TOT
Tottenham Hotspur
Premier League
22.12.2024
17:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1873

Super Stevie daje wspaniały przykład

Artykuł z cyklu Artykuły


Stevie Gerrard kończy ten sezon bardzo podobnie, jak go zaczął – z wspaniałą formą strzelecką. Jego dwa gole w drugiej połowie sobotniego meczu, że The Reds w dobrym stylu zakończyli sezon na Anfield.

Stevie, jak to ma w swoim skromnym zwyczaju nie chciał zbyt wielu pochwał za te dwie bramki, ale The Reds mieli problemy zanim Kapitan wziął sprawy w swoje ręce. Na pewno wpływ na taki obraz gry miał fakt, że zbyt wcześnie objęliśmy prowadzenie i ciągle wielką tajemnicą jest to, dlaczego drużyna szybko zdobywająca gola nie może dalej grać z takim samym zaangażowaniem. My właśnie w sobotę mieliśmy ten problem, Fernando Morientes wspaniale wykończył tą akcję, ale nie przypominam sobie, żebyśmy potem choć raz stworzyli poważne zagrożenie pod bramką gości w pierwszej części gry.

Aston Villa wykonywała swój założony przed meczem plan gry, występując piątką pomocników i osamotnionym Milanem Barosem z przodu. W drugiej połowie zagrali bardziej ofensywnie, z dwoma atakującymi. Jednak wtedy Baros zakończył swój udział w tym meczu. Villa sprawiała nam problemy i zasłużenie wyrównali.

W tym momencie The Reds musieli coś zmienić w swojej grze i wejście na plac gry Momo Sissoko bardzo nam pomogło i dzięki temu Stevie miał więcej swobody i mógł grać bardziej ofensywnie. Obraz gry momentalnie uległ zmianie. Pierwszego gola zdobył w sprytny sposób, ustawiając stopę w odpowiedni sposób i na sporej szybkości dobrze ułożył ciało. A jego druga bramka to chyba była najładniejsza z tych 21 zdobytych w tym sezonie. Idealnie uderzył piłkę i od razu jak futbolówka poszła w ruch widać było, że padnie bramka. Wspaniały sposób na pożegnanie z Anfield w tym sezonie.

Wszyscy wiemy, że nasz Kapitan może grać na wielu pozycjach, ale zostałby zapytany o ulubioną, co by odpowiedział? The Reds mają ogromne szczęście posiadania bogactwa w środku pomocy, ale biorąc pod uwagę naturalną chęć Stevena do gry ofensywnej czasem odnoszę wrażenie, że bardziej efektywny jest, gdy gra na prawym skrzydle bądĽ tuż za napastnikiem. Z pewnością w sobotę, gdy w środku pola grali Xabi Alonso i Momo Sissoko wyglądaliśmy solidniej, a Stevie miał więcej swobody. Możliwe, że teraz gdy Rooney doznał kontuzji, Stevie może na Mistrzostwach ¦wiata grać bardziej ofensywnie.

Dzięki wspaniałej formie na własnym boisku The Reds ponownie zbudowali fortecę na Anfield. Tylko Chelsea wywiozła z tego stadionu trzy punkty i Londyńczycy są jedyną drużyną, która wygrała więcej spotkań u siebie niż my. Stworzenie na Anfield fortecy to ogromny krok naprzód. Możemy sobie to szczerze powiedzieć, że w ostatnich latach przyjezdne drużyny nie obawiały się tego mecze tak, jak kiedyś. Tylko mistrzowie – Chelsea z łatwością pokonywali naszego bramkarza przed The Kop, a ich cztery bramki to połowa wszystkich straconych na Anfield. To przypomina mi wspaniałą defensywę z sezonu 1978/79, gdy na własnym boisku straciliśmy cztery bramki zdobywając przy tym oszołamiającą liczbę 51 goli.

Dla The Reds bardzo ważne było utrzymanie zwycięskiej passy po tym, jak Manchester United nie pokonał ani Chelsea, ani Boro. Dziesięć zwycięstw z rzędu to bardzo dobry wynik i jeśli w ostatniej kolejce wszystko potoczy się po naszej myśli to wtedy drugie miejsce będzie dla nas ogromnym osiągnięciem, które doda nam pewności przed Finałem FA Cup.

Większość osób myślało, że United wygra w poniedziałek z Boro i to by oznaczało, że Rafa mógłby dać odpocząć jednemu bądĽ dwóm piłkarzom przed Finałem. Teraz mecz z Portsmouth jest bardzo ważny, więc Rafa ma ciężki orzech do zgryzienia. Możliwe, że zobaczymy najsilniejszy skład Liverpoolu w niedzielne popołudnie.

W sezonie 1985/86 dzięki ośmiu zwycięstwom i jednemu remisowi w dziewięciu meczach pod koniec rozgrywek Liverpool znajdował się tuż za Evertonem. Pod wodzą trenera Kenny’ego Dalglisha The Reds grali ostatni mecz na Anfield przeciwko Birmingham, a The Toffees wyjeżdżali na spotkanie z Oxford.

W ataku wystąpił bardzo dobrze nam znany duet Kenny i Rushy, w bramce oczywiście Bruce Grobbelaar, a przed w nim obronie Gary Gillespie, Alan Hansen, Steve Nicol i Jim Beglin. W pomocy energiczny Craig Johnstone, Jan Molby, Kevin McDonald, a czwartym był Ronnie Whelan.

Przedmeczowa mowa trenera wyglądała podobnie, jak za czasów Shankly’ego, Paisleya i Fagana: „wyjdĽcie na boisku i grajcie to, co potraficie najlepiej, wykorzystajcie swoje atuty.”

The Reds wygrali we wspaniałym stylu 5-0, zaskoczeniem był hat-trick Gillespiego, i po golu dołożył jeszcze Molby i Rush. Everton przegrał 0-1 w Oxford i w ten sposób zdobyliśmy Mistrzostwo było na wyciągnięcie ręki.

W środku tygodnia Liverpool rozprawił się z Leicester 2-0, i wystarczyło pokonać Chelsea ostatniego dnia rozgrywek na Stamford Bridge. Nie mogło być lepiej – dzięki jednej bramce Kenny’ego wygraliśmy i tym samym zostaliśmy Mistrzami Anglii w pierwszym sezonie pod wodzą Dalglisha, wygrywając 11 z 12 ostatnich spotkań, straciliśmy przy tym ledwie cztery bramki.

Obie drużyny z Merseyside były wtedy znaczącymi siłami w kraju, więc tydzień po zakończeniu sezonu zmierzyły się w Finale FA Cup. Ten mecz zostanie zapamiętany, jako bardzo przyjacielski, mimo że Liverpool był zdesperowany, żeby po raz pierwszy w historii zdobyć FA Cup i Mistrzostwo Anglii, a Everton chciał się odegrać za porażkę w lidze.

W przerwie Everton prowadził po golu Gary’ego Linekera, który wykorzystał gapiostwo obrońców Liverpoolu. Ronnie Moran i Roy Evans w przerwie dodali nam otuchy i powiedzieli, że jeśli poprawimy naszą grę o 10% to Puchar jest nasz. Udało nam się pokonać Everton dzięki dwóm golom Rusha i jednemu Johnstona. Tym samym dublet stał się rzeczywistością.

Dwadzieścia lat póĽniej nazwiska są te same, jednak przybyło trochę kilogramów. Mimo, że nie wyglądali już tak młodo zdecydowali się jeszcze raz zagrać na rzec fundacji Mariny Dalglish.

Przed meczem nie usłyszeliśmy już tych samych słów od trenera i podczas gdy zwyciężyła fundacja, to gdy dwie drużyny się spotykają żadna nie chce wyjść z tego starcia w roli przegranego.

Na trybunach zasiadło 32 000 kibiców, za co należą im się ogromne brawa, którzy chcieli powspominać stare czasy. Mimo, że mecz ni stał może na najwyższym poziomie, to jednam myślę, że miło było popatrzeć na ludzi, którzy próbowali pokazać coś, co kiedyś potrafili.

Do meczu wkradło się zmęczenie, więc nie było wielu okazji strzeleckich, ale Everton nie stracił trzech bramek dzięki zwinności Bobby’ego Mimmsa. Gdyby nie on wynik mógłby być podobny do tego sprzed 20 lat.

The Reds mieli przewagę jeśli chodzi o liczbę rezerwowych, więc nie był niespodzianką, że najmłodszy na boisku John Durnin zdobył zwycięską bramkę w samej końcówce meczu. Na szczęście Niebiescy nie odegrali się za tamtą porażkę w Finale.

David Fairclough



Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 03.05.2006 (zmod. 02.07.2020)