Mój przyjaciel, wielki Bob Paisley
Artykuł z cyklu Artykuły
Szanowany i ceniony dziennikarz telewizyjny i radiowy, Stuart Hall składa hołd człowiekowi, którego uznaje za najwspanialszego managera w histori angielskiego footballu - jego dobrego przyjaciela Boba Paisley'a.
Bez wątpienia to właśnie Bob Paisley był najwspanialszym i najbardziej niedocenianym managerem w historii angielskiej piłki. Jego rekordy mówią za siebie i to jest wstyd, że nie otrzymuje uznania za to wszystko czego dokonał.
Przez wiele lat występowałem w wielu programach chwaląc dokonania Boba. Ludzie mówili o Mattu Busby'm, Alexie Fergusonie, Jocku Steinie, Alfie Ramsey'u czy Donu Revie'm jako najlepszych managerach, jednak dla mnie tym jedynym był Bob Paisley, który był jedyny w swoim rodzaju i wydaje mi się, że prawdziwi fani futbolu także tak uważają.
Pierwszy raz spotkałem Boba, kiedy był asystenem Billa Shankly'ego. Bill był wspaniałym przyjacielem dla mnie i po każdym spotkaniu szedłem z nim do szatni, i siedziałem tam z Joe'm Faganem, Ronniem Moranem, Roy'em Evansem, Tomem Saunderses, Bobem i Billem. To było niesamowite, słyszeć jak oni sobie objaśniają nawzajem filozofię futbolu.
Kiedy Bob objął posadę managera klubu w swoim rozpinanym sweterku i bamboszach, również był moim przyjacielem. Zszedłem do Melwood i pogawędziliśmy sobie kilka godzin o piłce nożnej. On był takim spokojnym, cichym, skromnym człowiekiem i nigdy bym sobie nie pomyślał, że może być kierownikiem klubu.
Kiedy wszyscy ludzie wymieniali następcę Shanksa, nigdy bym nie pomyślał, że to będzie Bob. Otoczył siebie tymi samymi ludĽmi co za czasów Shankly'ego i w ten sposób kontynuowali poprzednie dokonania razem. To był cudowny zespół. Kiedy obserwowałeś ich w szatni , od razu było widać, że wszyscy darzyli się ogromnym szacunkiem. Nigdy się nie rozpadli i to było niezwykle ważne.
Mimo, że praca managera wzmacniała go, Bob Paisley nadal pozostał miłą i delikatną osobą. Nigdy nie krzyczał, nie krytykował zawodników za fryzury i nie biegł do drukarni by móc skrytykować kogoś. Był kompletnym przeciwieństwem ówczesnego kierownika piłkarskiego.
Mówiąc tak, myślę, że Bob fantastycznie by sobie radził nawet w dzisiejszych czasach jako manager. Tempo gry znacznie wzrosło niż w latach siedziemdziesiątych czy wczesnych osiemdziesiątych, jednak po prostu kupiłby graczy, którzy mogliby się do tego przystosować.
Z tym człowiekiem wiąże się wiele wyjątkowych wspomnień. On był prostym, wspaniałym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałem w footballu, ale jest jedna sprawa, dzieki której cenie go bardziej niż kogokolwiek.
Miało to miejsce w 1997 roku, gdy Liverpol dotarł do pierwszego finału Pucharu Europy. Pracowałem dla BBC i wpadłem na pomysł sfilmowania Liverpudiliansów wyruszających do Rzymu. Bob powiedział wtedy, że to jest "cholernie dobry pomysł". Wtedy poczułem wiatr w skrzydłach i zacząłem wyjaśniać, że BBC chce wydać na to 3000 funtów na ten projekt,w zamian za skamerowanie ich w szatni. "Nie ma problemu" brzmiała jego odpowiedĽ.
Możesz sobie wyobrazić taką sytuację dzisiaj? To był największy mecz w karierze tego człowieka i pozwolił wejść Stuartowi Hallowi z kamerą do szatni!
Też otrzymałem pozwolenie Petera Robinsona, ale jedyny problem tkwił teraz we włoskiej FA, która odmówiła mi wejścia na stadion. 'Zostaw to mi' powiedział Bob. Kevin Keegan mógł nieść aparat fotograficzny, Emlyn Hughes światła, a Phil Neal cokolwiek innego. Ja nałożyłem dres i koszulkę z numerem 14.
Więc zespół kontynuował wraz z trenerem drogę na Stadion Olimpijski. Nie była to długa podróż chociaż wcześniej włoscy urzędnicy zaczęli pachnieć jak szczury. Dlatego namówiłem Boba na spacer dookoła stadionu z resztą drużyny, przyszli nawet fani!
Kiedy piłkarze przebierali się w szatni, mecz zbliżał się dużymi krokami, można było wyczuć spore napięcie. Choć chłopcy byli jak sparaliżowani Bob nie krzyczał do nich. Powiedział tylko spokojnie kilka konretnych słów by zawodnicy poczuli się pewnie.
Przyszedł czas na wejście zespołu przez tunel na płytę stadioniu. Szedłem obok Boba, Ronniego Morana i rezerwowych.
Obserwowanie tak ważnego meczu stojąc tuż obok Boba było nieprawdopodobnym doświadczeniem. Oczywiście Liverpool w fantastycznym stylu wygrał 3-1 i zaczęliśmy filmować świętujących zawodników. Tylko ówczesny, główny prezes włoskiej FA chodził zdenerwowany i wszystkiego pilnował, ale po chwili odwrócił się na pięcie i poszedł.
Niebawem wszyscy wróciliśmy autokarami do hotelu. Piłkarze byli już chyba gotowi na udzielenie krótkich wywiadów dziennikarzom. Jednak udało się porozmawiać z kilkoma osobami: Bobem Paisley'em, Ronnim Moranem, Joe Faganem, Tomem Saundersem i Roy'em Evansem. Piliśmy ciepłą coca-colę zamiast szampana; Bob zwrócił się do mnie mówiąc: 'Po raz drugi zdobyłem Rzym, pierwszy raz na czołgu w 1943 roku!' To był rzeczywiście wyjątkowy moment.
W Rzymie 77' roku wszystko było doskonałe. Zdobycie największego klubowego tytułu w Europie wygrywając w Wiecznym Mieście zawsze będę pamiętał jako jeden z najwspanialszych momentów mojego życia.
Po powrocie do Anglii zadzwonił do mnie James Callaghan, który był wtedy Radnym Ministrem. Powiedział, że chciałby wygrać w najbliższych wyborach i czy powinien nadać Bobowi Paisley'owi tytuł szlachecki? Zrób go Królem Merseyside- odpowiedziałem, ponieważ to był najwspanialszy okres w historii Liverpool Football Club i chociaż zwycięstwa w Pucharze Europy były kontynuowane, ten moment nie powtórzy się nigdy.
Co się zdarzyło? Przewodniczący John Smith został nobilitowany zamiast Paisleya i dwa lata póĽniej zostało to odsunięte na korzyść Konserwatystów.
Czy Bob z tytułem 'Sir' byłby najbardziej sławnym, największym managerem w historii angielskiego futbolu? Chyba miałoby to znaczący wpływ. Ale fakt, że takowego tytułu nie otrzymał nie czyni go wcale gorszym od największych. Uznanie dla jego sukcesów zawsze było, jest i będzie cenione w kraju.
Wbrew wszystkiemu nie popieram nadania mu tytułu szlacheckiego po śmierci. Poprostu jest już na to za póĽno. To uznanie powinno być mu dane jeszcze za życia.
Dla ludzi, dla których wiele znaczy Liverpool to się nie liczy. Oni doskonale wiedzą, że Bob jest największy. I od siebie dodam- wystarczy tych sporów.
Stuart Hall
Autor: Arti
Data publikacji: 14.02.2006 (zmod. 02.07.2020)