Odmienna rzeczywistość na Anfield
Artykuł z cyklu Artykuły
Jeżeli można ocenić klub przez pryzmat formatu i wielkości menedżera, który jest skłonny podjąć współpracę, to fakt, że Liverpool miał do wyboru Brendana Rodgersa i Roberto Martineza, by obsadzić wakat, być może najlepiej oddaje skalę upadku the Reds.
Osiem lat temu inne wyczerpujące poszukiwania również sprowadzały się do dwóch kandydatów po tym, jak Gordon Strachan i Alan Curbishley zostali wykluczeni. W tej fazie wyścigu dwoma pretendentami do przywództwa byli: Rafael Benitez i Jose Mourinho. Ten pierwszy właśnie wygrał La Liga i Puchar Uefa z Valencią, natomiast drugi wzniósł puchar Ligi Mistrzów i zdobył tytuł mistrza Portugalii z FC Porto.
W ten oto sposób wielki klub, który ma aspiracje do zwycięstwa w Premier League i podboju Europy, niegdyś postępował, sygnalizował swoje zamiary i przyciągał dwóch najbardziej obiecujących i skutecznych trenerów. Zatem jak należy rozpatrywać ten sam klub, ograniczony do wyboru między dwoma menedżerami, którzy mają w swoim dorobku jedynie utrzymanie Swansea City i Wigan Athletic w tej samej lidze, na którą Liverpool żywił wówczas nadzieję?
Z jednej strony, ilustruje to w jaki sposób klub popadł w niełaskę i porzucił standardy współmiernie do osiąganych wyników. Liverpool zakończył ostatni sezon na odległej, ósmej pozycji w Premier League i nie przyciąga już tak jak kiedyś. Gdy dwóch najbardziej obiecujących menedżerów z Europy, a mianowicie Jurgen Klopp i Frank de Boer, otrzymało sygnał od klubu, tym razem odpowiedź była uprzejma: “dziękuję, ale nie”. Tymczasem Pep Guardiola i Mourinho odpadli w przedbiegach niezależnie od tego, jak wysoko Liverpool chciałby mierzyć.
Z drugiej jednak strony, konfrontacja Rodgersa z Martinezem, którą wygrał wczoraj Irlandczyk z Północy, wskazuje, że Liverpool już dostrzega zarówno własne ograniczenia, jak i wyzwanie przed sobą. Jeśli wstąpienie Roya Hodgsona na tron angielski było symbolem cierpiącego niedostatek narodu, to zatrudnienie Rodgersa zwiastuje, że Liverpool jest gotowy stawić czoła nowej rzeczywistości.
Klub utracił już splendor. Przestał nawiązywać do wspaniałej przeszłości. Nie ma miejsca na romantyzm. Liczy się tylko pragmatyczny wybór, opierający się na stylu gry, jaki ma prezentować Liverpool według koncepcji Fenway Sports Group (FSG) oraz na przekonaniu, że powolny postęp pod kierownictwem stosunkowo młodego menedżera jest drogą naprzód.
To pokazuje dobitnie, że FSG w końcu wprowadza w życie własne zasady. Jak pokazało bezwzględne zwolnienie Dalglisha, wielka postać Anfield nigdy nie była głównym pretendentem do pozycji numer jeden. Nie spełniał on kryterium wieku i wizji na przyszłość. Kiedy tylko włodarze Liverpoolu zorientowali się, że jest okazja, aby podziękować mu za współpracę, natychmiast ją wykorzystali. Niemniej Dalglish wciąż rzuca cień na swojego następcę, bowiem jak przekonał się Rodgers z doświadczenia poprzednika, zwycięstwo w krajowym pucharze i dotarcie do kolejnego finału nie gwarantuje bezpiecznej posady.
Jednakże jest mało prawdopodobne, aby Rodgers otrzymał ultimatum w sprawie zajęcia miejsca w pierwszej czwórce. W przeciwieństwie do Dalglisha, który dostał niewykonalny cel, 39-letni szkoleniowiec ma zajmować się swoimi sprawami bez tak dokuczliwej presji, jednocześnie będąc pierwszym menedżerem Liverpoolu, który nie ma wymogu zakwalifikowania się do Ligi Mistrzów od czasu, gdy powstały te rozgrywki. Będzie musiał spełnić szereg bliżej nieokreślonych jeszcze wskaźników osiągnięć. Natomiast jeśli jego praca okaże się być poniżej oczekiwań, konsekwencje mogą być poważne, jak sugeruje Ian Ayre, dyrektor zarządzający Liverpoolu.
- Będzie to możliwe, dzięki specjalnej jednostce, która zostanie utworzona. To parametr, przy użyciu którego zostaną ustalone wymagania względem menedżera - powiedział niedawno Ayre. - Jestem pewien, że jeśli elementy będą realizowane poniżej założeń, to wówczas będzie można przeprowadzić zmiany, prawda? Nie zamierzam mówić o naszych celach, ale mogę ujawnić, że każdy ma kryteria, według których można określić oczekiwania.
- Można śmiało powiedzieć, jeśli spojrzeć wstecz na to, co wydarzyło się mniej więcej rok temu, że właściciele sami przyjechali, by wykonać część niezbędnych prac. Towarzyszył temu proces adaptacyjny, zaznajomienie się z położeniem i przegląd struktury przedsięwzięcia do pewnego stopnia.
To zaznajomienie się doprowadziło do obniżenia oczekiwań, jakie pojawiły się w erze Rodgersa. Teraz jego zadaniem jest ich ponowne podwyższenie. To wymagające wyzwanie dla menedżera, który jeszcze nie zdobył wiodącego tytułu w klubie, choć ten istnieje, aby wygrywać trofea, czym się szczyci. Jeśli Liverpool podjął ryzyko, to dlatego, że musiał. Dla klubu, przyszłość jest zagrożona. Dla Rodgersa, reputacja balansuje na cienkiej linii. Wspólnie zależą od siebie.
Tony Barrett
Autor: Damian
Data publikacji: 31.05.2012 (zmod. 02.07.2020)