Dlaczego The Reds będą coraz silniejsi pod wodzą Rafy
Artykuł z cyklu Artykuły
Myślę, że Rafael Benitez to jedna z najlepszych rzeczy, które się ostatnio przytrafiły Liverpoolowi i to, czego dokonał w tak krótkim czasie to coś niewiarygodnego.
Zaskoczyło mnie, jak wiele zmienił na lepsze na Anfield. Myślałem, że zajmie mu od trzech od pięciu lat, żeby z Liverpoolu stworzyć drużynę, której będą się bać w Europie, ponieważ za czasów Gerarda Houllier wszystko zmierzało w złym kierunku.
Myślę, że Benitez zrobił większy postęp nikt ktokolwiek z nim samym na czele się spodziewał zrobić w tak krótkim czasie. Styl gry Liverpoolu pasuje tej drużynie i miło jest ich oglądać. Myślę, że Liverpool nie dostaje wystarczająco dużo pochwał za ich ekscytujący, ofensywny styl.
Dla mnie kluczowym zawodnikiem jest Xabi Alonso, który jest niesamowity. Jego podania są niebywałe i jest wielkim piłkarzem. Z nim i Stevenem Gerrardem w drużynie, The Reds są naprawdę mocną drużyną. Ludzie mówią, że z tym przesadzam, ale ja myślę, że tak jest naprawdę.
Jednak muszę przyznać, że mam ogrom podziwu i szacunku dla człowieka, z którym nigdy nie rozmawiałem – Rafaela Beniteza. Bardzo mi się podoba, to co robi na Anfield, ale ciągle możemy mówić o pracy w toku, ponieważ Liverpool to klub, który odnosi sukcesy, a nie o nich mówi.
Obecnie czytam książkę o Benitezie napisaną przez jego przyjaciela Paco Lloreta i mnie bardzo zafascynowała. Benitez to człowiek, który żyje i oddycha piłką. On pragnie sukcesów, a to jest bardzo dobra wiadomość dla Liverpoolu.
Byłem pod wrażeniem całej drogi przebytej do sukcesu, którym był Stambuł. Komentowałem większość z tych spotkań, więc każdy moment doskonale pamiętam. Najpierw gol Gerrarda w meczu z Olympiakosem, potem wyjazdowe zwycięstwo z Leverkusen, po tym, jak w pierwszym meczu Dudek popełnił błąd, potem Juventus i Chelsea.
Atmosfera podczas drugiego meczu z Chelsea była najbardziej porywającą atmosferą, jaką w życiu widziałem. Tamtego wieczoru byłem razem z byłym menadżerem Reprezentacji Anglii Grahamem Taylorem i spytałem się go przed meczem, czy wiele razy był na europejskich meczach na Anfield? Odpowiedział ‘nigdy’ i wtedy powiedziałem, że nigdy w życiu nie przeżył czegoś takiego, co wydarzy się tutaj.
Spojrzał na mnie i powiedział ‘no cóż jestem menadżerem i wiem, że się mylisz.’ Po tym, jak się mecz skończył podszedł do mnie i powiedział ‘Miałeś rację. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem.’ Był poruszony tym, co zobaczył i usłyszał, efektem, jaki stworzyli kibice. Ludzie czasem przesadzają, że podczas meczów na Anfield przechodzą Cie dreszcze, ale tym razem tak było i to przez całe spotkanie.
Dla mnie to był większy mecz niż ten w Stambule. Tak uważam, ponieważ Liverpool zasłużenie pokonał Chelsea, był lepszy w obu spotkaniach. Jeśli chodzi o Stambuł to do dzisiaj nie potrafię sobie wytłumaczyć, jak oni to zrobili.
Gdy było 3-0 tylko siedziałem i myślałem, żeby Liverpool nie skompromitował się do końca, żeby było chociaż 4-1. Wtedy Milan mógł spokojnie wygrywać różnicą pięciu, czy sześciu bramek, taka była różnica pomiędzy obiema drużynami.
Pamiętam, jak na początku drugiej połowy zacząłem słyszeć ‘You’ll Never Walk Alone’, zaczęli fani w jednym z rogów boiska, a potem to rosło. Milan miał jedną czwartą stadionu, Liverpool resztę. Nagle YNWA rozbrzmiewa na całym stadionie i mówię Wam, fani Milanu byli porażeni. Wyglądali tak, jakby myśleli: ‘Co się dzieje? Wygrywamy 3-0, dlaczego to nie my śpiewamy?’
Myślę, że kiedy piłkarze wyszli na drugą połowę to nie mogli przejść obojętnie obok tego, co usłyszeli od przybyłych fanów The Reds.
Od tamtego sukcesu Benitez dalej idzie naprzód i Liverpool jest coraz to lepszy. W tym sezonie nie ma takiej możliwości, żeby The Reds mieli 37 punktów mniej niż Chelsea. Jednak nie wydaje mi się, żeby byli w stanie wygrać Premiership w tym roku, ale jeszcze się zdziwicie, jak szybko tego dokonają.
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 20.12.2005 (zmod. 02.07.2020)