Co czeka Joe Cole'a
Artykuł z cyklu Artykuły
Były zawodnik Chelsea i reprezentacji Anglii strzelił dla the Reds bramkę w niedzielnym spotkaniu z West Hamem, jednak jego czas na Anfield charakteryzował się napotykaniem na przeszkody widoczne przy każdym podejmowanym przez niego wysiłku.
Joe Cole czekał 20 miesięcy na bramkę w Premier League, lecz kiedy nadeszła, nie potrafił się z niej cieszyć. Dobrze odzwierciedliło to charakter Cole'a, okazującego szacunek klubowi, który go ukształtował, jednak równocześnie zobrazowało jego losy w Liverpoolu tym, że tak rzadki moment wyzwolenia musiał zostać na stadionie West Hamu pohamowany.
Cole był paraliżowany na każdym kroku od momentu dołączenia do Liverpoolu na zasadzie wolnego transferu z Chelsea w lipcu 2010 roku. Było zbyt wiele fałszywych nadziei na Merseyside, żeby uwierzyć, że kariera Cole'a wreszcie podniesie się na Anfield po imponującym występie na Upton Park, lub żeby Brendan Rodgers oparł się ofercie usunięcia 31-latka z listy płac, będąc instruowanym co do redukcji, która ma nastąpić w przyszłym miesiącu.
Menedżer Liverpoolu, trzeci w czasie pobytu Cole'a na Anfield, nigdy nie zagrał byłym reprezentantem Anglii od początku spotkania w meczu Premier League. Ofensywny gracz zaprezentował się dobrze i wpisał na listę strzelców podczas swojego ostatniego występu w Lidze Europy przeciwko Young Boys, kiedy to nagłówki gazet należały do niego, aż Szwajcarzy wyrównali w 88. minucie, jednak powrócił na ławkę w starciu ze Swansea w niedzielę. - To było ciężkich kilka tygodni po meczu z Young Boys, gdy sądziłem, że zasłużyłem na start - przyznał. - Nie trenowałem przez dwa tygodnie, ale wrócić na West Ham i spisać się dobrze, pozwoli mi, mam nadzieję, rozpocząć sezon na dobre.
Gwoli słuszności, Cole nigdy nie zniżył się do pytania odnośnie wystartowania swojej kariery w Liverpoolu, jednakże stało się ono powtarzalne. Zła passa rozpoczęła się podczas jego debiutu dla klubu w Premier League przeciwko Arsenalowi, tym, który zakończył się jego pierwszą czerwoną kartką w profesjonalnej karierze, nie zmieniając się przez ponad dwa lata, gdy kontuzje wywierały wpływ na jego szanse, szybkość i formę.
Rafael Benitez sądził, że powodem, dla którego na początku 2010 roku były dyrektor zarządzający Liverpoolu, Christian Purslow, pierwszy poruszył kwestię transferu, było następstwo kontuzji więzadła krzyżowego Cole'a, której doznał w Southend w spotkaniu FA Cup 12 miesięcy wcześniej. Fakt, że Purslow naciskał na umowę, która przewidywałaby, że Liverpool płaciłby Cole'owi więcej, niż 100 tys. funtów tygodniowo przez cztery lata, mówiła Benitezowi wszystko, czego potrzebował wiedzieć o swojej karierze na Anfield.
Hojność Liverpoolu nie jest w kwestii Cole'a błędem, ale powróciwszy odświeżonym z udanego wypożyczenia do Lille w ostatnim sezonie, które chciałoby go z powrotem w styczniu, seria kontuzji mięśnia udowego zablokowała mu szansę wywarcia pierwszego pozytywnego wrażenia na Rodgersie. Wytrwał 23 minuty w debiucie nowego menedżera z FC Homel w kwalifikacjach do Ligi Europy, został wykluczony na dwa tygodnie, powrócił jako zmiennik w pierwszym spotkaniu ligowym Rodgersa z West Bromwich Albion i doznał odnowienia się kontuzji dziewięć minut później.
Mimo to mecz z West Hamem, Young Boys i okres, który spędził w Lille zademonstrowały, że Cole ma powody, aby wierzyć w ponowny start, gdziekolwiek może on nastąpić. Sam zainteresowany powiedział: - Kiedy zszedłem z boiska po zdobyciu bramki przeciwko Young Boys, biorąc pod uwagę, że nie zrobiłem wiele dla Liverpoolu, przyjęcie, jakie otrzymałem od fanów było zadziwiające i znaczyło dla mnie bardzo wiele. Fani widzą, że chcę grać dobrze dla tego klubu i było wspaniałym strzelić dla nich gola oraz zdobyć trzy punkty. Naprawdę jestem zdania, że drużyna dokonuje znacznego postępu. Zawodnicy stają się lepsi i lepsi i naprawdę odpowiadają na to, czego menedżer od nas oczekuje.
Jako były młody angielski talent, który niósł ze sobą wielkie oczekiwania, Cole znajduje się na dobrej pozycji do doradzania Raheemowi Sterlingowi, podczas gdy Liverpool stara się zabezpieczyć podpis 18-latka pod jego pierwszym profesjonalnym kontraktem w karierze. Joe powiedział: - On jest prawdziwym talentem i stwarza ciągłe zagrożenie. Nigdy nie przestaje biegać i ciężko pracować dla zespołu oraz nigdy nie wygląda na zmęczonego, a u 18-letniego chłopaka jest to niesamowite. Zmierza w kierunku stania się czołowym zawodnikiem i znajduje się w odpowiednim klubie, aby tego dokonać.
Andy Hunter
Autor: Charly
Data publikacji: 11.12.2012 (zmod. 02.07.2020)