Joe Cole: Piłkarz bez numeru
Artykuł z cyklu Artykuły
Zapraszamy do lektury artykułu dziennikarza Daily Telegraph, Rory’ego Smitha. Autor stara się w nim opisać rzeczywistą rolę Joe Cole'a w drużynie Liverpoolu, kierując się numerem z jakim gra Anglik i przywiązaną do niego pozycją na boisku.
Joe Cole: piłkarz bez numeru
Po potwierdzeniu wiadomości, że Liverpool zdobył podpis Joe Cole'a na kontrakcie z dużą ilością zer, łatwo byłoby zażartować na łamach ogólnokrajowej gazety, zamieszczając tam tytuł: "Witamy numer 7". To proste, ale bardzo mylne. Gdy Cole akceptował warunki 4-letniej umowy, na mocy której na jego konto wpływa tygodniowo 90 tysięcy funtów, część ludzi na Anfield twierdziła, że w tym właśnie problem.
Byli oczywiście w błędzie. Wybór siódemki na koszulce byłby może nieco bardziej pragmatyczny, jednak Cole zdecydował się negocjować z innym nowym nabytkiem Liverpoolu, Milanem Jovanovicem, prawa do numeru 10. Serb, którego gra to mieszanka siły i dobrej zabawy, zaakceptował życzenie Anglika, pozwalając mu na ubieranie koszulki, jaką było mu dane nosić w Chelsea.
Oczywistą konkluzją jest legenda związana z numerem 7, znaczenie osób, które ją nosiły. Duchy Keegana i Dalglisha to zbyt duży ciężar dla Cole'a. Klub z Anfield nie zrezygnował może z przyznawania siódemki nowym piłkarzom, jak miało to miejsce w Milanie z 3 i 6 czy w Cagliari z 11, ale wydaje się, że coś takiego powinno mieć miejsce. Spośród następców Dalglisha, tylko Peter Beardsley i Steve McManaman dodali temu numerowi magii. Paul Walsh, Harry Kewell, Vladimir Smicer i Robbie Keane okazali się niegodnymi dziedzicami.
Decyzja Cole'a mówi wiele nie tylko o spadku przypisanym do numeru 7, ale również o jego postrzeganiu własnej osoby. Anglik widzi się jako dziesiątkę. Z dziesiątką grał w Chelsea. Według niego, jego najmocniejsza pozycja to, przypisana zwyczajowo do tego numeru trequartista - zaraz za jednym bądź dwoma napastnikami. Problem polega na tym, że taka pozycja nie istnieje w angielskiej wizji futbolu.
Jak każdy zespół, również w reprezentacjach z numerami związany jest określony prestiż. W Anglii to dziewiątka. Podświadoma hierarchia w zespole mówi, że numer 9. wychodzi jako pierwszy, niczym talizman, wokół którego wszystko jest zbudowane. W Argentynie, rolę tą pełni numer 5., noszony przez pomocnika nazywanego caudillo. Niemcy - tu również największym poważaniem cieszy się piątka, z którą grał niegdyś Franz Bekenbauer. Warto wspomnieć jeszcze o systemie z libero: przed laty funkcję tę pełnił Matthias Sammer z numerem 6.
Numer 10 jest inny. W Ameryce Łacińskiej czy na południu Europy, jest on odosobniony, poza resztą. Noszą go wyłamujący się z kolektywu indywidualiści. Drużyna istnieje, pełna jest niszczycieli, defensorów i skrzydłowych , a na środku tej orkiestry stoi dyrygent. Chwila zastanowienia i okazuje się, że lista sławnych dziesiątek jest dłuższa od pozostałych.
W Anglii tradycja ustawienia 4-4-2 nakazuje, by piłkarz z tym numerem był po prostu kolejnym napastnikiem, wsparciem dla dziewiątki. Nawet przy opierającym się na dwóch wysoko ustawionych skrzydłowych 4-5-1, które stało się ostatnio podstawą wielu zespołów, dziesiątka to zwyczajny pomocnik. Większość zawodników spełnia jedno z powyższych kryteriów. Również najlepsi z nich - Wayne Rooney, Robin van Persie - postępują zgodnie z tymi samymi zasadami, co ich koledzy. Są kreatywni, świetnie wyszkoleni technicznie, fantazyjni. Nie prowadzą drużyny, nie określają tempa. To jedne z wielu instrumentów w orkiestrze.
Cole jest inny. Przypomina Stana Bowlesa i Rodneya Marsha, klasyczne dziesiątki, piłkarzy inspirujących i jednocześnie doprowadzających do furii. To cecha, tłumacząca dlaczego fani tak bardzo chcą go oglądać - wydaje się w magiczny sposób porządkować drużynę. Czemu jednak tak wielu menedżerów zdecydowało się poradzić sobie bez jego pomocy? Guus Hiddink, Fabio Capello, Jose Mourinho i Carlo Ancelotti. Wszyscy uznali go za zbędny luksus. Nie darzono Cole'a zaufaniem na upragnionej przez niego pozycji nie ze względu na brak umiejętności. Taka rola zwyczajnie nie istnieje w Premier League, nie w akceptowanej przez piłkarza formie. Przesuńcie go więc na lewą stronę. Jest tam równie dobry.
Autor: Rory Smith
Data publikacji: 09.12.2010 (zmod. 02.07.2020)