Dlaczego Villa Park jest dla Nas szczęśliwym stadionem
Artykuł z cyklu Artykuły
Miejmy nadzieję, że sobotnie zwycięstwo nad West Hamem pozwoli nam na osiągnięcie dobrego rytmu w Premiership przed meczem na szczęśliwym dla The Reds stadionie.
Dla jednego z naszych bohaterów ze Stambułu ten mecz będzie miał wyjątkowe znaczenie. Jeśli dostanie szansę gry przeciwko swoim byłym kolegom, Milan Baros z pewnością będzie chciał zrobić wszystko, żeby strzelić bramkę Liverpoolowi.
Jednak Baros nie ma chyba przeznaczenia po swojej stronie. Myślę, że możemy powiedzieć, że dla Liverpoolu stadion Villa Park jest szczęśliwy, jak dla żadnej innej drużyny. Także ten stadion po Wembley jest jednym z najsłynniejszych w Anglii. Jako kibice Liverpoolu mamy wspaniałe wspomnienia z meczów w Półfinale FA Cup rozgrywanych na tym obiekcie i oczywiście tutaj graliśmy Finał Pucharu Ligi w 1981 roku.
Nawet nasze dokonania w lidze na tym obiekcie są bardzo dobre. Ostatni remis 1-1 był już 7 nieprzegranym meczem z rzędu na Villa Park.
Moje pierwsze wspomnienia związane z tym stadionem sięgają roku 1965, kiedy to graliśmy w Półfinale FA Cup z Chelsea i ich pokonaliśmy na drodze do pierwszego zwycięstwa w tym pucharze. Potem wszystkie wizyty w Birmingham zapadły mi w pamięci. Dziewięć lat póĽniej oglądałem Johna Toshacka i Kevin Keegana w zwycięskim 3-1 półfinale z Leicester.
Jednak nie wszystkie wspomnienia są tak miłe. Kilka lat póĽniej rozegraliśmy bardzo słabe spotkanie i Villa nas zmiażdżyła – przegraliśmy 1-5. Nie wystąpiłem w tym meczu, ponieważ w tym czasie byłem na zgrupowaniu angielskiej młodzieżówki i byłem w szoku, gdy usłyszałem o tym wyniku. Wynik bardzo bolał, ale mimo podnieśliśmy się i w tym samym sezonie zostaliśmy Mistrzami Anglii.
Następny półfinał na tym stadionie graliśmy z Arsenalem. Grałem w drugim z czterech spotkań z Londyńczykami, po tym jak przegraliśmy 0-1 w pierwszym spotkaniu. Myślałem, że zdobyłem zwycięską bramkę, która da nam awans do finału, ale Arsenal pod koniec meczu wyrównał i czekał nas jeszcze jeden mecz.
Od tamtej pory Villa Park stał się naszym ulubionym obiektem, mimo że przegraliśmy tam z Crystal Palace, ale ja wolę pamiętać zwycięstwa nad Wycombe, czy dramatyczny mecz z Portsmouth wygrany po rzutach karnych w 1992 roku.
Villa była w centrum uwagi w ostatnim tygodniu, z powodu spekulacji o nowym właścicielu, ale z pewnością dla Milana Barosa najważniejszy teraz jest ten właśnie mecz.
Przez cała karierę na Anfield, Milan był bardzo lubiany przez fanów, z powodu swojego stylu gry, ale jakoś nie był w stanie zdobyć goli z taką łatwością, jak to czynił w Reprezentacji Czech. Mimo wszystko musimy na niego uważać, ponieważ dobrze rozpoczął swoją karierę na Villa Park zdobywając gola w swoim debiucie. Jednak potem kontuzja zatrzymała go w poprawieniu swojego osiągnięcia.
Ciągle mnie to ciekawi, dlaczego tak wielu piłkarzy często wraca, by straszyć swoje byłe kluby. Myślę, że w takich meczach dają z siebie wszystko, żeby pokazać, że pozbycie się było złym posunięciem.
Kiedy odszedłem z Liverpoolu do Lutzern nawet przez minutę nie pomyślałem, że kiedykolwiek zagram przeciwko drużynie, której kibicowałem od dzieciństwa. Jednak w ciągu dwóch lat wróciłem do Anglii – do Oldham Athletic. Los zrządził, że wylosowaliśmy Liverpool w Pucharze Ligi. Pierwszy mecz przegraliśmy 0-3 na Anfield i ja w tym spotkaniu nie wystąpiłem. Jednak na własnym boisku już zagrałem i też przegraliśmy 2-5, ale zdobyłem dwie bramki. Zanim jeszcze w tym pucharze grano rezerwowym składem – Liverpool wystawił bardzo silną jedenastkę i grałem w ataku przeciwko takim piłkarzom, jak Alan Hansen i Mark Lawrenson. To są dla mnie wspaniałe wspomnienia, ale nie dlatego, że chciałem coś udowodnić Liverpoolowi, tylko sobie, że potrafię grać przeciwko najlepszym drużynom.
Te dwa gole wspominam bardzo miło, ponieważ nie wyrządziły Liverpoolowi żadnej krzywdy, ale w przeszłości byli The Reds już pogrążali Liverpool. Pamiętam, że Jimmy Case zdobył dwie bramki w 1983 roku i wyeliminował Liverpool z FA Cup w ostatnim sezonie Paisleya, jako menadżera.
W tym tygodniu Berger i Baros dostaną szansę, żeby pokazać, że Liverpool popełnił błąd sprzedając ich i możemy być pewni, że zrobią wszystko, żeby Liverpool wracał na Anfield z pustymi rękami. Berger już raz w barwach Portsmouth pogrążył Liverpool, ale miejmy nadzieję, że tym razem będzie inaczej i Liverpool nie rozda przedwczesnych prezentów świątecznych.
Autor: Liverpoollover
Data publikacji: 04.11.2005 (zmod. 02.07.2020)