EVE
Everton
Premier League
24.04.2024
21:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1061

Pech w kolejce cudów

Artykuł z cyklu Artykuły


Niektórym z nas dotąd jeszcze krążą po głowie obrazy z meczu The Reds z ekipą Norwich – huraganowe ataki Liverpoolu kończone najczęściej niedokładnymi ostatnimi podaniami, lub strzałami: najczęściej niecelnymi lub zablokowanymi przez zmasowaną defensywę rywali. Jest to obraz o tyle bolesny, że ten mecz był prowadzony pod nasze dyktando i powinniśmy, ba musieliśmy go wygrać. Tak się jednak nie stało.

Dokonując w spokoju analizy tego meczu zauważyć można że bardzo często centymetry dzieliły nas od wygranej, kilka razy obijaliśmy słupki, kilka razy golkiper gości pokazał niewiarygodne wręcz umiejętności. Nic dziwnego, ze możemy czuć się mocno sfrustrowani – poza skutecznością, oraz jednym błędem naszej defensywy, po której padł gol wyrównujący w zasadzie niewiele możemy sobie zarzucić. Już pierwsza połowa pokazała naszą dominację w środku pola, gdzie pomimo braku usposobionego defensywnie pomocnika (jakim jest chociażby Lucas) przejęliśmy kontrolę nad tempem spotkania, rozbijając większość kontrataków ekipy Paula Lamberta. To, że padła tylko jedna bramka, to moim zdaniem wynik jedynie straszliwego pecha. I właśnie ten pech chciał, by pomimo prób i starań, nasi zawodnicy nie zeszli z boiska jako zwycięzcy – nawet pomimo dobrej gry i wielu klarownym sytuacjom podbramkowym.

W tym momencie należy zastanowić się nad formą naszych napastników. Rozpoczęliśmy ten mecz z Suarezem na szpicy, który choć robił co mógł, nie potrafił skierować piłki do bramki Kanarków. Nic więc dziwnego, że po kilku, a nawet kilkunastu nieudanych próbach zaczął się denerwować, czego zresztą nie ukrywał. Nie zapominajmy jednak (wśród fali krytyki, jaka spadła na Urugwajczyka po tym spotkaniu oraz przy uznaniu faktu lekkiego spadku formy Luisa), że to dzięki niemu Craig Bellamy wyprowadził Liverpool na prowadzenie w tym spotkaniu.

Wprowadzony do gry w drugiej połowie Andy Carroll mógł w samej końcówce spotkania zapewnić nam zwycięstwo, jednakże chybił minimalnie strzelając głową. Mimo tego widać wyraźnie, że gra pary Carroll – Suarez przysparza obrońcom więcej kłopotów niż gdy muszą sobie radzić tylko z jednym z nich. W takim przypadku wystarczy, że odetną od podań jednego lub drugiego, lecz gdy grają razem, stanowią solidne wzajemne uzupełnienie, utrudniając pracę defensorom drużyny przeciwnej. Uważam, że ci dwaj gracze po prostu muszą grać razem, gdyż ta współpraca szybciej niż każda inna może zaowocować dobrymi rezultatami, a czego przykład mieliśmy choćby w derbowym meczu z Evertonem. Nie wiem, czemu Kenny nie dał im gracze sobą od początku spotkania – nie musimy przecież aż tak bardzo oszczędzać zawodników, nie gramy bowiem w europejskich pucharach i cała energia i wszystkie „najlepsze działa” powinny być skierowane na front ligowy.

Dziewiąta kolejka Premier League zasługuje na to, by nazwać ją „kolejką cudów” – wystarczy (poza naszym meczem z Norwich) wskazać na straszliwe upokorzenie Manchesteru United przez rywali zza miedzy w meczu derbowym, czy niespodziewane zwycięstwo QPR w spotkaniu ze znacznie wyżej notowaną Chelsea. Te niespodzianki mogły nam bardzo pomóc w naszej pogoni za czołówką, jednak przez pecha oraz własne błędy nie wykorzystaliśmy tego – oby tylko nie zemściło się to na nas w końcówce sezonu, gdzie każdy punkt będzie się liczył. Można zrozumieć, że zdarzy się nam jakiś pechowy mecz, jak ten ostatni, lecz oby nie przydarzało nam się to częściej, zważywszy na spore zagęszczenie w ligowej tabeli, gdzie o prawo wejścia do elitarnej „czwórki” walczy obecnie przynajmniej 7 zespołów, o porównywalnym potencjale do ekipy Dalglisha.

Przed nami mecz pucharowy ze Stoke – to na jego podstawie będziemy mogli stwierdzić, czy brak skuteczności naszych ulubieńców to jedynie pech, czy być może stajemy u progu poważniejszego kryzysu formy ludzi odpowiedzialnych w Liverpoolu za zdobywanie goli. Miejmy jednak nadzieję, że pech, z jakim przyszło nam się zmierzyć w „kolejce cudów” minie i dzięki coraz lepszej grze (a dobrą już możemy obserwować) rozpędzony czerwony pociąg Liverpoolu wjedzie na jak najwyższe miejsca zarówno w lidze, jak i w pucharach.



Autor: Zuru
Data publikacji: 25.10.2011 (zmod. 02.07.2020)