Stubbins i magia FA Cup
Artykuł z cyklu Artykuły
Wóz FA Cup Liverpoolu dotarł do dzisiejszego meczu z Birmingham, będącego drugim z tegotygodniowych ćwierćfinałów. Jest to mecz, który przywoła miłe uczucia wszystkim Liverpoolskim emerytom.
Liverpool i Birmingham ostatnio spotkały się w tej fazie rozgrywek prawie 60 lat temu i był to jeden z największych meczów knock-out na świecie. Było to wydarzenie, które pomogło stworzyć na Anfield legendę Alberta Stubbinsa.
Byłem zbyt młody, by oglądać tego wspaniałego środkowego napastnika w czasie rozkwitu jego kariery, lecz przez lata często rozmawiałem z wieloma jego rówieśnikami i nie ma wątpliwości, że rudowłosy Geordie był niewiarygodnym piłkarzem.
Do dnia jego śmierci był także cudownym, inteligentnym człowiekiem. Najpierw poznałem go w latach siedemdziesiątych, gdy pracował jako dziennikarz. Utrzymywałem z nim kontakt do końca jego dni i nigdy się nie zmienił.
Gdy Liverpool ściągnął go z Newcastle w 1946 roku, był - w tym czasie - klubowym rekordem transferowym. W czasie wojny strzelił niesamowitą ilość goli i był jedną z jedną z najbardziej pożądanych postaci w grze.
Razem z piłkarzami takimi, jak Billy Liddell, Bob Paisley, Phil Taylor i Willie Fagan zdobył z the Reds mistrzostwo po inauguracji powojennej, a trzy lata póĽniej dotarł do pierwszego w historii klubu finału Wembley Cup.
Niestety dla niego, było wtedy mnóstwo wspaniałych napastników - faceci jak Tommy Lawton i Nat Lofthouse są tu dwoma najlepszymi przykładami - i myślę, że to dlatego Stubbins nie jest dziś tak znany, jak na to dzięki swojemu talentowi zasłużył. A był też przecież jedynym piłkarzem, który pojawił się na okładce darzonej wielkim uznaniem płycie Seregeant Pepper Beatlesów. Na Merseyside jest jednak inaczej. Jego osiągnięcia w Czerwonej koszulce zrobiły więcej niż przetrwały test czasu. Pozostaje on jednym z najpopularniejszych piłkarzy, który kiedykolwiek ubrał Czerwony T-shirt, a właśnie wyżej wymieniony mecz z Birmingham w FA Cup najbardziej przemawia do człowieka, gdy wymienia się jego nazwisko.
Do czasu niesławnego 'wielkiego zamrożenia' w 1963r. zima roku 1947 była najgorszą w żywej pamięci, a gdy Liverpooli i Birmingham starły się w tamtosezonowym ćwierćfinale FA Cup, Anfield wciąż było pokryte lodem i śniegiem.
Zespół George'a Kaya pokonał Walsall, Grimbsy Town i Derby County, zanim wylosował Birmingham City u siebie w ostatniej ósemce. Podekscytowanie sięgało zenitu, gdy wielki mecz się zbliżał. Mimo zapowiadanych warunków pogodowych, potężny tłum prawie 52.000 ludzi zasiadł na trybunach i było świadkiem jednego z najbardziej pamiętnych spotkań FA Cup w historii Liverpoolu.
The Reds triumfowali 4-1 w awansowali do półfinału, ale to imponujące zwycięstwo zostało osiągnięte w dużej mierze dzięki jednemu człowiekowi - Stubbinsowi. Hat-trick, którego strzelił tego dnia jest wciąż czule wspominany przez tych wystarczająco dużych i wystarczająco szczęśliwych, by móc go zobaczyć, z tym, że drugi gol - nigdy-nie-zapominany-strzał-szczupakiem - przeszedł do folkloru Anfield.
O określonej sławetnym mianem "gola na śniegu" bramce wiem, że był to strzał głową, z którego Stubbins mógł być naprawdę dumny. Miałem możliwość rozmowy z nim zaledwie kilka lat przed tym, jak ku naszej żałobie odszedł w 2002 roku i nieuchronnie ten gol znów był tematem naszej konwersacji.
Oto, co on powiedział na ten temat:
"Ruch, który poprowadził do tego gola miał właściwie miejsce z powodu czegoś, co stało się w poprzedniej rundzie. To było przeciwko Derby County. W trakcie tego szczególnego meczu Billy Liddell zrobił sobie miejsce na lewym skrzydle i posłał wspaniałą piłkę wzdłuż linii końcowej, do której ani ja, ani Jack Palmer nie dopadliśmy. Byłem zły, ponieważ piłka potrzebowała zaledwie dotknięcia i już chwilę póĽniej byłaby z tyłu siatki. Mecz z Birmingham był dość niedługo póĽniej, a ja pomyślałem sobie, że następnym razem, gdy Bill wyłoży piłkę, przewidzę to i uderzę nisko i mocno.
W każdym razie otrzymaliśmy rzut wolny na lewej flance, a on znów zagrał tą niską piłkę wzdłuż ust bramki. Obrona Birmingham pewnie nie spodziewała się takiego dośrodkowania, ale ja pamiętałem, co stało się z Derby, rzuciłem się do przodu całym ciałem, a piłka po prostu wpadła na moją głowę.
Z siłą i szybkością nadlatującej piłki i mojej główki, futbolówka minęła bramkarza jak rakieta. Jednak z powodu takiego zmrożenia boiska, gdy prześlizgnąłem się po jego górze, po czym podniosłem się, moje kolana krwawiły. Mimo to, w tym momencie w ogóle się tym nie przejmowałem."
Dla mnie było to niesamowite, że Albert po tylu latach tak dokładnie potrafił przywołać tą bramkę. Ten gol jest słusznie postrzegany, jako jeden z najwspanialszych bramek Liverpoolu w historii. To był strzał, który zawierał brak strachu Alberta - fakt, że odważnie rzucił się poziomo, zaledwie stopę nad ziemią i ryzykując poważne pocięcia na kolanach, po prostu wbił tą piłkę do siatki.
Oczywiście, wtedy Liverpool jeszcze nie miał na końcie FA Cup, więc można sobie wyobrazić, ile to znaczyło dla fanów, którzy byli tacy żądni zobaczenia, jak Liverpool zdobywa, jak to nazywali "Cup jinx" ("Nieszczęsny puchar"). Dopóki Ron Yeats w końcu nie uniósł trofeum w maju 1965 roku, co sezon była nadzieja, jednak - co było strasznie frustrujące - zawsze kończyła się ona na tej samej rundzie.
W 1947 roku, wbrew bohaterskiego ćwierćfinału w wykonaniu Alberta Stubbinsa, sen zmarł w rewanżowym, półfinałowym meczu z Burnley. Ale nawet to gorzkie rozczarowanie nie zdołało zaćmić niewiarygodnej bramki Stubbinsa.
Teraz Liverpool i Birmingham przygotowują się do gry w tej samej fazie FA Cup, i oczywiście jak dobrze pójdzie, któryś z obecnych napastników może znaleĽć się w podobnej sytuacji jak Albert.
Wtorkowy mecz dla Liverpoolu jest decydujące, ponieważ rozgrywki te stały się jednym z ich głównych celów w tym sezonie, by zdobyć jakieś trofeum.
Powiem też, iż przypuszczam, że Rafael Benitez w zeszłym sezonie Ľle obliczył znaczenie tych rozgrywek. W pewnym sensie to jest zrozumiałe, ponieważ krajowe puchary nie znaczą tyle co gra w Europie ale myślę, że po ubiegło rocznej porażce z Burnley jego nastawienie się zmieniło.
Myślę, że będzie zdesperowany, by zadowolić fanów. Bez wątpienia kibice na The Kop cały czas szanują FA Cup i widok ich ukochanego zespołu 13 maja zdobywającego puchar, było czymś wspaniałym.
Oczywiście nie wolno lekceważyć Birmingham, to jeden z najbardziej cenionych zespołów w Anglii.
Oczekuję twardej gry Liverpoolu na St Andrews. Faktem jest, iż drużyna Steve'a Bruce'a kiepsko radzi sobie w Premiership, The Reds odnajdują powoli formę strzelecką, mimo to nie będzie łatwo. Powtórka meczu po remisie, by mnie nie zaskoczyła.
Oczywiście oprócz pucharów liczy się co najmniej czwarte miejsce w lidze. Czy Chelsea będzie już wiecznie nie do zatrzymania? Czas pokażę, ale wszystkie zespoły przystąpią do nowego sezonu, z nową nadzieją.
Dla mnie FA Cup pozostaje magiczną konkurencją. Po rozmowach z moimi znajomymi, wyczuwam podekscytowanie nadchodzącymi meczami, które będą zaszczycały nasze telewizyjne ekrany.
To stare powiedzenie, jednak wciąż jest pewna mistyka wokół FACup. A powtórka wyczynu Alberta Subbinsa z 1947 roku może zrobić z tych chłopaków bohaterów i pozwolić złożyć hołd tej wspaniałej legendzie.
John Keith
Przy tłumaczeniu artykułu pomagał red. czorny.
¬ródło: Liverpoolfc.tv
Autor: Witz
Data publikacji: 21.03.2006 (zmod. 02.07.2020)