów The Reds opuszczała Bramall Lane z poczuciem gorzkiego zawodu.

Ten stadion jest jednym z najbardziej pechowych obiektów dla Liverpoolu – wygraliśmy zaledwie 3 mecze z ostatnich 23 rozegranych tam spotkań, jednak to nie zmienia faktu, że sfrustrowani kibice nie wracali do domów w najlepszym nastroju – w końcu nie udało nam się pokonać jednego z beniaminków Premiership.

Problemy związane z grą w Eliminacjach do Ligi Mistrzów po raz trzeci z rzędu były wyraĽnie widoczne, ponieważ Rafa wystawił taką drużynę z myślą o zbliżającej się potyczce w Kijowie. Miejmy nadzieję, że te dwa stracone punkty nie okażą się kluczowymi w maju. The Reds muszą zdać sobie sprawę z tego, że nie mogą pozwolić sobie na kolejny słaby początek sezonu, po tym jak w ostatnim sezonie stracili szansę na prawdziwą rywalizację z Chelsea przez słabą formę w pierwszych miesiącach rozgrywek.

W dniu, gdy Sheffield United zawitało w najwyższej klasie rozgrywek w Anglii, nikt nie powinien się po nich spodziewać niczego innego, jak prawdziwej bitwy i The Reds ku swojemu niezadowoleniu musieli stawić im czoła. Ostrza nie dawały Liverpoolowi chwili wytchnienia tak, jakby ich życie zależało od wyniku meczu, ale nawet pamiętając, że to nie był najsilniejszy skład – zespół z Anfield Road powinien sięgnąć po trzy punkty.

Jednak Rafa nie będzie szukał żadnych wymówek, strata Jamiego Carraghera i Johna Arne Riise już w 34 minucie na pewno była miała znaczny wpływ na zmianę planu Hiszpana. Z pewnością mieliśmy taką przewagę, która dawała uczucie, że przed przerwą powinniśmy objąć prowadzenie.

To właśnie jedna ze starych piłkarskich zasad – niewykorzystane sytuacje się mszczą – i tak też było w sobotę, gdy Ostrza wykorzystały w zasadzie swoją pierwszą okazję, którą wypracowali dzięki naszej defensywie. Choć do remisu dopiero doprowadziliśmy po rzucie karnym – o tej decyzji sędziego chyba najwięcej mówiło się w czasie tego weekendu – wspaniale było widzieć Robbiego Fowlera, jak zdobywa bramkę. Robbie udowodnił, że wciąż jest jednym z najlepszych wykonawców jedenastek w kraju.

W ostatnim tygodniu przybył Dirk Kuyt i teraz dysponujemy napastnikami, którzy potrafią zdobywać regularnie bramki, a tego potrzebujemy, jeśli chcemy poważnie zagrozić Chelsea. Wszyscy nasi napastnicy wiedzą, że jeśli zagrają to muszą zawsze grać na najwyższym poziomie.

Na innych stadionach Premiership, Manchester United i Chelsea rozpoczęły sezon przekonującymi zwycięstwami – właśnie takimi, jakich kibice oczekują na inaugurację rozgrywek. Większość kibiców przewiduje, że wszystkie zespoły, które w tym sezonie zawitały do Premiership wrócę ponownie do Championship, jednak po sobotnich spotkaniach powinni chyba zweryfikować tę opinię.

Mimo słabego początku ciągle oczekuję, że The Reds nie zawiodą i poważnie powalczą o Mistrzostwo Anglii. Kluczem po raz kolejny będzie regularność, która w poprzednim sezonie została osiągnięta po słabym początku rozgrywek. Forma w pierwszych sześciu meczach kosztowała Liverpool możliwość zagrożenia Chelsea i ta sytuacja nie może się powtórzyć.

W międzyczasie naszym priorytetem jest wyeliminowanie Maccabi Hajfa. Nie da opisać się, jak ważna jest gra w Lidze Mistrzów, nie tylko ze względów finansowych, ale także żeby być wśród czołowych drużyn Starego Kontynentu. W tych rozgrywkach musimy walczyć o najwyższe cele.

Dwa tygodnie temu podczas meczu na Anfield, Maccabi wyglądała na groĽnego rywala i ciężko było przedrzeć się przez ich dobrze usposobioną defensywę. Prawdopodobnie tamten mecz przyszedł trochę za wcześnie dla The Reds, ale dzisiaj już nie ma mowy o żadnym potknięciu. Maccabi udowodniła, że to silna, atletyczna drużyna, w przeciwieństwie do innych izraelskich średniaków, który grają jak drużyny Południowoamerykańskie. Na Anfield osiągnęli fantastyczny rezultat grając z kontrataku. Bardzo mnie interesuje, z jakim nastawieniem dzisiaj wybiegną na murawę – muszą zagrać trochę odważniej i to jest szansa dla nas, żeby wykorzystać ich braki w obronie.

Wiele mówiło się o zmianie miejsca rozgrywania meczu na Kijów (co tak naprawdę nie pomaga żadnej drużynie), ale nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego izraelscy dziennikarze zaatakowali Rafę za taką, a nie inną decyzję UEFA. Pamiętam, że kilka tygodni temu jedna z młodzieżowych drużyn Izraela musiała rozegrać na neutralnym stadionie mecz z Holandią i nikt nie robił z tego takiej afery. Przecież Liverpool też nie wybrałby stadionu w Kijowie, ponieważ to ciągle jest duża niedogodność dla fanów The Reds, żeby odbywać tak daleką podróż. Domyślam się, że Maccabi miało największy wpływ na decyzję o wyborze zastępczego miejsca rozegrania meczu i chcieli utrudnić życie Liverpoolowi najbardziej, jak tylko mogli. Atmosfera z pewnością nie będzie tak wspaniała, jak miałoby to miejsce w Tel-Avivie, ale okoliczności są takie, a nie inne. Także dla mieszkańców Izraela musi to być duży zawód, ponieważ wielu chciałoby pójść na mecz z udziałem Liverpoolu. Pod koniec lat siedemdziesiątych razem z Liverpoolem byłem w tym kraju, wtedy traktowano nas świetnie i rozegraliśmy spotkanie przed wspaniałą publicznością, ponieważ mieszka tam wielu fanów The Reds.

Wtedy też Bob Paisley pozyskał Aviego Cohena, pierwszego zagranicznego piłkarza Liverpoolu we współczesnych czasach. Avi był gwiazdą izraelskiej piłki i nazwano go „Franzem Beckenbauerem Bliskiego Wschodu”, jednak ciągle jego transfer na Anfield był dużym zaskoczeniem. W Anglii udowodnił, że jest dobrym piłkarzem i wspaniałym człowiekiem. Jego najbardziej pamiętny występ miał miejsce w sezonie 1979/80 przeciwko Aston Villi, gdy w pierwszej połowie zdobył samobójczą bramkę, jednak póĽniej trafił do siatki przeciwnika, czym przypieczętował zwycięstwo, które zapewniło The Reds tytuł Mistrza Anglii.

Przyjście Aviego pozwoliło trenerowi nieraz zaprezentować swoje nieprzeciętne poczucie humoru. Pewnego dnia zadzwonił do niego dziennikarz z Izraela i zapytał się, „Czy Avi Cohen jest Klasyczny?”

Bob odpowiedział: „Klasyczny, że co? Masz na myśli obrońcą, czy pomocnikiem?”

„Nie, Klasycznym Żydem. Ponieważ oni nie mogą grać w piłkę w soboty,” odpowiedział dziennikarz.

Na to Paisley: „O to nie ma znaczenia. Mam już pół tuzina takich piłkarzy.”

Niestety kariera Aviego na Anfield trwała jedynie dwa lata, jednak jeśli nadarzy się taka okazja, to Izraelczyk wraca do Liverpoolu i z pewnością chciałby, żeby The Reds zagrali w jego rodzinnym kraju.

Steven Gerrard wypowiadając się niedawno na temat sposobu pracy Rafy Beniteza, przypomniał czasy Billa Shankly’ego i Boba Paisleya. Rafa posiada bardzo podobne cechy, jakie mieli dwaj najwięksi menadżerowie w historii Liverpoolu. Często się mówi, że istnieje coś takiego, jak „Sposób Liverpoolu” i jest w tym dużo prawdy, choć każdy menadżer od czasów Shanksa wnosi coś nowego do tego stylu.

Jednak czytając te wypowiedzi odniosłem wrażenie, że już gdzieś to słyszałem. Anfield zawsze było ciężką szkołą i jeśli byłeś piłkarzem, który czekał na poklepywanie po ramieniu, to chyba czekałbyś do dziś, ponieważ dla takich ludzi nie ma miejsca w Liverpoolu. W tym klubie wszyscy są z tego samego powodu – żeby zdobywać trofea dla Liverpool Football Club.

Z tego, co słyszę Rafa jest człowiekiem totalnie poświęconym swojej pracy, zawsze skupiony i jest gotów na wszystko, żeby tylko zdobyć więcej trofeów na Anfield tak, jak to czynili Bob Paisley i Bill Shankly. Żaden z tych dwóch nie był za bardzo zainteresowany życiem codziennym swoich piłkarzy, ani tym, co dzieje się w ich domach. Liczyło się tylko to, co pokazywali na boisku i zawsze ci dwaj trenerzy byli jak najlepiej przygotowani do swojej pracy.

Przyszłość Liverpoolu jest w dobrych rękach. Futbol z czasem się zmienił, ale Rafa tworząc swoją mieszankę wykorzystuje wiele starych składników.

David Fairclough



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 23.08.2006 (zmod. 02.07.2020)