Morientes potrzebuje naszego wsparcia
Artykuł z cyklu Artykuły
Choć wiele osób jeszcze nie chce nikomu dawać żadnych tytułów, ale myślę, że powinniśmy przyznać, że w tym sezonie Chelsea ponownie zostanie Mistrzem Anglii.
Teraz czeka nas najbardziej pracowita część sezonu, zwłaszcza najbliższe dwa miesiące i liczą się tylko wyniki. Rafa będzie niezadowolony ze zwycięstw 1-0, ale tak samo jak nam powinien spaść mu kamień z serca, że udało się zdobyć trzy punkty. Jest taki czas w sezonie, kiedy nie musisz grać dobrze, tylko wygrywać i niedzielne spotkanie byłem jednym z takich meczy.
Po wspaniałych występach przeciwko United i Arsenalowi wszyscy wiedzieli, że lekki dołek Liverpool ma już za sobą, choć nie do końca. W meczu z Benfiką brakowało nam błysku i zapłaciliśmy za to porażką. W niedzielnym meczu bardzo dobrze zaczęliśmy spotkanie, ale potem było widać, że to nie jest początek sezonu. Właśnie dlatego musimy bezpośrednio awansować do Ligi Mistrzów, by uniknąć eliminacji.
W meczu z Tottenhamem w środku stycznia wyczuwałem, że The Reds są trochę przemęczeni, ale podczas spotkania z Arsenalem już nie było tego widać. Rafa na pewno nie chce wspominać o zmęczeniu, ale uchylił rąbka tajemnicy i dobrze, że ten tydzień nie jest aż tak pracowity.
Od weekendu wszyscy skupili się na Stevenie Gerrardzie, który jest dla nas bardzo ważną postacią. Bardzo chce reprezentować Anglię w każdym możliwym meczu, a nam kibicom The Reds pozostaje trzymać kciuki, by nic mu się nie stało.
Mimo obaw o zdrowie Stevena, nasz Kapitan pokazał się z jak najlepszej strony w niedzielę i według mnie miał największy wpływ na mecz, który dobrze zaczęliśmy, ale potem było gorzej i nie udało się udokumentować bramką przewagi. Man City pozostaje bardzo tajemniczą drużyną, nigdy nie możesz wiedzieć, czego po nich się spodziewać. Zawsze, gdy oglądam ich w telewizji grają dobrze, ale jeszcze nigdy tak nie występowali, gdy widziałem ich na żywo. Tak samo było w niedzielę. W defensywie niepewni i w ataku brakowało ognia z powodu absencji Andy’ego Cole. Choć ciągle udało im się sprawić trochę problemów, mimo gry w 10.
Mimo całkiem ładnego gola Harry’ego Kewella, który dał nam zwycięstwo ciągle bardzo irytuje nieudolność zdobywania goli. Mimo bardzo dobrej gry i ciężkiej pracy Fernando Morientes będzie oceniany na podstawie zdobytych goli i nie ma innego powodu dla którego nie zdobywa bramek, niż brak pewności siebie. W ostatnich tygodniach miał takie okazje, które kiedyś wykorzystałby z zamkniętymi oczami, ale przez moment zawahania pozostaje cieniem samego siebie. W tej sytuacji on potrzebuje wsparcia i takie otrzymuje od Rafy i kibice także powinni go wesprzeć. Jednak ciągle jest faktem, to że wygraliśmy najniższym z możliwych rezultatów i na boisku pod koniec było bardzo nerwowo.
Po meczu jeden z reporterów spytał się, czy też uważam, że Barton nie powinien obejrzeć czerwonej kartki. Zamurowało mnie. Powinien zejść z boiska od razu po faulu na Danielu Aggerze. Ciągle nie wiem, jak śmiał jeszcze protestować po drugim faulu, kiedy mógł złamać nogę Samiemu Hyypi.
Niewiarygodne, ale Barton był 11 zawodnikiem, który obejrzał czerwoną kartkę w meczu przeciwko The Reds i ten sezon udowadnia, że wcale nie jest dużo łatwiej grać z osłabionym przeciwnikiem.
Wracając do meczu z Benfiką, mimo porażki w Portugalii najbardziej boli bardzo poważna kontuzja Momo Sissoko. Komentowałem ten mecz, gdy doszło do tej kolizji i tak naprawdę na początku nie mogliśmy stwierdził na ile poważna była to kontuzja. Jednak nie minęło dużo czasu i wszyscy wiedzieliśmy, że nie jest dobrze, gdy Momo opuścił plac gry nieprzytomny. Na szczęście rzadko w futbolu mamy doczynienia z kontuzjami oczu, co trochę zaskakuje biorąc pod uwagę, jak często piłkarze wsadzają swoją głowę w bardzo niebezpieczne sytuacje. W tym wypadku Momo nie mógł przewidzieć, że Beto tak wysoko podniesie nogę.
Następnego dnia, kiedy czytałem o stanie Momo przypomniała mi się sytuacja z czasów gry w Belgii, kiedy też miałem kontuzjowane oko, choć ja na pocieszenie miałem fakt, że kontuzji doznałem podczas zdobywania zwycięskiej bramki. W meczu Beveren – Lille był wynik 0-0, piłka leciała w szesnastkę i nie zastanawiałem się długo przyłożyłem do niej głowę i w tym samym czasie dostałem cios prosto w twarz.
Potem pamiętam, że zostałem jak najszybciej odwieziony do szpitala. Myślę, że lekarze zawsze są zaniepokojeni, gdy ktoś ma uraz głowy. Moja kontuzja nie była aż tak poważna, jak ta Momo, ale mimo wszystko miałem szwy w czułej części oka i moja rodzina była bardzo zaniepokojona, dopóki nie wróciłem do gry, a klub zapewnił mi najlepszą opiekę z możliwych.
Liverpool tak samo się zachowa wobec młodego pomocnika, choć pierwsze doniesienia nie było optymistyczne. Ja jestem dobrej myśli i wierzę, że Momo szybko wróci do zdrowia.
Teraz na horyzoncie są mecze z Charltonem i Benfiką, więc do końca sezonu musi być walka na każdej pozycji, ponieważ tylko w ten sposób możemy osiągnąć nasze cele.
David Fairclough
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 01.03.2006 (zmod. 02.07.2020)