Wszystkie siły na ligę!
Artykuł z cyklu Artykuły
Rozgrywki Ligi Europejskiej nabierają rozpędu. Już w czwartek, 19 sierpnia Liverpool podejmie na Anfield turecki Trabzonspor. Po łatwym rozprawieniu się z macedońskim kopciuszkiem, podopiecznych Roya Hodgsona sprawdzą przybysze znad Bosforu. Być może uda nam się przy tej okazji poznać zamiary naszego trenera. Nie ukrywał on we wcześniejszych wywiadach, że to liga powinna być dla Liverpoolu priorytetem. Jest to o tyle dziwne, że właśnie sukcesowi w Lidze Europejskiej Hodgson zawdzięcza zainteresowanie swą osobą, a w konsekwencji angaż na Anfield. Przyzwyczajeni do smaku zwycięstw w Europie kibice, mogą się jednak w tym roku rozczarować. No, chyba że w zamian za to...
Obserwując pierwszy, pechowo zremisowany ligowy mecz, dało się zaobserwować wielkie zaangażowanie i determinację zawodników. Grający jak za najlepszych sezonów Gerrard, tworzący razem z mającym ogromne wsparcie kibiców Mascherano to wspaniały prognostyk na dalszą część sezonu. Dodając do tego Kuyta, Jovanovica, Torresa, Joe Cole'a, Ngoga, Maxiego i Babela otrzymujemy całkiem niezły, zdolny do szaleństw w ofensywie, czerwony gang. Gdyby tylko udało zatrzymać się Javiera, skład mógłby być niemal kompletny. On sam stracił już serce dla Liverpoolu, nic takiego jednak nie zaistniało w drugą stronę. Być może to przekona go do zmiany decyzji. Jeśli nie, miejmy nadzieję że podołają Lucas z Poulsenem. W każdym razie, jak napisał na swym blogu Michał Okoński - „Prostota, czyli piłkarze na najbardziej odpowiadających im pozycjach, jasno wytyczone zadania, przejrzysta taktyka, dużo walki... oj, nie będzie w tym roku chętnych do grania z Liverpoolem.”
No właśnie. Może czas to wykorzystać? Może to właśnie ten moment? Może warto odpuścić sobie męczące wyjazdy na mecze, które koniec końców i tak bledną przy Lidze Mistrzów, i skupić się na biciu Blackpool, Birmingham, Stoke i Blackburn? Bazować na tejże prostocie (nie prostactwu!), dużo biegać, walczyć i wiedzieć co się chce osiągnąć. Uczynić z Anfield twierdzę, sprawić, choćby i takimi wejściami jak te Cole'a, że nikt nie wyjedzie z Liverpoolu bez walki. Grać zawsze o pełną pulę, nie próbować nawet „possession & control”, tylko rzucać się na rywali, szczególnie tych słabszych, jak drapieżnik na ofiarę. Nie wykrwawiać się w mało prestiżowym pucharze pocieszenia, nie tracić niepotrzebnie żołnierzy, pamiętając minione sezony, w których w odwodzie zostawaliśmy z niedoświadczonym mięsem armatnim.
Celem minimum powinien być powrót na europejskie salony, do naszego środowiska naturalnego. Zeszły sezon pokazał jasno, że nawet półfinał Ligi Europejskiej nie jest wielkim zaszczytem dla klubu pokroju Liverpoolu. Potężne wzmocnienia Manchesteru City nie muszą im zagwarantować mistrzostwa, ba, nie muszą im zagwarantować niczego. Mogą im natomiast zagwarantować jedno – szeroką kadrę, zdolną do gry w kilku rozgrywkach jednocześnie. Podobnie rzecz ma się choćby z Chelsea. Liverpool nie ma takiego komfortu, dlatego też powinien się skupić na rozgrywkach najbardziej widowiskowych, prestiżowych, słowem godnych tego klubu. Te rozgrywki to Premier League. I tego się trzymajmy.
Autor: Openmind
Data publikacji: 17.08.2010 (zmod. 02.07.2020)