WHU
West Ham United
Premier League
27.04.2024
13:30
LIV
Liverpool
 
Osób online 957

Wiem, że nic nie wiem

Artykuł z cyklu Artykuły


Trzy ostatnie, jakże różne od siebie spotkania Liverpoolu utwierdzają mnie w przekonaniu, że nasz zespół jest naprawdę jedną wielką niewiadomą dla wszystkich – kibiców, władz klubu, sztabu szkoleniowego, a nawet…sam dla siebie.

Po meczu finałowym, kończącym zwycięskie dla nas rozgrywki Carling Cup, gdzie bardzo wysoko postawiła nam poprzeczkę ekipa Cardiff City (ale to w końcu finał, inaczej być nie mogło, bo dla walijskiej drużyny był to najważniejszy mecz od lat) przyszło nam zmierzyć się z Arsenalem. Olbrzymia stawka meczu, oczekiwania kibiców jednej i drugiej drużyny można streścić w jednym słowie: „zwycięstwo”. Liverpool atakował, starał się, walczył, można powiedzieć – dominował i…przegrał. Znów wyszły na jaw stare błędy – niemożność wykorzystania rzutu karnego, nieskuteczność pod bramką Szczęsnego. Nasi rywale wykorzystali swoje sytuacje doskonale i wyjechali z Anfield Road bogatsi o trzy punkty, pomimo gorszej gry.

Kolejne spotkanie miało – sądząc po dobrej, choć bardzo nieskutecznej postawie Czerwonych w poprzednim meczu – dać nam zwycięstwo oraz nadzieję na walkę o miejsce w „czwórce” ligowej tabeli. Zamiast tego przecieraliśmy oczy ze zdumienia widząc wolną, okropnie niedokładną grę Suareza, Kuyta i spółki. Sunderland, choć nie rozgrywał epokowego meczu, nie miał innego wyboru, jak tylko odebrać nam punkty – i ekipa Martina O'Neilla zrobiła to, gdy zaskoczonego po strzale w słupek Pepe Reinę pokonał bez problemu Bendtner. W tamtym meczu zawiedli dosłownie wszyscy, nasi ulubieńcy zafundowali nam po prostu pokaz futbolowej żenady. Nic więc dziwnego, że wizja derbowej batalii z Evertonem rysowała się przed nami w ciemnych barwach. My rozegraliśmy tragiczny mecz , Everton pokonał zaś znacznie wyżej notowany Tottenham. Nic nie wskazywało na to, że wtorkowy wieczór zapisze w historii Liverpoolu tak piękną kartę.

The Reds od początku zagrali tak, jak powinni grać w zasadzie przez cały sezon – szybko, dokładnie, odważnie a przede wszystkim – skutecznie. Nasz kapitan zaliczył hat – tricka, a Luis Suarez pokazał, że potrafi grać na bardzo wysokim poziomie. Z bardzo dobrej strony pokazała się nasza defensywa, gdzie Jamie Carragher starał się udowodnić, że nie złożył jeszcze broni w walce o wyjściową jedenastkę, a swoją wartość zaznaczył Kelly. Zwycięstwo to pokazało, że Kenny Dalglish potrafi wykrzesać wiele ze swoich podopiecznych, a ich samych stać na bardzo dobrą, momentami świetną grę.

Zakończmy tutaj wspominanie niedawnej przeszłości i skupmy się na tym, co nas czeka – a będzie to spotkanie ze Stoke City w ćwierćfinale FA Cup, które musimy po prostu wygrać. Nie jestem jednak w stanie, mając na uwadze nasze poprzednie mecze przewidzieć, jaką formę zaprezentuje Liverpool w tym i w kolejnych bojach. Możemy spodziewać się dosłownie wszystkiego – od niezasłużonych porażek, poprzez nudne remisy aż po fenomenalne wiktorie – brak stabilnej formy to największa bolączka The Reds w tym sezonie. Najgorsze jest jednak to, że dotyczy to także w zasadzie wszystkich piłkarzy z osobna, przez co dochodzi do sytuacji, w których zawodzą liderzy drużyny, a formą błyskają rezerwowi, by w następnym meczu role się odwróciły. Choć drużyna wciąż jest w fazie budowy, to już widać, że niektóre elementy konstrukcyjne budowli Dalglisha to po prostu wybrakowany towar za który zapłacono nieadekwatne do jego realnej wartości pieniądze.

Pytany o postawę Liverpoolu w kolejnych meczach śmiało mogę przytoczyć słowa Sokratesa: „wiem, że nic nie wiem”. Mimo tego chcę wierzyć (a któż z nas, kibiców nie chce!), że rozbicie Evertonu zapoczątkuje stabilną, równą, a zwłaszcza zwycięską formę The Reds – i choć jestem przekonany, że nie mamy szans na awans do Ligi Mistrzów, to chcę, by nasi ulubieńcy uratowali ten sezon wygrywając FA Cup oraz pokazując się z dobrej strony w lidze, gdyż na to ich stać i tego możemy i powinniśmy od nich wymagać. Ekipa Króla Kenny’ego ma wielką szansę, by móc powiedzieć, że ten sezon był „niezły” – oby jej nie zmarnowała.



Autor: Zuru
Data publikacji: 15.03.2012 (zmod. 02.07.2020)