WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 1037

Czas coś udowodnić

Artykuł z cyklu Artykuły


Nie wchodząc do szatni żadnego z zespołów, które wystąpią w niedzielę na Wembley, nie czytając w myślach żadnego z piłkarzy, trenerów, nie pytając o zdanie żadnego kibica, czy to Liverpoolu czy Cardiff śmiało można postawić tezę mówiącą o tym, że obydwa zespoły wyjdą na murawę nie tylko po to, by bić się o puchar, lecz także dlatego, żeby coś udowodnić.

Wydawać by się mogło, że Walijczycy są bez szans w starciu z grającymi o klasę rozgrywkową wyżej The Reds – nic bardziej mylnego. Dla wielu piłkarzy Cardiff ten mecz będzie najważniejszym spotkaniem w życiu, dlatego uczynią dosłownie wszystko, by w nim zwyciężyć. Ewentualna dobra gra poszczególnych zawodników może także skutkować zainteresowaniem lepszych klubów – to również ważny aspekt. Nie można więc spodziewać się, że szybko strzelona przez Liverpool bramka ustawi cały mecz, ba, nawet dwubramkowe prowadzenie w takim spotkaniu nie może wprowadzić chwili rozluźnienia wśród Gerrarda, Suareza i spółki. Wszyscy wiemy, jak ciężko gra się Liverpoolowi z zespołami w teorii znacznie gorszymi – to jednak nie mecz ligowy, gdzie jedną porażkę można przełknąć i zapomnieć o niej, tutaj porażka oznacza zmarnowanie dorobku kilku naprawdę świetnych spotkań.

The Bluebirds (taki bowiem przydomek ma drużyna, którą prowadzi Malky Mackay) chcący udowodnić, że w futbolowym świecie Dawid ma szansę pokonać naszpikowanego gwiazdami Goliata będą naprawdę groźni, nie odstawią nogi, będą walczyć o każdą piłkę z zaciekłością lwów – strach pomyśleć, jak ciężkie czeka nas zadanie, gdy to oni strzelą bramkę jako pierwsi. Nic bardziej frustrującego niż przysłowiowe bicie głową w mur, gdy czas ucieka, a stawka meczu jest olbrzymia. Naprawdę, obawiam się tej sytuacji, gdyż niełatwo będzie później ruszyć z miejsca autobus ustawiony przed bramką Cardiff City.

Liverpool ostatni raz zwyciężał w krajowym pucharze (był to FA Cup) w 2006 roku – z tamtego składu w drużynie pozostali jedynie wychowankowie Carragher i Gerrard oraz Pepe Reina, dawne gwiazdy zostały zastąpione przez nowych graczy. Dla wielu z nich ewentualny niedzielny sukces będzie potwierdzeniem, że wykonali świetny ruch składając podpis na umowie z klubem z Anfield. Jest to niezwykle ważne, gdyż triumfy cementują zespół, piłkarze bardziej niż kiedykolwiek zaczynają myśleć wspólnymi kategoriami, optymistycznie patrzą w przyszłość. Ekipa Dalglisha musi udowodnić sobie i fanom, że jest w stanie zakończyć ten turniej sukcesem – tego brakowało choćby Liverpoolowi Rafy Beniteza z sezonu 2009/10, kiedy to odpadliśmy po walce z Atletico Madryt w półfinale Ligi Europy.

Tak wówczas, jak i teraz triumf mógł uratować cały sezon – wtedy się nie udało, ale liczę na to, że nasi ulubieńcy staną na wysokości zadania i nie zlekceważą przeciwnika. Nie da się ukryć, ze gramy najważniejszy mecz w tym sezonie, więc The Reds powinni do niego podejść jak najbardziej poważnie, z respektem dla rywala, ale także z dużą pewnością siebie, z wiarą we własne umiejętności. Tylko kontrolowanie spotkania od początku do końca da nam pewność wygranej, w przeciwnym razie żaden z naszych zawodników nie będzie raczej chętny, by zerknąć na okładki poniedziałkowej prasy.

Każdy finał jest okazją, by zapisać się w historii, dlatego liczę, że tę świadomość będą mieć wszyscy piłkarze, którzy wyjdą na murawę. Za kilkanaście lat na myśl choćby o Carrollu, Hendersonie czy Downingu nikt nie będzie wspominał kosztów, jakie poniósł klub, by ich sprowadzić, lecz ich udział (a miejmy nadzieję, że również bramki) w finale Carling Cup w 2012 roku. To dla nich świetna okazja, by zapisać się złotymi zgłoskami w i tak już bogatej historii klubu z Anfield. Niech udowodnią sobie i nam, że potrafią grać na miarę oczekiwań, niech podziękują za wsparcie fanów.

Liverpool ma do załatwienia jeszcze jedną sprawę podczas meczu na Wembley – musi pokazać pewnemu człowiekowi, jak wielki błąd zrobił zostawiając klub w potrzebie, jak wielką wyrządził krzywdę – nam, kibicom, którzy wiernie go wspierali oraz sobie. Ten człowiek, który postanowił odwrócić się plecami do ludzi, którzy go uwielbiali, by spełnić swój sen o trofeach sam teraz będzie musiał oglądać swoją byłą drużynę w walce o upragniony puchar. Ten człowiek sam teraz boryka się z problemami, jego pozycja w obecnym klubie spada – gdzie Twoje puchary Fernando?

Jakkolwiek będzie to ciężki mecz, jak bardzo wysoko poprzeczkę postawi nam Cardiff City – wierzę w to, że w niedzielny wieczór na twarzach wszystkich kibiców Liverpoolu zajaśnieje uśmiech, zabłysną oczy pełne radości i dumy. My, kibice z całego świata zapewniamy piłkarzom wsparcie w lepszych i gorszych chwilach – niech oni zapewnią sobie i nam tą wielką radość w środku ciężkiego sezonu. Czekamy i wspieramy Was – udowodnijcie nam coś.



Autor: Zuru
Data publikacji: 25.02.2012 (zmod. 02.07.2020)