WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1042

Wymiećmy kurz z gabloty

Artykuł z cyklu Artykuły


W środowy wieczór Liverpool rozpocznie bój w Pucharze Ligi z Exeter City. Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się być proste - bo jakie szanse może mieć dwudziesty drugi po czterech kolejkach klub League One z jednym z czołowych klubów na Wyspach, który na pojedyncze transfery wydaje więcej niż wynosi budżet zespołu z St. James Park?

Jednakże dopóki piłka w grze wszystko zdarzyć się może, a kibice The Grecians - taki bowiem przydomek nosi drużyna z hrabstwa Devon - wierzą, że uda się wyrzucić The Reds za pucharową burtę, podobnie, jak uczynili to przed rokiem gracze Northampton Town.

Do takiej sytuacji nie może dopuścić Kenny Dalglish i spółka – dotyczy to nie tylko takich czynników jak dobranie odpowiedniej taktyki, rozpracowanie przeciwnika, wybór odpowiedniego składu (wszak nie musimy oszczędzać się w pucharach ze względu na absencję w rozgrywkach międzynarodowych)- istotnym elementem będzie odpowiednia motywacja. I nie chodzi tu bynajmniej o zmotywowanie zawodników do pokonania zespołu, którego barw broni polski bramkarz Artur Krysiak, gdyż to spotkanie musimy wygrać, by uniknąć blamażu.

Problem z motywacją może uaktywnić się w kolejnych spotkaniach, a tkwi on znacznie głębiej i nazwać go już można „syndromem Liverpoolu” – potrafimy wznosić się na wyżyny umiejętności i pokonywać często wyżej notowanych rywali, a problemy sprawiają nam zespoły środka i dołu ligowej tabeli, a właśnie takie drużyny będą stawiać nam czoła w większości spotkań zarówno Pucharu Ligi, jak i Pucharu Anglii. Do pokonania ich nie brakuje nam piłkarskiego wyszkolenia, tylko odpowiedniej mentalności, którą nabyć można jedynie traktując każdego przeciwnika tak samo poważnie – i nie ważne, czy jest to drugoligowiec, czy uznana firma. „Wyleczenie” tego syndromu będzie o tyle ważne, że w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów, o dostanie się do której tak mocno walczymy, nie będzie można odpuszczać nikomu – i o ile jest to w pełni uzasadnione w przypadku meczy z uznanymi na arenie międzynarodowej rywalami, o tyle trzeba uważać, by w grupie nie tracić w głupi sposób punktów z rywalami pokroju mistrzów Rumunii, Węgier, czy też Polski (w awans których do europejskiej elity bardzo liczę zarówno w tym, jak i kolejnych sezonach, niezależnie od klubu). Dobrą kuracją na tę dolegliwość będą udane występy w pucharach krajowych.

Ostatnie trofea zdobyte przez Liverpool to Puchar Anglii oraz Tarcza Wspólnoty zdobyte w 2006 roku - od kilku lat w naszej gablocie z pucharami zalega więc kurz, lecz ten sezon może okazać się tym, w którym sięgniemy po któryś z nich - mamy odpowiednio szeroką kadrę, by nie tylko silnie obsadzić skład na mecze ligowe, ale pokazać co mamy najlepszego w meczach pucharowych, nie musimy martwić się tym, że trzeba będzie się oszczędzać na rozgrywki międzynarodowe, oraz co najważniejsze - mamy mądrego i odpowiedzialnego człowieka za sterami drużyny, człowieka, który potrzebuje zwycięstw, by udowodnić nam i sobie, że wciąż jest wielkim trenerem, nie gorszym od całej rzeszy „młodych zdolnych”, którzy wypłynęli na szerokie wody w ostatnich latach.

Kenny Dalglish potrzebuje zwycięstwa w którymś z pucharów z dwóch powodów- po pierwsze Szkot z pewnością chce skrócić kibicom czas oczekiwania na to „coś”, co wywoła uśmiech na ich twarzach na długie tygodnie, a po drugie, by przygotować drużynę do batalii, która czeka ją – miejmy nadzieję - w przyszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. Do tego dochodzi także aspekt pozasportowy, gdyż właściciele klubu chętniej wyłożą kolejne pieniądze na wzmocnienia, gdy zobaczą, że drużyna szybko osiąga wyznaczone przed nią cele, a zdobycie któregoś z krajowych trofeów jest zdecydowanie w naszym zasięgu.

Od pięciu lat czekamy na kogoś, kto wymiecie kurz z gabloty z trofeami- swoje dołożył do niej Rafael Benitez, lecz nie wiodło mu się pod koniec kadencji, a jego następca – Roy Hodgson – wybił nam z głów pucharowy sen nim dobrze przyłożyliśmy głowy do poduszki i to właśnie jego wypada winić za katastrofę, jaką była batalia z Northampton. Teraz za nasz zespół odpowiedzialny jest Król Kenny- ufam, że nie popełni on błędów z poprzednich sezonów i poważnie potraktuje zbliżające się spotkania najpierw w Carling Cup, a później w F.A. Cup. Pierwsze starcie – jak wspominałem na początku – już w środę na St. James Park. Później czekają nas rywale z różnych półek, jednak każde spotkanie będzie tak samo ważne, tak samo trzeba będzie się do każdego przyłożyć. Nie jesteśmy może jeszcze gotowi na podbój Premier League, lecz jesteśmy gotowi na walkę w pucharach i istnieje duża szansa, że ten bój zakończymy zwycięsko przynajmniej na jednym froncie.

Wymiećmy kurz z naszej gabloty, niech fani The Reds dostaną nowy powód do wielkiej sportowej radości - zasługują na to po tylu latach posuchy, a każdemu, kto powie, że krajowe puchary to niewielkie osiągnięcia w porównaniu z mistrzostwem, niech za odpowiedź starczy ten cytat z tekstu pewnej (ostatnio dość popularnej wśród polskich fanów LFC) piosenki: „cieszmy się z małych rzeczy…”.



Autor: Żuru
Data publikacji: 22.08.2011 (zmod. 02.07.2020)