SOU
Southampton
Premier League
24.11.2024
15:00
LIV
Liverpool
 
Osób online 1405

Jak kupować i sprzedawać?

Artykuł z cyklu Artykuły


Pisarz piłkarski, Paul Tomkins, podkreślił jak mało istotne są transfery wielkich nazwisk przy prawdziwych sukcesach drużyny. Jeśli kiedykolwiek martwiłeś się tym, że Liverpool znów nie podpisał kontraktu ze znanym piłkarzem, mam coś specjalne dla Ciebie.

Każdy z nas ma całkiem inną wiedzę na temat świata piłkarskiego. Jest to wiedza unikalna. Jeśli czytasz ten artykuł, będąc mieszkańcem mniejszego państwa, prawdopodobnie będziesz znał tylko gwiazdy swojego kraju. Mimo, iż zdecydowana większość na świecie może w ogóle nie wiedzieć o jego istnieniu. Oczywiście, są pośród nas też tacy, którzy są na tyle dobrze poinformowani, że znają wszystkich piłkarzy ze wszystkich lig europejskich i nawet spoza Europy. Jednakże, chciałbym zwrócić uwagę na tę pierwszą grupę kibiców, najzwyklejszych fanów.

Większość z nas będzie znała tylko pierwszą jedenastkę (i niektórych rezerwowych) drużyn Premier League oraz składów największych drużyn z czołowych lig europejskich. Ponadto, zakładam, że przeciętny fan piłki nożnej będzie też w stanie wymienić kilku zawodników drużyn, które biorą udział w większych rozgrywkach międzynarodowych, takich jak Mistrzostwa Świata. Myślę, że nie jest to zbyt wygórowane założenie.

Ci, którzy mają zwyczaj narzekać na anonimowość nowego nabytku są najczęściej tymi, których wiedza o piłkarzach na świecie nie jest zbyt obszerna. Na potrzeby tego eksperymentu, stworzyłem 3 kategorie dla nabytków Liverpoolu za czasów Premier League (skorzystałem z bazy danych między 1994 a 2011 rokiem): „znane nazwiska”, „mniej znani piłkarze” , „względnie anonimowi”. Wszystkie te nazwy obejmują piłkarzy jedynie w momencie przybycia do klubu; oczywiście, po dołączeniu do zespołu nasza wiedza na ich temat mogła wzrosnąć. Jednakże istnieją także takie wyjątki od reguły jak Bernard Diomède.

Przyznam, że nie można nazwać tego eksperymentu naukowym (możecie sami go wypróbować), jednakże udało mi się dojść do konkluzji, że piłkarze, którzy średnio najczęściej startują w pierwszej jedenastce Premier League to nikt inny jak Względnie anonimowi. Ponadto, nie tylko są to zawdonicy, którzy wychodzą w pierwszym składzie średnio o 10% częściej niż „znane nazwiska”, ich cena jest ponad dwa razy mniejsza.

To fakt: Liverpool zalicza więcej spotkań grając takimi piłkarzami, do tego za pół ceny.

Sami Hyypiä, John Arne Riise, Lucas Leiva i Daniel Agger (wymieniłem jakichkolwiek 4 „względnie anonimowych” przed ich przybyciem) byli całkowicie nieznani większości kibiców Liverpoolu, jednak nie miało to wpływu na ich umiejętności. Cała czwórka regularnie występowała w pierwszej jedenastce the Reds.

Przeliczając z wykorzystaniem wskaźnika inflacji, każdy z wymienionej czwórki kosztowałby dziś średnio 7,5 miliona funtów.

Każdy z nich wskoczył ostatecznie do kategorii „znanych nazwisk”. Jednakże kupowanie talentów jeszcze przed ukształtowaniem jest kluczowe dla budowania stabilnej drużyny. To jest to, na czym powinny polegać scouting i transfery. Łatwo jest odnajdywać największe gwiazdy i sprowadzać je do klubu, jeśli tylko masz zbędne miliardy w banku.

Możesz sam zacząć zarabiać na transferach, jeśli dopisze ci trochę szczęścia. Oczywistym jest, że nie jest zalecane sprowadzanie tylko całkiem anonimowych piłkarzy z najdalszych zakamarków świata piłkarskiego. Z drugiej strony, łatwo możesz zostać oślepiony profilem i osiągnięciami danego piłkarza do takiego stopnia, iż kupujesz przeszłość (która na nic ci się przyda w aspekcie sportowym), a nie przyszłość zawodnika.

Najlepszym przykładem może być transfer Fernando Torresa do Chelsea. Jest to także świetny przykład niezrozumiałego strachu przed utratą największej gwiazdy drużyny (i rzadkości, z jaką najczarniejsze scenariusze stają się prawdziwe).

Zanim przejdę dalej w swoich rozważaniach, chciałbym podkreślić, że nie jestem typem kibica, który zaczyna nienawidzić swojego ulubionego piłkarza lub menadżera wraz z ich odejściem, czy też określa ich jako Judaszy, gdy postanowią kontynuować swoją karierę gdzie indziej. Zawodnicy przychodzą i odchodzą. Nie chciałbym, aby odnosili sukces kosztem Liverpoolu, jednak nie darzę ich nienawiścią oraz często cieszy mnie ich sukces w innym miejscu.

Jednakże patrząc na Torresa, który był niemalże 27-latkiem, gdy odchodził za 50 milionów funtów, wydawać by się mogło, że Chelsea zapłaciła za to, kim niegdyś był El Niño. Abramowicz wydał pieniądze na piłkarza, którego Liverpool kupił w 2007 roku, a nie tego z 2011. Torres zaliczył całkiem udany ostatni sezon w Europie i z pewnością miał duży wpływ na drużynę jeszcze przed zdobyciem kilku kolejnych medali, ale wciąż ma na koncie jedynie 15 bramek ligowych w 82 spotkaniach. To ogromny spadek z 65 goli w 102 występach dla Liverpoolu.

Niebezpiecznym jest stwierdzić, że któryś z piłkarzy wypalił się, bądź dawno już osiągnął swoją szczytową formę, gdy nie zbliżył się jeszcze do granicy 30 lat. Jednakże Chelsea kupiła gwiazdę największego formatu za ogromne pieniądze bez (prawdopodobnie) większego namysłu.

W ciągu 2,5 roku po odejściu Torresa, Daniel Sturridge zdobył 30 bramek ligowych w 63 spotkaniach; 15 więcej w 19 mniej spotkaniach od Torresa. Ironicznie, Chelsea zdecydowała się sprzedać go do Liverpoolu.

Sturridge kosztował the Reds ćwiartkę tego, co Chelsea zapłaciła za Torresa. Ponadto jest młodszy, szybszy (obecnie) i ponownie patrząc na obecną formę – o wiele bardziej przyszłościowy. Sturridge także był „znanym nazwiskiem”, albowiem każdy, kto choć trochę interesował się Premier League znał go. Jednak nie był megagwiazdą pokroju Torresa. Był znany, ale nie w skali światowej.

Wracając do słynnego stycznia 2011 roku, można śledzić drogi, którymi podążyli obaj piłkarze. Torres w Chelsea zaczał mieć poważne problemy z odzyskaniem formy, a Sturridge (także jako piłkarz Chelsea) na wypożyczeniu w Boltonie zdobył 8 bramek w 12 występach. Gdybyś spytał wówczas któregokolwiek z kibiców Liverpoolu, który z nich strzeliłby dwa razy więcej goli ligowych (zaliczając jednocześnie znacznie mniejszą liczbę występów) w ciągu następnych 30 miesięcy, znacząca mniejszość zdecydowałaby się poprzeć młodego zawodnika będącego stałym rezerwowym w Chelsea.

Wierzę, że zwykle wszystko ma swoją cenę. Płacąc więcej za zawodnika masz większe szanse na to, iż znacząco wpłynie na Twój zespół. Jednakże przykład Torresa (i Andrija Szewczenki) pokazał, że przeszłość zawodnika może łatwo oślepić potencjalnego kupca i przysłonić rzeczywistość. Jeśli nie jesteś w stanie wyrzuć dziesiątek milionów na pół tuzina piłkarzy światowego formatu, którzy osiągnęli już swoją szczytową formę, musisz mieć nieco inne podejście.

Średni wiek „znanych piłkarzy” w momencie ich transferu to 26 lat. Dla porównania „względnie anonimowi” przychodzą do drużyny najczęściej mając 22 lata. (Tak na marginesie, pisałem w styczniu, że Bob Paisley, legendarny menadżer Liverpoolu, kupił 20 zawodników, którzy regularnie występowali w lidze angielskiej dla the Reds. Spośród nich, 18 miało co najwyżej 24 lata. Pozostała dwójka to 25 i 26 latkowie. Średnia wiekowa kupionych zawodników przez Boba to jedynie 22 lata).

Zawodnicy najlepiej nam znani najczęściej osiągnęli już swoją szczytową formę w karierze. Mnóstwo doświadczenia i scoutingu jest wymagane, aby wyciągnąć ich jeszcze na początku krzywej rosnącej opisującej ich poczynania.

Podczas, gdy Bob Paisley sprowadził kilku bardzo znanych brytyjskich piłkarzy takich jak Kenny Dalglish czy Graeme Souness, prawdopodobnie to ci tańsi i zwykle młodsi zawodnicy – ci, których rywale nie dostrzegali i nie rozwijali – przyczynili się do zdominowania Anglii i Europy przez Liverpool. To właśnie tacy zawodnicy jak Steve Nicol, Ian Rush, Bruce Grobbelaar, Alan Hansen, Phil Neal i Ronnie Whelan świadczyli o sukcesach Liverpoolu.

Wszyscy Ci piłkarze byli z początku zwykłymi anonimami podczas transferu do the Reds (oczywistym jest teraz, że Geoff Twentyman był genialnym scoutem i znacząco przyczynił się do sukcesów Liverpoolu w tamtym okresie). Chociażby porównując niegdyś nieznaną grupkę anonimów z największymi transferami Paisleya, prawdopodobnie więcej poparcia zyskaliby Względnie anonimowi. Po Dalglishu, Sounessie, Lawrensonie i Alanie Kennedym, nie widać już żadnych „legend”. Dopiero Craig Johnston i David Johnson mogą być uznani następnymi „znanymi nazwiskami”.

W takim zestawieniu widzę 4 legendy Liverpoolu, które zostały sprowadzone jako „znane nazwiska” i 6 zawodników „względnie anonimowych”. Sumując kwoty transferowe Franka McGarveya, Craiga Johnstona i Davida Hodgsona – znanych piłkarzy ekstraklasy w Szkocji i Anglii podczas przybycia – otrzymujemy 200 tysięcy funtów więcej niż kupując całą 13 „anonimów” sprowadzonych do klubu między 1974 a 1983 rokiem (wyłączając rezerwowych bramkarzy).

Ci „mniej znani piłkarze” rozegrali łącznie 3673 spotkania dla Liverpoolu.

Trzy tysiące sześćset siedemdziesiąt trzy! (Rzadko używam wykrzykników, jednak musiałem 3 razy sprawdzać swoje obliczenia w tym przypadku.) To średnio 313 występów na zawodnika.

Za kwotę 3-krotnie większą niż pieniądze wydane na tę trzynastkę, Znane nazwiska 2451 razy wychodziły na murawę w pierwszej jedenastce (średnio 272 na zawodnika). Nie zapominajmy jednak, że Dalglish i Souness są zdecydowanymi faworytami do zajęcia miejsca w najlepszej jedenastce wszech czasów the Reds, a Lawrenson i McDermott z pewnością mogliby co najmniej powalczyć o ten przywilej. Ta czwórka, mimo wszystko, to wspaniałe transfery tamtych czasów.

Oczywiście nie zamierzam narzekać na Paisleya, który sprowadzając Dalglisha ustanowił niegdyś rekord transferowy. Jednakże, „mniej znani piłkarze” także byli niesamowitymi zawodnikami. Ponadto, warto też wspomnieć, że wśród 13 „anonimów” znalazł się Kevin Sheedy, którego geniusz objawił się dopiero podczas dwóch mistrzowskich sezonów Evertonu oraz Jim Beglin, który rozegrał 98 spotkań dla the Reds przed poważną kontuzją, kończącą karierę wówczas 24-latka.

Cofając się jeszcze dalej, w późniejszym okresie Billa po zdobyciu 2 mistrzostw pierwszej dywizji, uwagę przyciąga postać Steve’a Heighwaya sprowadzonego z Skelmersdale United, Jimmyego Case’a, kupionego za grosze z południowego Liverpoolu i 18-letniego Raya Clemence’a, ściągniętego ze Scunthorpe United, klubu, który 4 lata później oddał the Reds także Kevina Keegana. Łącznie czwórka ta kosztowała połowę ceny Hateleya, połowę ceny Aluna Evansa czy też połowę ceny Petera Cormacka.

Trójka wymienionych to wielkie transfery z klubów pierwszej dywizji tamtych czasów. Nie jestem fanem ich talentów: jedynym udanym wielkim transferem Billa w ciągu jego ostatnich 7 lat panowania był Ray Kennedy, który zakończył karierę niedługo po przybyciu. Nawet Ray, były napastnik Arsenalu, potrzebował dwóch lat, aby ułożyć swoje życie na Anfield.

W dzisiejszych czasach nieznani piłkarze nie są sprowadzani z niższych lig lub Szkocji. Są to najczęściej zawodnicy ściągani zza granicy, jednak reguła się nie zmieniła: należy kupować gwiazdy przyszłości, a nie przeszłości.

Wszyscy będą popełniali błędy transferowe – nawet Paisley i Shankly zaliczyli kilka niewypałów – jednak najważniejsze jest, aby pieniądze zgadzały się ze wkładem w drużynę. Z niewiadomych przyczyn, w ciągu 50 lat transferów Liverpool miał więcej szczęścia ze „względnie nieznanymi” nazwiskami niż z piłkarzami, których powszechnie skazywano na sukces.

Największe gwiazdy jutra mogą być dziś całkiem nieznani.

Paul Tomkins



Autor: Hatez
Data publikacji: 21.06.2013 (zmod. 02.07.2020)